Żar ogniska unosił się
wysoko, jakby chciał dosięgnąć gwiazd.
Dźwięk
fal delikatnie uderzających o brzeg plaży, idealnie komponował się z
brzdąkaniem Chanyeola i kurewsko dobrym głosem Baekhyuna.
Byli dla siebie najważniejsi, miłość lub cokolwiek pomiędzy
nimi, nie mogłoby być tym samym bez muzyki, którą, oboje żyli od zawsze.
Zamiłowanie do tych samych zespołów,
wspólne koncerty i wspomnienia stworzyły związek idealny. Jeżeli zostałbym
spytany czy jest ktoś komu czegoś zazdroszczę, to bez zastanowienia
odpowiedziałbym, że są to moi przyjaciele i to, co ze sobą przeżyli, i jak żyją
teraz.
Kai i Taemin byli braćmi. Rzadko kiedy można było zobaczyć ich
osobno. Byli do siebie cholernie podobni. Podczas wymiany poglądów, a nawet
zwykłej pogawędki miało się wrażenie, że te dwie osoby siedzące naprzeciwko
ciebie to tylko złudzenie.
W naszej grupie, chyba nie było jednej osoby, która raz w życiu
nie podejrzewałby ich i jakąś niezdrową relację.
Key tak naprawdę miał na imię Kibum, ale przez jego wyjątkową
otwartość nazywaliśmy go kluczem. Gdyby nie on prawdopodobnie nigdy nie
poznalibyśmy Vernona i Krystal, których zgarnął do nas ze Stanów.
Kibum wyróżniał się też swoim stylem. Byłem skłonny powiedzieć,
że każdy w naszym małym miasteczku, nawet jeżeli nie znał go osobiście,
kojarzył go ze względu na to jak wyglądał.
Różowa, powykręcana w każdą stronę grzywka i wyrafinowany gust
sprawiało mylne wrażenie na temat jego osoby. Był najbardziej hetero-facetem z
naszej bandy debili.
Przyjaźnił się z Hyuną, która była sarkastyczną cizią ze
specyficznym poczuciem humoru. Ich kłótnie były codziennością, a kiedy we
wszystko mieszał się jeszcze Baekhyun, nikt nie wiedział komu należy się tytuł
królowej dramatu.
Był jeszcze Sehun.
Cztery lata ode mnie młodszy gówniarz, który piekielnie kochał
palić. Nie wiem skąd i jak się tu znalazł, ale był taki nasz odkąd tylko się pojawił. Nie odzywał się za wiele, ale jeżeli
już to robił to wszystkim odejmowało mowę. Był bezpośredni i nie miał w sobie
krzty taktu. Jego komentarze były diabelsko trafne. Niedojrzały i dojrzały na
raz. Cały Sehun.
- Idę się przejść – rzuciłem do swoich przyjaciół.
Miałem ochotę w samotności popatrzeć na nocne niebo.
Nigdy nie wiedziałem jak to się dzieje, nie rozumiałem pojęcia
lat świetlnych, nie zastanawiałem się jak wielki jest wszechświat. Po prostu
zatracałem się. Gwiazdy były wolne, a dla mnie wolność była wyznacznikiem
szczęścia.
Nawet nie usłyszałem, kiedy ktoś pojawił się obok mnie, ale,
kiedy to poczułem, wiedziałem, że to Sehun.
Skąd? Kopcił. Jak każdy, ale on jako jedyny palił Lucky Strike. Nie potrafił innych. Miały charakterystyczny zapach, za
którym nie każdy przepadał, ale on mówił, że ten zapach i smak niosą za sobą dobre
wspomnienia. Powstawało wiele nowych marek papierosów, które były po prostu
lepsze, ale on był uparty i nie zamierzał zmieniać tego, co lubił.
- Przeszkadzasz. - powiedziałem, chodź wiedziałem, że to nie
poniesie za sobą żadnych konsekwencji.
Owszem, lubiłem jego towarzystwo. Tylko trochę bolało, kiedy ze
mnie drwił uświadamiając mi jak bardzo żałosny jestem.
Jego papieros zaskomlał, gaszony w mokrym piasku, a Sehun objął
mnie, celowo owiewając moją szyję ciepłym oddechem. Wiedział jak bardzo wrażliwe
było dla mnie to miejsce. Wiedział o mnie za dużo, bardzo nieproporcjonalnie
dużo w porównaniu do tego ile ja wiedziałem o nim.
- Nie musisz ukrywać, że tak na prawdę łakniesz mojego
towarzystwa - Drżałem pod wpływem gorąca na mojej skórze. - mojego dotyku -
Moje oczy zeszkliły się od przyjemności jaką mi zadawał. Czułem jego
usta, język i zęby zostawiające po sobie krwisty znak. - Nie musisz też
ukrywać, że na jakiś chory sposób mnie kochasz.
I zapomniałem wspomnieć o najważniejszym. Byłem ślepo zakochany
w tym gówniarzu. Sehun doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tak naprawdę już
sam nie wiedziałem jak mam odczytywać jego aluzje, jeśli jakieś w ogóle mi
wysyłał. Był tak skomplikowany, tak trudny w obyciu. Jednego dnia miły,
drugiego skurwiel, ograniczony emocjonalnie dupek.
Lubił pokazywać, że w pewnym stopniu do niego należę, chodź
paradoksalnie tak nie było, bo nie byliśmy w żadnym związku. Przychodził, kiedy
miał na to ochotę. Całował, poniżał, pieścił, drwił i troszczył się.
Nigdy mnie nie pieprzył.
Nawet jeżeli widział, że chcę, nie. Jeżeli Sehun pożądał, to
zawsze znalazł sobie kogoś, kogo mógł rżnąć, ale to nigdy nie byłem ja.
Odwrócił mnie przodem do siebie. Mocno pocałował moje usta.
Prawie nigdy nie był delikatny. Stanowcze ruchy, które z każdą sekundą
pogłębiały pocałunek.
- Jesteś w beznadziejnej sytuacji Luhan. - Jak bym tego kurwa nie wiedział. - To właśnie takie było.
Beznadziejne. Doskonale wiedział, że go nie odrzucę. Byłem dla niego idealny.
Tolerowałem jego szczeniackie zachowanie, sypianie z różnymi ludźmi. Ja nawet
dziurawiłem własną dumę dla tego dupka. Ale
on nie czuł względem mnie niczego. Wyniszczał od środka. Kradł moje
wnętrze, powoli, zostawiając puste pudełko.
Pozwalałem mu na wszystko, bo co miałem do stracenia. Nie licząc
ludzi, którzy siedzieli przy ognisku miałem tylko jego. I jeśli miałem
wybierać, wolałem go mieć na chwilę niż nie mieć go wcale.
Całowaliśmy się długo.
Nad morzem zawsze robiło się jasno zanim słońce wstawało.
Wróciłem do domu koło ósmej. Minąłem się z ojcem na klatce
schodowej, nawet się z nim nie witając.
To nie tak, że się nienawidziliśmy. Po prostu nie spełniłem jego
ambicji. Miał wobec mnie wiele planów, ale ja wolałem chodzić własnymi ścieżkami.
Przyjaciele, chlanie, papierosy. Nawet jeśli to było głupie i bezcelowe miało
dla mnie więcej sensu niż zapierdalanie na pieniądze, które zazwyczaj
przepieprzamy na jakieś bezwartościowe gówno.
Było mi wygodnie na kanapie i zapewne moje zmęczone ciało w
dalszym ciągu leżałoby zawinięte w ciepłą pościel, a ja myślałbym o jakichś
mało ważnych rzeczach, gdyby ktoś nie postanowił mi rujnować tej sielanki,
nieustannie dzwoniąc domofonem.
Melodyjka doprowadzała mnie do szału. Nie pomagało zakładanie
poduszki na twarz czy liczenie do dziesięciu. Kiedy wszyscy moi sąsiedzi
narzekali, że nie zawsze ich domofony działały, ja miałem ochotę rzucić moim o
ścianę, za każdym razem, kiedy tylko słyszałem raniącą moje uszy, wesołą
melodyjkę.
Wstałem trochę za szybko, przez co zakręciło mi się w głowie i
prawie runąłem na ziemie. Zawsze zapominam, że w takich sytuacjach powinienem
kucnąć zamiast szukać oparcia w ścianie, która nigdy nie była wystarczająco
blisko mnie.
- Co? - zapytałem do słuchawki, nie siląc się na uprzejmość,
kiedy już wszystko mi się z powrotem rozjaśniło i odzyskałem kontrolę nad
ciałem. Prawdopodobnie powinienem więcej jeść.
- Wpuść mnie. - Wywracając oczami, otworzyłem mu drzwi. Baekhyun
był mi najbliższy. Mieszkał w moim bloku przez, co nasi rodzice dobrze się
znali. Oczywiście każdy z nich miał problem o to, co się z nami stało, ale już
po prostu nie mieli siły. To był ten typ przymuszonej przyjaźni. Nawet jakbyśmy
się nie lubili to wigilia i te wszystkie inne święta były razem, więc chcąc nie
chcąc musiałem znosić tego kretyna przez całe życie.
Wszedł z tabliczką czekolady w ręku. Kochał słodycze, zresztą
kto ich nie kochał? Tylko on miał to do siebie, że nie tył. Zawsze uważał, że
nie musi ćwiczyć żeby mieć dobre proporcje. Wszystko zawalał na papierosy, a ja
uważałem, że to zasługa seksu z Chanyeolem.
Wszedł do mojego pokoju i od razu włączył radio. Nie lubił jak
było cicho, co było przeciwieństwem tego, co lubię ja. Położyliśmy się na
miękkim łóżku, praktycznie tworząc jedno ciało z plątaniny naszych rąk i nóg.
Baek był taką przylepą, zawsze musiał się do mnie przytulać, na początku mnie
to denerwowało, ale z czasem przywykłem.
- Daj sobie spokój z Sehunem. - Zrobił to. Wypowiedział imię,
którego nie wolno wymawiać i byłem pewien, że moje policzki płonęły, i to wcale
nie z zażenowania. Raczej ze zdenerwowania. To dobijało, bo wiedziałem, że
dobrze mi radzi.
- Przecież nawet nie ma mnie i Sehuna.
- Przerabialiśmy to tysiące razy, a ty dalej liczysz, że on
kiedyś się zmieni, ale to są puste marzenia, on jest chujem, a ty cipą i on będzie
to wykorzystywał. - Ignorował moje słowa, prowadził swój monolog, myśląc, że to
coś da. To nie było tak, że ja tego nie wiedziałem. Ja to czułem. Bycie wykorzystanym.
Miliony razy. Kiedy po tym jak całował mnie, nawalony szedł do jakiejś naćpanej
laski i kończył z rękami w jej spodniach. Ale wracał. Nie byłem jednorazowy.
- To nie jest proste.
- To jest kurwa banalne. Mam już dosyć patrzenia na to, jak
jesteś zabawką w jego rękach. Tylko czekam na ten moment jak pewnego dnia się
tobą znudzi i wtedy będzie już za późno, nie poradzisz sobie z tym, bo się w
nim zakochasz, za bardzo, przyzwyczaisz, nawet ja widzę, że ten frajer ma coś w
sobie, że masa ludzi lgnie do niego, ale to nie jest dobre, to jest kurewsko
złe.
–
Nie wiem czy zauważyłeś, ale na to już dawno za późno.
Patrzyłem
na Baekhyuna zimnym spojrzeniem, które tak na prawdę było maską zakładaną, za
każdym razem, kiedy mowa była o Sehunie. Nie nawiedziłem płakać przy ludziach,
co nie znaczy, że w samotności tego nie robiłem. To wyzwalało i dzięki temu
zawsze czułem się lżej. Cholera miałem uczucia i kiedy one wszystkie się we
mnie kumulowały, czasami nie wytrzymywałem i po prostu wybuchałem płaczem. Jak
małe dziecko. Potem następował wewnętrzny spokój, który był tylko ciszą przed
burzą. Byłem żałosny, ale wiedziałem, że nie będę potrafił postawić się
Sehunowi, cały czas trwając w tym gównie, mając malutką iskierkę nadziei, że
Sehunowi kiedyś będzie zależeć na mnie chociaż w połowie tak bardzo jak mi
zależy na nim.
Baekhyun prawdopodobnie domyślał się, co to spojrzenie znaczyło.
Znał mnie tak długo, że były chwile, kiedy moje maski wydawały mi się
przeźroczyste. Widział, że w mojej głowie panuje chaos, którego centrum był
Sehun. Chyba chciał jakoś odwrócić od
niego moją uwagę.
Zawiesił się nade mną i pocałował. Pozwoliłem. Był moim
przyjacielem, wiedziałem, że mnie nigdy nie skrzywdzi. Przelewał swoją troskę w
ten pocałunek. To nie było zachłanne. Nie było w tym żadnego pragnienia. Nie
obchodziło mnie jak to wygląda. Zamiast myśleć o wszystkim, co mnie niszczyło pomyślałem
o tym, co jeszcze sprawia, że nie stałem się popsuty. Baekhyun był odpowiedzią.
Póki miałem przy sobie tego wariata, mogłem powiedzieć, że dam radę przeżyć to
życie.
- Może ja powinienem żałować, że znalazłeś sobie Chanyeola? -
Zaśmialiśmy się. - Nie będzie zazdrosny?
- Jakoś mu to wynagrodzę. - Nie chciałem widzieć, co miał
znaczyć ten uśmiech.
***
- Zróbmy coś, nudzi mi się. – zajęczał Taemin, kiedy
okupowaliśmy ławkę na jednej z dzielnicy naszego miasteczka, przy okazji
torując drogę ludziom na chodniku. To leżało w ich zakresie obowiązków postawić
w tym miejscu, więcej ławek. My byliśmy niewinnymi
nastolatkami i nie czuliśmy potrzeby zabawiać się w działaczy naszego osiedla.
Mieliśmy wszystko w dupie, nam było dobrze.
- Możemy pojechać gdzieś pod namioty. – Ożywił się Kai, słysząc
głos swojego brata. To było takie typowe dla nich. Jeden coś chciał, drugi
robił wszystko, żeby spełnić zachciankę pierwszego.
- Możemy – wypuścił dym papierosowy z ust. – Ale gdzie i czym
tam dojedziemy? – Skoro Sehun się zainteresował, to już każdy wiedział, że
pojedziemy. Wiadome było, że jak Sehun to i ja, jak ja to i Baek, a za nim
Chanyeol. Cała reszta kochała jeździć i być wszędzie byle nie w domu, więc, nie
było mowy, żeby nie jechali.
- Mamy jedno auto – wtrąciła się Krystal.
- I jedną przyczepę - dopowiedział zadowolony Vernon.
- Piątka w aucie, druga w przyczepie i możemy jechać – Nawet mi
ten pomysł się podobał. Lubiłem nasze wypady, miało się z tego mnóstwo
wspomnień i nie uwierzyłbym ludziom, gdyby powiedzieli mi, że nam nie
zazdroszczą naszego życia. Nie każdy ma szansę trafić do grona przyjaciół,
gdzie każdy się o siebie troszczy i najzwyczajniej w świecie jest, kiedy go
potrzeba.
- Wiecie co? Rzygam plażą, jedźmy w góry! – Krzyknął zadowolony
Chanyeol, co w sumie nie było złym pomysłem.
Jeszcze tego samego dnia spotkaliśmy się w umówionym wcześniej
miejscu. Chan standardowo miał ze sobą gitarę i plecak wypchany piwem. Kai i
Taemin zajęli się jedzeniem na nasz trzydniowy biwak, a reszta przyniosła koce,
śpiwory poduszki i jeszcze więcej alkoholu.
- Kto prowadzi?
- Yeollie. – Tylko oni wymyślali sobie takie durne przezwiska.
Baekyeol, ja i Sehun jechaliśmy autem, a reszta w przyczepie, bo
nagle przed samym wyjazdem okazało się, że żadna z naszych parek nie chce się
rozdzielać, więc skończyło się na tym, że wylądowałem na tylnym siedzeniu z
Sehunem, który zabrał się za zgniatanie mnie swoim sporo ode mnie większym
cielskiem.
- Spokojnie Luhan, włączymy głośno muzykę, w razie gdybyś nie
umiał powstrzymać jęków. – zaśmiał się z własnego żartu Chanyeol.
Ja i Baek w tym samym czasie wywróciliśmy oczami. Chociaż patrząc
na to jak Sehun zaczął maltretować moją szyję, to wcale nie był taki głupi
pomysł.
Darliśmy się wszyscy do przebojów radiowych, starając się
zagłuszyć śmiechy z przyczepy. Yeol doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ma
dobry głos. Jego chrypa idealnie pasowała do mocnych, rockowych piosenek.
Później byłem trochę zmęczony i chyba jak wszyscy, sądząc po ciszy, która
nastała. Przytuliłem się do Sehuna i patrzyłem jak wysokie budynki nikną za
krajobrazem pól i łąk. Czasami Sehun był bardzo czuły, i może to dawało mi tą
nadzieje, że kiedyś pokaże mi swoje uczucia trochę staranniej. Baekhyun nie
mógł tego zrozumieć, bo jego życie z Chanyeolem było inne.
***
Kiedy dojechaliśmy, od razu zaczęliśmy rozpalać ognisko, na
ciepłą wodę. Połowa z nas potrzebowała kofeiny, bo podróż była męcząca. Hyuna i
Sehun siedzieli na masce samochodu, paląc fajki. Kiedyś byłem o nią zazdrosny,
bo z niezrozumiałego dla mnie powodu zawsze potrafiła się dogadać z Sehunem i
przy niej nie siedział taki bez emocji,
ale to minęło, kiedy zauważyłem, jak Hyuna patrzy na Kibuma. Może to przez jej
osobowość, może wygląd, bo była cholernie atrakcyjna, a ja nadzwyczajnie głupi,
ale nie potrafiłem wyprzeć ze świadomości myśli, że byłaby idealna dla Sehuna.
Cieszyłem się, że to tylko głupie wyobrażenia, a nie coś czego naprawdę
doświadczam. Bo o ile zdrady z osobami, które znam jakoś znosiłem, to zdrady z
przyjaciółką chyba bym nie wytrzymał. Zdrady? Przecież my nie byliśmy razem.
Podszedłem do nich i nawet nie zdążyłem powiedzieć słowa, a
Sehun pocałował mnie delikatnie. Nie próbował mi wepchać języka do ust,
co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Sehun musiał mieć wtedy naprawdę dobry
humor. Hyuna zachichotała na nasz widok. Czasem miałem wrażenie, że ona widzi i
wie więcej niż ja.
Usta Sehuna smakowały jego papierosami, zawsze tak samo.
- Znowu piłeś gorzką kawę? – Wiedziałem, że zwróci na to uwagę.
Nienawidził goryczy jaką miała w sobie czarna kawa, a mi cukier psuł cały smak.
Zazwyczaj nie piłem jej, kiedy wiedziałem, że Sehun będzie chciał mnie całować.
– Nienawidzę jej, ale na twoich ustach jest całkiem znośna. – Uśmiechnął się do
mnie.
Czułem się jakbym trafił do innego wymiaru, bo Sehun był dla
mnie taki czuły. Już sam nie wiedziałem czy to dobrze czy źle, bo z jednej
strony było mi cholernie miło, ale z drugiej, wiedziałem, że w pewnym momencie
jego temperament dupka powróci z potrójną siłą. I wtedy nie będzie już tak sympatycznie.
Przytulił się do mnie i schował swoją głowę w zagłębienie mojej
szyi. Całkiem możliwe, że coś go trapiło, a nie chciał o tym mówić głośno.
- Chodźcie wszyscy! Zrobiłem nam jajecznicę! – Krzyknął
zadowolony z siebie Chanyeol. Jego popisowy numer to smażenie jajek na foli
aluminiowej nad ogniem. Wpadłby ktoś kiedyś na to? Bo ja w życiu, ale ważne, że
było zjadliwe i tanie.
- Czujecie jak tu się cudownie oddycha? – Spytał zachwycony
Taemin. - Był uroczym stworzeniem.
- Ja czuję! – poparł go od razu Kai widząc, że nikt nie zamierza
mu odpowiadać. Poczochrał go po głowie, na co młodszy się uśmiechnął. Rozczulający
obrazek, doprawdy.
- Myślę, że to ten wyjątkowy czas, kiedy możemy zacząć pić. –
Uśmiechnął się Vernon. – Mały alkoholik. Miał szesnaście lat, a miał o wiele
silniejszą głowę ode mnie, co jednak uważał za zmorę swojego życia, bo
potrzebował więcej niż inni żeby się porządnie najebać.
Wszyscy rzucili się na wiaderka z zimną wodą, w której
chłodziliśmy piwo.
- Właściwie, gdzie będziemy siedzieć zimą? Stary Kim wyraźnie
powiedział, że nie pozwoli nam zostawać w jego karczmie po zamknięciu. I od
razu mówię, w moim mieszkaniu wszyscy się nie zmieszczą. – Krystal miała rację.
Co roku, kiedy kończyła się jesień, kończyliśmy u starego Kima, ale on nagle
stwierdził, że nie będzie nas już utrzymywał, bo ma problemy z żoną czy coś
tam. Naprawdę nie interesowały nas jego tłumaczenia, tylko to, że nie
wiedzieliśmy, gdzie będziemy się spotykać.
- Też trochę o tym myślałem. – Westchnął Chanyeol.
- I? Wymyśliłeś coś?
- Nie.
- Dajcie spokój i przestańcie dramatyzować, przecież nic się nie
stanie, jak przez kilka tygodni nie będziemy się widzieć w pełnym składzie. No
i w razie czego ja mam wolne mieszkanie. – zapalił papierosa – Może nie jest
tam jakoś nadzwyczaj ciepło, prąd też nie zawsze jest, ale przeżyjemy. Nie ma,
co się zastanawiać, nad tym, co będzie, kiedy jesteśmy teraz tutaj.
- Sehun dobrze mówi – krzyknął Kai.
Nie minęło parę minut, a każdy zaczął ze sobą żywo rozmawiać.
Zaczęły się wygłupy i wspomnienia. Śmiałem się z Baekhyunem opowiadając,
kompromitujące sytuacje z dzieciństwa, które tak naprawdę wszyscy słyszeli już
po parę razy, ale słuchali tak, jakby nagle miało się pojawić coś nowego.
- Tak, spędziłem na tym drzewie dwie godziny, ale te kury
naprawdę wydawały mi się wtedy straszne. To było całe stado. – Próbował się
tłumaczyć, kiedy inni już płakali ze śmiechu. – Zresztą Luhan wcale nie jest
lepszy, szukali go parę godzin, po czym okazało się, że siedział w budzie z psem
u swojej babci. To jest dopiero nienormalne.
- Jesteście nienormalni.
- Normalni czy nie, zrobiłem się śpiący – powiedziałem. – Byłem
zmęczony podróżą i ogólnie dniem, co nie znaczy, że mi się nie podobało.
- Poszedłem na tylne siedzenie starego wozu i zasnąłem.
***
Kiedy się obudziłem, poczułem, że coś ciężkiego oplata całe moje
ciało. Zajęło mi chwilę, żeby zrozumieć, że to właśnie Sehun, praktycznie dusił
mnie swoim, co prawda wychudzonym, ale całkiem sporym cielskiem. Było mi
niewygodnie i bolała mnie szyja, prawdopodobnie od tego, że spałem na
nierównych siedzeniach, bez poduszki.
Słyszałem, że na dworze już kilka osób nie śpi, sądząc po
roznoszącym echo śmiechu. Nie byłem pewien, ale chyba Key darł się właśnie, że
wszędzie roi się od robaków, których żywcem nienawidził, bo były obrzydliwe, a
Key nie lubił brzydkich rzeczy.
Sehun zaczął, pewnie nie do końca świadomie, molestować moją
szyje oddechem. Czy nie mówiłem już kiedyś, że to naprawdę wrażliwe dla mnie
miejsce?
Zacząłem się wierzgać, żeby jakoś zmienić pozycje, ale wtedy on
ścisnął mnie jeszcze mocniej mrucząc coś pod nosem, że nigdzie nie pójdę. Świat
się walił, Sehun chciał, żebym z nim leżał. Zgadywałem, że jak się obudzi
będzie miał ostrego kaca, bo nie chciało mi się wierzyć, że zebrało mu się na
czułości, nie będąc napitym. Nie jeśli to się zdarzyło któryś raz z kolei w
ciągu dwudziestu czterech godzin.
Leżelibyśmy tak dopóki ten drań by nie wstał, ale w pewnym
momencie poczułem jak jego ręka wpełza pod moją bluzkę. Nie miałem zamiaru wnikać, co temu
napaleńcowi się śniło, ale też nie chciałem żadnych akcji tego typu z samego
rana.
- Sehun, wstawaj. – Wyszeptałem na początek, ale on tylko
zamruczał coś niezrozumiałego. Chciałem być delikatny. Ale skoro to nie
działało, to po prostu zrzuciłem go z siedzeń.
- Kurwa, Luhan!
- Coś nie tak? – Spojrzałem na niego, trzepocząc niewinnie
rzęsami.
- Nie chcemy wam przerywać księżniczki, ale Chanyeol zrobił
jedzenie. – Poinformował nas Kai.
Wyczołgaliśmy się z tego auta, jęcząc, co jakiś czas przy rozprostowywaniu
kości. Sehun specjalnie strzelał palcami, wiedząc jak nienawidzę tego
drażniącego dźwięku, fuj, to było obrzydliwe. I że o miał być jakiś rewanż tak?
Niektórzy siedzieli przy ognisku innych gdzieś wywiało. Ci co zostali
trzymali w ręku folię aluminiową z pieczonymi ziemniakami. Na początku
myślałem, że będzie bez smaku, ale skórka była mocno posolona i o dziwo
smakowało. A więc jednak potrafił robić coś poza muzyką.
- Co dzisiaj robimy? – spytałem od niechcenia, ale w sumie nie
widziałem sensu siedzenia przez cały dzień przy ognisku.
- Chodźmy na wycieczkę, skoro i tak już jesteśmy.
I faktycznie, kilka osób wzięło plecaki z wodą i jakimś
jedzeniem. Szliśmy, pod górę, Hyuna jęczała, że jej się nie chce i że bolą ją
nogi, dlatego Key, co jakiś czas niósł ją na plecach, bo jej narzekania
zaczynał denerwować powoli każdego. Chanyeol i Baek wydurniali się jak zawsze
pełni energii, śpiewali jakieś nawet nam nieznane kawałki. Sehun szedł gdzieś
przed nami sam, ale doskonale wiedzieliśmy, że był, bo rozsiewał za sobą tak
dobrze nam znany zapach jego papierosów. Nie wiedzieliśmy gdzie idziemy, ale
było naprawdę miło.
- Key, zapodaj jakaś historyjkę z Ameryki. – Hyuna zawsze chciała
wyjechać do Stanów, ale nigdy nie miała na to kasy, dlatego chłonęła wszystko,
co opowiadał Key. I nie było dla niej ważne, czy mówił o tym wcześniej i czy w
ogóle była to historia o nim. Key był tam raz i nigdy nie wrócił tam z
powrotem. Vernon i Krystal też nie raz opowiadali o tym jak tam jest, ale
Hyuna, chciała słuchać tylko Kibuma. Doskonale pamiętałem jaki cyrk odstawiła,
kiedy dowiedziała się, że na jakiś czas wyjeżdża i nie zabiera jej ze sobą.
- W sumie… - Zaśmiał się na samo wspomnienie. I zaczął jakąś
żałosną opowiastką, o gościu, który mimo wyglądu miniaturowego tyranozaura,
miał tyle charyzmy, że według Kibuma był jedynym facetem dla którego mógłby zostać
gejem. Cała ich znajomość była cholernie skomplikowana i ostatecznie ten gad
(?) spierdolił, może nie tyle co łamiąc Bummiemu serce, co Key zmarnował pare
godzin życia, przepijając prawie połowę swojej i tak niewielkiej wypłaty,
w jakimś obskurnym pupie. To był też moment, kiedy (całkowicie najebany) zrozumiał,
że faceci (mimo wielu na początku niepewności) nie są dla niego. I właśnie
dlatego teraz Hyuna mogła się do niego ślinić, mając spore szanse dobrania się
do jego rozporka. Tak w wielkim skrócie.
Na tego typu i innych wspomnieniach minął nam prawie cały dzień.
Mały strumień płynął obok i był niemal oazą w tym upale. Osobiście miałem
wrażenie, że moja głowa spali się od słońca. Niektórzy siedli w cieniu pod
jednym z wielu drzew, a ja, Taemin, Baek i Chanyeol weszliśmy do lodowatej wody,
która praktycznie mroziła nam przepływ krwi, ale to było nieprzyjemne, ale
zarazem tak przyjemne, że nie mieliśmy ochoty stamtąd wychodzić.
***
Ochłodziliśmy się wszyscy i kiedy słońce zaczęło zachodzić
postanowiliśmy się zwijać. Nie chcieliśmy wracać po ciemku. To znaczy były
osoby, którym to nie przeszkadzało, ale. No właśnie ale nie.
Wszyscy już poszli, a ja szedłem trochę z tyłu z Sehunem, nie
rozmawiając, chociaż i tak szokiem kulturowym było to, że my w ogóle
spędzaliśmy ze sobą tyle czasu, a on nie zdążył wepchnąć łap w inne spodnie niż
moje.
- Luhan. – Złapał mnie za rękę i się zatrzymaliśmy. No jak kurwa
romantycznie.
- Tak?
- Chodź, chcę ci coś pokazać.
Było chłodno. Pytał czy nie jest mi zimno, ale ja nie miałem
zamiaru brać od niego katany, którą nosił zawsze. Miejscami przetarta i
podziurawiona. Ozdobiona naszywkami jego ulubionych zespołów; Sex Pistols, The Velvet Undergrund czy Television, poprzebijana ćwiekami.
Jednak on musiał zrobić swoje i zarzucił ją niedbale na moje ramiona. Praktycznie w niej tonąłem, kolejna niesprawiedliwość. Gówniarz był młodszy ode
mnie, a i tak wyższy prawie o głowę. Chociaż on to ponoć lubił. Uważał, że to
na swój sposób urocze.
Wiecie,
co wam powiem? Ja to jednak byłem idiotą.
Byłem takim cholernym idiotą.
Kompletny brak kontroli nad swoim życiem. Nie potrafiłem sobie
niczego udowodnić. Mówiłem jedno, a robiłem drugie. Żałosny. Całkowicie
uzależniony od tego pierdolonego ignoranta.
Siedziałem z nim na jakiejś polanie i nie
wcale nie patrzyliśmy na gwiazdy, a Sehun niczego mi nie pokazywał. Chyba, że
chciał mi pokazać jak łatwo potrafię mu ulec. W tej samej sekundzie, co ja
Sehun łapał łapczywie tlen, chcąc jak najszybciej powrócić do całowania moich
ust. Myślałem, że uda mi się skończyć z tą toksyczną relacją, ale się nie dało.
Słońce
zachodziło i pachniało jakimiś ziołami, a ja na prawdę nie wiedziałem, co robię
w jego ramionach, całując jego usta tak zachłannie, jak jeszcze nigdy. Czułem
od niego wódkę, ale to w żaden sposób mnie nie zniechęcało. Nie potrafiłem się sprzeciwić.
To było za trudne. To jakby, ktoś postawił pod nos zapalone papierosy,
palaczowi na odwyku, dając wolną rękę. Możliwość wyboru. Ja nie miałem na tyle
silnej woli żeby odmówić.
Jego gorący język na mojej szyi.
Szorstkie ręce na moim delikatnym ciele.
Drażniący, nikotynowy oddech.
Brązowe oczy, wypełnione uczuciem.
Niemające pokrycia obietnice.
Ciche wyznania.
Sehun.
Gdyby ktoś powiedział mi, że będę uprawiał seks na środku
pieprzonej łąki w górach z chłopakiem, który nigdy nie pozwalał mi siebie mieć,
roześmiałbym mu się w twarz. Zrobiłbym to jeszcze godzinę temu. Ale teraz,
byłem po prostu szczęśliwy i delektowałem się tym wszystkim póki jeszcze trwało,
bo nie mogłem wiedzieć, kiedy coś zacznie się pierdolić.
- Miałeś mi coś pokazać.
Zmarszczyłem brwi zdziwiony, bo nie miałem pojęcia czego
powinienem się spodziewać.
Wyciągnął z kieszeni dwa
metalowe łańcuszki z blaszką. Wiedziałem, że ten kawałek metalu wiele dla niego
znaczył, dlatego ciężko mi było sobie wyobrazić, że na moim sercu wisiało jego
imię. Poczułem się wyjątkowy, oddał mi coś, co miało dla niego ogromne
znaczenie.
- Sprawmy żebyśmy dla siebie nigdy nie potrafili umrzeć. – Kiedy
założył mi na szyję nieśmiertelnik z jego imieniem i datą urodzenia, czułem się
dziwnie, ale to było coś pozytywnego. Ekscytacja? Kiedy Sehun machał mi
połyskującą blaszką z moim imieniem przed oczami. Zamierzał ją nosić. Nie
wiedziałem dlaczego, chciałem mieć nadzieję, że to był dowód na to, że coś dla
niego znaczę.
I możliwe, że o był mój najszczęśliwszy dzień w życiu.
- Sehun… Co ja mam teraz o tym wszystkim myśleć? – zapytałem trochę
zmieszany.
- Nie myśl. Po prostu noś to i żyj dla mnie.
Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem.
Ale w tym okrutnym świecie musiała panować równowaga. W
momencie, kiedy Sehun był moim światem, mój limit szczęścia musiał się
niefortunnie wyczerpać.
***
Wróciliśmy rano na nasze obozowisko. Nie obeszło się bez
milionów: „GDZIE WY KURWA BYLIŚCIE” i tym podobnych. Kiedy pierwszy szok minął
i każdy przyswoił, że jednak żyjemy, rodziło się pytanie, które ktoś raczył (nie
żebym nie liczył, że jednak ono nie padnie) wykrzyczeć.
- Co wy tam robiliście do cholery? Był las i było ciemno.
- Luhan?! – Baek tylko spojrzał na mnie i już wiedział. Wiedział
wszystko. To było takie niesprawiedliwe i zdecydowanie gorsze niż czytanie w
myślach.
- Pieprzyłeś się z nim w lecie?!
- Subtelniej Baek! Subtelniej! – Upomniał go rechoczący pod
nosem Chanyeol.
Przynajmniej wszelkiego rodzaju tłumaczenie się miałem za sobą.
Do południa składaliśmy wszystkie rzeczy i wieczorem byliśmy z
powrotem w naszym małym miasteczku, które bardziej przypominało wieś.
Właściwie wiele się nie zmieniło. Nie chodziłem z Sehunem na
żadne randki, on nie stał się nagle uosobieniem rycerstwa. Różnicą może było
to, że jak na razie wystarczałem Sehunowi i nie potrzebował nikogo więcej do
rozrywki. Nawet Baek z czasem chyba zaakceptował to, co się między nami działo.
Nie mogłem o nic więcej prosić, było mi kurewsko dobrze.
Do pewnego dnia.
Rano obudziłem się sam. Drżałem i było mi zimno, kiedy bryza
morska co jakiś czas podwiewała moją koszulkę. Nie byłem zdziwiony, że Sehuna
nie ma, to było bardzo w jego stylu zostawić mnie samego, ale mimo wszystko
byłem szczęśliwy. Robiliśmy ognisko na pożegnanie lata, a potem wylądowałem na
bardziej odludnej części plaży z Sehunem. Wspomnienia minionej nocy błąkały się
w mojej świadomości, a ja wiedziałem, że póki nie obudzę się w ramionach
Sehuna, prawdopodobnie nigdy nie będę miał cudowniejszego poranku.
Poszedłem do mieszkania Sehuna. Zastukałem, ale nikt mi nie
otworzył. Sehun musiał gdzieś wyjść. Pchnąłem drzwi i wszedłem do jego domu.
Było brudno, wszędzie walały się śmieci, popielniczkę zastępowała puszka po
piwie, na podłodze walały się ubrania, ale ja nie zamierzałem tego sprzątać.
Wszedłem do jego pokoju, gdzie leżał dosyć duży materac z rozkopaną pościelą.
To było chyba jedyne pomieszczenie w całym domu, które wietrzył. Sam nie raz
mówił mi, że zawsze śpi przy otwartym oknie. Zanurzyłem się w przesiąkniętej
jego zapachem kołdrze. Ostatnio dużo spałem, podejrzewałem, że to jest skutkiem
mojej niezbyt zdrowej diety.
Mijały godziny, a Sehun nie wracał. Pomyślałem, że pewnie
pojechał gdzieś pociągiem przemyśleć sobie parę spraw, nie widziałem sensu
siedzenia i czekania na niego, bo tak na prawdę nie miałem pojęcia, kiedy
wróci.
Wieczorem zanim poszedłem do domu zrobiłem sobie mały spacer i
jeśli mam być szczery to było mi trochę smutno, ale chciałem wierzyć, że ten
kawałem blaszki, który wisiał przy mojej piersi coś znaczył.
Mijały
dni.
Tygodnie.
Miesiące.
Sehun
nie wrócił. A ja z czasem przestałem na niego czekać.
***
Wcześniej nie paliłem dużo, ale później dwa, trzy papierosy na
dzień to było za mało i nawet nie wiem, kiedy zacząłem spalać całą paczkę. Było mi smutno. Przez jakiś czas nie
przychodziłem na ogniska. Siedziałem w domu i przeżywałem wewnętrzne załamanie.
Moje włosy były tłuste, ale nie czułem potrzeby ich myć. I tak nie miałem
zamiaru nigdzie wychodzić. Baekhyun
wpadał co jakiś czas, ale chyba bolało go patrzenie na mnie w takim stanie.
Zawsze powtarzał, że mam więcej jeść.
To było takie bez sensu. Miałem żyć dla niego, ale bez niego. Za
dużo ode mnie wymagał.
Któregoś dnia stwierdziłem, że wystarczy. Poszedłem do łazienki wziąłem
długą kąpiel, ogoliłem się, ubrałem i kiedy uznałem, że mimo worów pod oczami i
zapadniętych policzków wyglądam względnie dobrze, wyszedłem. Z paczką fajek Lucy Strike w kieszeni. Było już zimno i
dało się czuć, że to środek jesieni.
Jak zawsze siedzieli na plaży. Już z daleka było widać małe światełko.
Kiedy tylko doszedłem do ogniska, zrobiła się cisza i wszystkie pary oczu były
skierowane na mnie. Wiedziałem, że będą zdziwieni, to nie było dla mnie żadne zaskoczenie.
Uśmiechnąłem się delikatnie do nich i kiedy pierwszy szok minął,
rzucili się na mnie, przez, co wszyscy wylądowaliśmy na mokrym piasku. To było
miłe, że tak się cieszyli z mojego powrotu.
- Wróciłeś do nas! – Jeszcze raz uścisnął mnie Baekhyun. – z tego
wszystkiego naprawdę zachciało mi się śmiać. I że niby wytrzymałem bez nich
ponad dwa miesiące?
- Kto to? – spytałem, jak już się zrobiło trochę luźniej.
- Xiumin. Doszedł do nas nie dawno, ale jest naprawdę w porządku.
Myślę, że do nas pasuje. – podsumował Baek
Wspomnienia
o Sehunie wciąż były żywe, ale nikt nie chciał o nim mówić. Minęło sporo czasu,
ale wszystko było po staremu, Hyuna kłóciła się z Kibumem, bo nawalił za dużo
rozjaśniacza na jej włosy, przez co praktycznie połowę z nich straciła. Kai
głaskał Taemina po głowie, kiedy ten praktycznie zasypiał zmęczony na jego
ramieniu. Swoją drogą odkrył on u siebie jakieś hipisowskie zapędy, ponieważ
zapuścił włosy niemal do ramion i wiązał je opaską na przydługiej grzywce.
Chanyeol grał na gitarze, mimo że Baekhyun przyssał się do jego szyi. Byłem
pełen podziwu, że potrafił się skupić na odpowiednich akordach. Chociaż on
mógłby grać nawet na śpiąco, wiec nie byłem pewien czy to znowu taki wyczyn dla
niego. Vernon i Krystal śmiali się głośno, a ja rozmawiałem z Xiuminem.
Tak naprawdę miał na imię Minseok, ale każdy uważał, że Xiumin
bardziej do niego pasuje. Któregoś dnia szwendał się po plaży, dołączył i został. Miał wygolone boki i uroczą kiteczkę na
środku głowy. Jego lewa ręka była cała wytatuowana, a twarz przyozdabiało parę
cienkich blizn, po licznych bijatykach. Mówił, że kiedyś miał okrągłe policzki,
ale teraz widać było mocno wystające kości policzkowe i zarysowaną szczękę.
- Więc mówisz, że mieszkamy w tym samym bloku? Właściwie, to co
cię tu przywiało?
- Znudziło mi się życie tam gdzie wcześniej byłem. Trochę się
namieszało w mojej starej paczce i jakoś nie chciałem się już z nimi trzymać. Moja ciotka pozwoliła mi mieszkać u siebie, bo
sama i tak nie mogła tej dziury sprzedać po przeprowadzce i oto jestem.
Czas podczas naszych ognisk zawsze leciał bardzo szybko. Nad
ranem Xiumin był totalnie pijany. Ja sam nie byłem już trzeźwo myślący, ale
było ze mną dużo lepiej. Szliśmy sami zataczając spore kółka. Śmialiśmy się
głośno, kiedy inni ludzie jeszcze spali.
- Lubisz podróżować?
- Kocham. Kiedyś z Sehunem znikaliśmy na parę dni i wracaliśmy o
nieprzyzwoitych porach. Na dobrą sprawę nawet nie wiem gdzie byliśmy.
Wsiadaliśmy do różnych pociągów, co jakiś czas się przesiadając, żeby nikt nas
nie złapał, bo nigdy nie traciliśmy pieniędzy na bilety. Piliśmy w różnych
ładnych miejscach, podziwialiśmy zachody i wchody słońca, i…
- Nie chcę ci przerywać, ale kim jest Sehun?
Nawet nie wiedziałem, że mogę o nim mówić z taką lekkością.
Nawet nie zwróciłem uwagi, że to wspomnienie jest związane właśnie z nim.
Zastanawiałem się, czy minęło wystarczająco dużo czasu, aby uczucie, które we
mnie rozpalił zgasło. W tamtej chwili wydawało mi się to niemożliwym, ale
postanowiłem zabić wszystko, co mi po nim pozostało.
- Sehun… Jest bezuczuciowym kutasem, któremu jest obojętne czy
przyjaciele będą się o niego martwić czy nie. Kiedyś tworzył część naszej
paczki, ale pewnego dnia spierdolił zostawiając nas bez jakiegokolwiek
pożegnania. Zawsze trzymał się trochę na uboczu, ale każdy się do niego
przyzwyczaił i trochę boli nas jak prawdopodobnie mało dla niego znaczyliśmy.
- Może miał jakieś swoje powody.
- Nie wiem. Naprawdę chciałbym żeby tak było.
- Kiedyś przestaniesz pamiętać.
- Ale czy da się zapomnieć o kimś, kto spędził z tobą połowę twojego
życia? Będę próbował.
Wymieniliśmy zwykły, braterski uścisk i ruszyliśmy do swoich
klatek.
Może to źle, że starałem się oszukać samego siebie, ale naprawdę
chciałem myśleć, że już do Sehuna niczego nie czuję.
***
Było biało i piździło z każdej strony.
- Luhan, naprawdę nie masz nic przeciwko?
- O mnie się nie martwcie.
Ktoś przypomniał sobie, o tym jak Sehun na wakacjach mówił coś o
tym, że nie ma nic przeciwko, żebyśmy spotykali się u niego w domu w zimie. Co
prawda jego nie było, ale dom jak stał, tak stał, a my nie za bardzo mając się gdzie
podziać, właśnie szliśmy w tamtą stronę.
Zostawił wszystko. Tak sobie myślałem, że to musiała być dosyć
spontaniczna decyzja.
Światło nie działo, ale w szufladzie znalazło się parę świeczek
i liczyłem, że przy drobinie szczęścia nie spalimy całego domu.
Koło północy Chanyeol odleciał, co było zaskoczeniem dla nas
wszystkich, bo on zazwyczaj miał dość mocną głowę. Niedługo po tym Baek zaczął
narzekać na ból brzucha a Hyuna kłócił się z Key o jakieś pierdoły. Sam byłem
już trochę podcięty, dlatego niezbyt świadomie ruszyłem do starej sypialni
Sehuna. Dacie wiarę, że dalej nim pachniała? Po ponad pół roku.
Byłem trochę śpiący i powieki praktycznie same mi się zamykały i
wtedy poczułem, że materac obok mnie się ugina.
- Sehun? – Spytałem po cichu z wyczuwalną nadzieją.
- Nie.
Nie to żebym był zawieziony, przecież wiedziałem, że go tutaj
nie ma.
I wtedy poczułem, że ktoś mnie całuje. Domyślałem się, że to
Xiumin, był drugą po Baekhyunie osobą, z którą spędzałem najwięcej czasu przez
ostatnie dni. Widziałem, że mu się podobam, takie rzeczy się czuje.
Minseok zawisnął nade mną, po czym przycisnął mnie do materaca.
Nie znałem go długo, ale kogo to obchodziło? Czułem się przy nim dobrze. Na
tyle żeby się z nim przyjaźnić. Na tyle żeby się z nim pieprzyć. Żeby z nim
być. Nawet jeśli go nie kochałem, nie chciałem być więcej sam. Stawałem się
egoistą i doskonale zdawałem sobie sprawę, kto mnie tego nauczył.
Między pocałunkami zastanawiałem się jak bardzo jesteśmy pijani.
Miętoliłem jego włosy, kiedy nasze penisy ocierały się o siebie. Zostawiał
zaróżowione znaki na mojej szyi. Tak było lepiej, przyjaciele przestaną patrzeć
na mnie ze współczuciem. Może to niesprawiedliwe, że chciałem ich okłamać, ale
miałem dosyć ciszy, która padała z każdym wspomnieniem Sehuna.
Byłem ciekawy jak długo będę udawał przed samym sobą, że już
jest dobrze, albo chociaż lepiej.
Jego dłonie wylądowały pod moją bluzką. Natrafił na mały kawałek
metalu, który dokładnie obejrzał zaraz po tym jak koszula wylądowała gdzieś w
jego pokoju.
- bezuczuciowy kutas tak? – pomachał mi modelikiem przed oczami.
- to już mi nie będzie potrzebne. – Pochwyciłem nieśmiertelnik i
wsunąłem go do kieszeni spodni.
Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, może jednak nie umiałem
ukrywać emocji?
Co za paradoks, miałem zamiar się pieprzyć w łóżku mojego byłego
chłopaka, którego tak naprawdę dalej kochałem.
***
Minęło parę tygodni i każdy przyzwyczaił się do mojego związku z
Xiuminem. Na początku nie chcieli nam uwierzyć, ale z czasem zrozumieli, że my
wcale nie żartujemy. Coś co mnie przerażało, że zachowywaliśmy się bardzo
podobnie do Chanyeola i Baekhyuna.
Siedzieliśmy teraz u Hyuny i Key, którzy w końcu też się zeszli.
Ich salon to był istny burdel. Wszędzie śmieci i rozwieszona na prawie całą
ścianę flaga Ameryki. Ich własne królestwo.
Tak naprawdę to mało kto chciał tam siedzieć, ale na dworze było
zimno i u Sehuna wcale nie lepiej, a naszych ognisk nie dało się robić, kiedy
wiało i piździło z każdej strony. Siedziałem na kolanach Xiumina i razem ze
wszystkimi śmialiśmy się z jakichś mało ważnych rzeczy. Radio grało jakieś
rockowe piosenki, a my mieliśmy się na prawdę świetnie.
Rozbolała mnie głowa, dlatego poszedłem się przewietrzyć. Nie zdążyłem
przejść nawet dziesięciu metrów, kiedy zrobiło mi się niedobrze i chwilę później
wypluwałem żołądek.
Usiadłem na krawężniku i kiedy uznałem, że czuję się trochę
lepiej wstałem z zamiarem pójścia do domu. Nie widziało mi się wracanie do
Hyuny w takim stanie.
Szedłem prawie prosto, stawiałem, że gdyby było jaśniej nie
miałbym żadnych problemów. Było strasznie ciemno, ale nie bałem się. Doskonale
znałem drogę, którą szedłem, a nie wierzyłem w żadne dziwne potwory, duchy czy
inne tego typu rzeczy.
Nie wiedzieć czemu nagle zacząłem myśleć o Sehunie. Tak naprawdę
jego nieśmiertelnik zawsze miałem przy sobie. Czułem się bez niego trochę
wybrakowany.
Przystanąłem na chwilę żeby spojrzeć na medalik, z którym wiązało
się tak wiele ważnych dla mnie wspomnień. Tęskniłem strasznie, mimo że mogłem
stwierdzić, że zacząłem, ruszyłem dalej, to jednak postać Sehuna nie raz
ukazywała się w moich snach, męcząc mnie.
Popatrzyłem przed siebie i ostatnie, co utkwiło mi w pamięci to
jasne reflektory samochodu. Zrobiło się ciemno i ból głowy powrócił ze zdwojoną siłą. Miałem
wrażenie, że za chwilę przestane oddychać.
- Luhan? – ktoś zapytał, ale ja nie miałem siły mu odpowiadać. Zastanawiałem się kto to był, ale niczego nie mogłem skojarzyć. Myśli
plątały mi się ze sobą. Podniósł mnie i zaczął gdzieś nieść, później już była tylko ciemność. Nawet nie poczułem, że mdleję.
***
Słyszałem jakieś urywki rozmów, ale wszystko mieszało mi się ze sobą i dochodziło do mnie z echem. Uchyliłem na chwilę oczy, ale po chwili od razu je zamknąłem, bo jasność w pomieszczeniu, w którym leżałem, mocno raziła, doprowadzając do bólu głowy. Nagle poczułem jak bardzo chce mi się pić. I palić. Kiedy wszystko zaczęło nabierać ostrości usłyszałem panikującego Baekhyuna.
- Baek, mógłbyś się zamknąć? – wysyczałem zdenerwowany. Irytowało mnie to wyolbrzymianie sytuacji, jeszcze brakowało, żeby ktoś zaczął ryczeć, do cholery, przecież żyłem i prawie miałem się dobrze. – Głowa mnie boli. - Plus ewidentnie miałem braki w pamięci. Na prawdę byłem aż tak najebany?
- Baek, mógłbyś się zamknąć? – wysyczałem zdenerwowany. Irytowało mnie to wyolbrzymianie sytuacji, jeszcze brakowało, żeby ktoś zaczął ryczeć, do cholery, przecież żyłem i prawie miałem się dobrze. – Głowa mnie boli. - Plus ewidentnie miałem braki w pamięci. Na prawdę byłem aż tak najebany?
-
Luhan!
-
Na razie nic nie mówi i zasłoń rolety, tu jest za jasno.
Kiedy
zrobił to, o co prosiłem spostrzegłem, że osobą, która wysłuchiwała żalów Baeka
był Xiumin. Siedział na małym taborecie
i cały czas mnie obserwował.
-
Pewnie chcesz wiedzieć, co się stało. – pokiwałem głową, żeby mówił dalej. –
Ktoś znalazł cię na drodze w parku, ponoć straciłeś przytomność i miałeś naprawdę spore szczęście,
że nie leżałeś tam dłużej. Mogło cię coś potrącić, ewentualnie zdechnąłbyś sobie w pobliskim rowie. NIENAWIDZĘ CIĘ! JAK MOGŁEŚ POZWOLIĆ MI TAK SIĘ MARTWIĆ, PRAWIE WYŁYSIAŁEM PRZEZ CIEBIE, ZAPOMNIJ, ŻE KIEDYKOLWIEK W ŻYCIU POZWOLĘ CI
WYPIĆ CHOCIAŻ JEDNO PIWO. - wtrącił się Baekhyun
-
Nie wiesz kim był ten człowiek?
-
Nie, był w kapturze, nikt go nie rozpoznał, ponoć prosił, żeby się tobą zajęli
i wyszedł. W każdym razie, zostawiam cię z Xiuminem. Wydaje mi się, że macie
sobie trochę do wyjaśnienia.
-
Jak się czujesz? – uśmiechnął się do mnie, przylizując moje roztrzepane kosmyki
włosów.
-
Zważając na to, że boli mnie głowa, niedawno obudziłem się ze śpiączki? Na
dodatek jeszcze wali ode mnie gorzałą to nie, nie czuję się dobrze. – parsknąłem. Nie wiem,
nagle zaczęła mnie irytować jego obecność. Ułożyłem
się wygodnie, kładąc dłoń a klatce piersiowej, kiedy poczułem pod palcami
metalowe kuleczki od nieśmiertelnika Sehuna.
-
Ty mi to założyłeś? – Spojrzałem na Xiumina, który chyba również był zaskoczony
tym, co wisiało na mojej szyi.
-
Nie, nie założyłem. – nastała chwila ciszy.
Tak
na prawdę mogłem tylko przypuszczać, że to Sehun był tym, który mnie uratował.
Równie dobrze sam po pijaku mogłem pozwolić by blaszka zawisła na swoim
miejscu.
-
Faktycznie musiał mieć jakiś powód żeby wyjechać – mruknąłem pod nosem. W głębi
duszy liczyłem, że powodem dla któregoś kiedyś wróci będę ja.
-
Coś mówiłeś?
-
Nie, nic. Możesz zawołać pielęgniarkę,
chcę już stąd wyjść. – Uśmiechnął się do mnie i wyszedł. A ja postanowiłem
sobie czekać na tego dupka. Dopóki moja
cierpliwość nie popełni samobójstwa, będę czekać do usranej śmierci.
END
Ok. Wiem. Miliony lat mnie nie było, ale ja już tak mam, że nie umiem pisać przez długo, aż nagle mnie natchnie i napiszę ponad połowę ff jednego dnia.
Co do ficzka mam mieszane uczucia, niektóre fragmenty mi się podobają inne zupełnie nie, ale idk już zostawiłam tak jak jest.
Mogą być błędy, bo na prawdę nie umiem sprawdzać swoich prac. Poza tym czy ktoś chciałby zostać moją betą? :<
Nie wiem czy muzyka pasowała, bo ja po prostu przy piosenkach z nutek pisałam dane fragmenty.
Dziękuję, że przeczytaliście i będzie mi bardzo miło jak zostawicie jakieś komentarze. <3 font="">3>
Oraz ciepło witam wszystkich obserwatorów, którzy trafili na mojego bloga pod moją nieobecność. ^^