3 października 2014

"Holiday" I

  
     Właśnie mijał drugi tydzień wyczekiwanych przeze mnie wakacji, a ja nareszcie ruszyłem się z domu dalej niż granice Korei. Nie wiem jakim cudem mi się to udało, ale ubłagałem moich rodziców żeby puścili mnie do starych znajomych na prawie całe dwa miesiące. Może nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że przeprowadzili się do Chin dwa lata temu, a ja byłem ukochanym i jedynym syneczkiem moich nadopiekuńczych rodziców, którego najchętniej nie wypuszczaliby z domu, ponieważ różni ludzie chodzą po ulicach i różne myśli chodzą im po głowie. Mimo wszystko nie zamierzałem protestować, skoro pozwolili mi lecieć samolotem samemu i jeszcze stwierdzili, że za wszystko zapłacą to, co ja miałem powiedzieć? Że nie chcę? Błagam, nie codziennie moi rodzice zgadzają się na takie rzeczy.
Zadowolony z siebie wsiadałem do samolotu, i nie ukrywam, że trochę się bałem, bo ponoć start i lądowanie było najgorsze i naprawdę skupiałem całą swoją uwagę na odpędzaniu okropnych myśli, jakie pojawiały się w mojej głowie. Kiedy usiadłem na fotelu, miły kobiecy głos poinformował wszystkich pasażerów o tym, aby każdy zapiął pasy.
Nie było tak źle jak się naczytałem w internecie. Nawet nie musiałem zamykać oczu. W momencie, kiedy turbulencje zakończyły się, założyłem słuchawki, odcinając się od wszystkich ludzi. Początkowo wszystko było idealnie i nawet myślałem, że uda mi się zasnąć, ale zaraz za mną siedział jakiś niewychowany bachor, który nie potrafił utrzymać swoich nóg pod kontrolą, przez co cały czas kopał w moje siedzenie. Chciałem delikatnie powiedzieć matce tego dziecka, żeby jakoś je okiełznała, ale zrezygnowałem. Mamą tego chłopca była jakąś wielką amerykanka, która zajmowała dwa miejsca. Nie chciałem mieć do czynienia z tym grubym babskiem, nie wiadomo jak mogłaby się dla mnie skończyć konfrontacja z kimś tak ogromnym. Wywróciłem oczami, a zaraz po tym przeżyłem minimalny zawał serca. Ktoś dość gwałtownie położył głowę na moim ramieniu. Nawet nie zauważyłem, że ktoś siedział obok mnie i był to młody Azjata, który miał wszystkie kolory tańczy na głowie. Był uroczy, ale zdecydowanie nie w moim typie. Spał tak słodko, że nie miałem serca go budzić, chociaż moja zła strona chciała to zrobić. Bo niby, z jakiej racji on mógł się na mnie rozwalić i smacznie spać a ja miałem się męczyć z dzieckiem, które miało owsiki? No właśnie, z żadnej, ale niech mu będzie może, chociaż on będzie miał miłą podróż.
   Grubo ponad godzinę później śpiąca królewna wybudziła się ze swojego snu mocnym zrywem, przez co moje biedne i niczemu winne czoło oberwało z główki. Oboje syknęliśmy z bólu, sympatyczna pobudka nie powiem, może nawet mu trochę współczułem.
- Wygodnie było? – uśmiechnąłem się do niego drwiąco, ale ten się tylko do mnie wyszczerzył. 
    Ludzie powiedzie mi, co ja w życiu zrobiłem, że nawet jak się irytuję ludzie odpowiadają mi uśmiechem.
- Bardzo! – O, no proszę Koreańczyk.
- A główka boli? – zapytałem dalej sarkastycznie, ale ten chłopak żył chyba w jakiejś krainie kucyków pony i nie znał znaczenia słowa ironia.
- Yhm – wyburczał i przyłożył swoją dłoń do czoła. Jak dziecko. - Jestem Sehun, a ty?
- Suho. 
- Gdzie jedziesz? 
     Chciałem sobie strzelić dłonią w czoło, ale pamiętałem, że dalej mnie bolało, dlatego nie zrobiłem tego.  Czy on na serio był taki głupi? Ten samolot lądował tylko w jednym miejscu.
- Pekin?
- O ja też! 
    Za co zostałem skazany na takiego idiotę? Ten chłopak zachowywał się trochę jak słownikowa definicja blondynki. Już chyba wolałem jak spał. Nie byłem nie miły, po prostu, zmęczony. A zmęczony człowiek to zirytowany człowiek.
- Za dziesięć minut lądowanie - rozległ się głos jakiejś stewardesy.
- Nareszcie – szepnąłem do siebie.
   Cudownie. Sehun uczepił się mnie jak jakiś gówno do buta, ale już chyba wolałbym to gówno na bucie, niż jego niekończące się gadanie, od którego głowa mi pulsowała. Miałem wrażenie, że naprawdę zaraz wybuchnie. 
- Słuchaj Sehun, na pewno idziesz dobrze? – Liczyłem, że może pomylił się, albo zaraz skręci w jakąś nieznaną mi uliczkę dając mi wreszcie spokój.
- Tak. Dzielnica XiuXian dwadzieścia pięć.
    Wyciągnąłem z ciekawości karteczkę z adresem gdzie mieszkali Kris i Tao, bo nazwa była dla mnie jakaś znajoma.
Nic dziwnego skoro moi przyjaciele mieszkali w tej samej dzielnicy i to jeszcze dom dalej. Oszaleje.
- Oh… będziemy sąsiadami.
- Naprawdę?
- Tak.
- Jak fajnie! Yeeey! – Głośniej, pewnie, drzyj się na cały Pekin, oczywiście.  – Niemal czułem jak drga mi powieka z frustracji.
- Do kogo ty właściwie tutaj przyjechałeś?
- Do jeszcze mojego przyjaciela.
- Dlaczego jeszcze?
- A dlatego, że w te wakacje, to już nie będzie tylko znajomy.
- To mu współczuje.
- Czemu? – założył ręce na piersi i nadął policzki.
- Ja bym z tobą nie wytrzymał za dużo gadasz.
- Nie zawsze gadam aż tak dużo, tylko po prostu bardzo się cieszę, że w końcu się z nim spotkam, on jest taki fajny i kochany i miły i cudowny i…
- Dobra, tyle mi wystarczy.
- Zawsze jesteś taki nie w humorze?
- Nie. Jestem padnięty i to przez to. Byłeś tu już kiedyś?
- Raz, ale wtedy jeszcze nie znałem Lulu.
- To prowadź, bo mam wrażenie, że zaraz się tutaj zgubię.
- A to już za chwilę. Pod którym mieszkają twoi znajomi?
- Na karteczce mam napisane, że pod dwadzieścia siedem.
- To faktycznie blisko mnie i Luhana. 
Szliśmy może jakieś dziesięć minut i dotarliśmy. Pożegnałem się z Sehunem, który rzucił się na mnie i potem niczym jakaś dziewczynka na łące podskakując doszedł do swojej willi, dalej przeskakując z nogi na nogę. Dom Tao i Wu nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Moja rodzina też miała portfel wypchany pieniędzmi, więc te wszystkie drogo wyglądające rzeczy nie były dla mnie niczym podniecającym. Mimo wszystko i tak ich dom mi się podobał. Skoro wiedzieli, że mniej więcej w tych godzinach do nich przyjadę, nawet nie krępowałem się pukaniem i od razu wszedłem do domu. Doczołgałem swoją ogromną walizkę po schodach i wlazłem do pierwszego lepszego pokoju, jaki znalazłem. Miałem gdzieś co sobie pomyślą i tak znałem ich od dzieciństwa, więc wiedzieli, że wszędzie czuję się jak u ciebie w domu. Zostawiłem mój bagaż na środku podłogi i rzuciłem się na łóżko. Było naprawdę miękkie i wygodne. Ostatnie co pamiętałem to dźwięk wody lejącej się do wanny, a potem opatulony w czerwoną, jedwabną pościel nareszcie usnąłem.
Przez cały czas miałem wrażenie, że telefon mi wibruje, ale właśnie byłem w trakcie jakiegoś snu, i nie zbierało się na to żebym się obudził i sprawdził, kto się do mnie dobija.

***
- Tak chyba zalazłem waszą zgubę.
-….
- Spokojnie nie panikuj, przecież go nie zgwałcę.
-….
- Oh czekaj, chyba się budzi. Zaraz do ciebie oddzwonię.
     Dochodziły do mnie urywki czyjejś rozmowy, ale nie chciało mi się myśleć, kto to i co chciał. Czy ja naprawdę tak dużo wymagałem? Po prostu chciałem się w końcu wyspać.
- Taozi, tęskniłem, ale weź się zamknij. – powiedziałem, chowając twarz w poduszkę i skuliłem się w kokon, po czym przewróciłem na lewy bok. Tak wygodnie. Czułem, że ktoś kucnął przy łóżku, ale olałem to, a po chwili poczułem delikatny wiaterek pachnący miętą na mojej twarzy, przez co automatycznie marszczyłem nos.
- Tao, proszę. – mentalnie wywróciłem oczami.
Nie wiem, co robił, ale irytowało mnie to, dlatego odwróciłem się tyłem do niego, i wtedy usłyszałem jak się cicho śmieje. Zamarłem. To nie był głos Huanga, bez urazy dla niego, ale jego był bardziej pedalski i nie był też to Kris, więc kto? Zesztywniałem na tym łóżku jak zdechły kot, co musiało się prezentować bardzo ciekawie.
- Spokojnie, nie spinaj się tak, przecież nic ci nie zrobię.
    Spojrzałem na niego i to było za dużo. Nie byłem jakiś bardzo wstydliwy, ale jak zaraz po obudzeniu się widzi zajebistego chłopaka, który ma na sobie tylko biały, zdecydowanie za mało zakrywający ciało ręcznik, to nie ma co się dziwić, że moje policzki minimalnie zróżowiały. Nie mówiąc o tym, że chłopak miał idealnie zarysowane mięsnie brzucha, i jego twarz też była perfekcyjna. Kąciki ust zawinięte były do góry, a usta wygięte w pewnym siebie uśmiechu. Musiał widzieć jak się na niego patrzę, ale to jego wina, że stojąc prze de mną prawie tak, jak go bóg stworzył, wyglądał bardzo seksownie.
- Skończyłeś?
- Co skończyłem?
- Prześwietlać mnie wzrokiem.
- Przecież ja nic nie..
- Nie pogrążaj się.
- Ja się pogrążam? To ty chodzisz prawie z gołą dupą, po cudzym domu.
- Nie jest nawet trochę goła. Po za tym osobą, która raczej nie jest u siebie jesteś ty.
- Może Kris i Tao jeszcze ci nie powiedzieli, ale przez całe wakacje mieszkam u nich.
- To wytłumaczysz mi, co ty tu jeszcze robisz? 
   Okej. Kompletnie nie wiedziałem, o co gościowi chodzi. Zacząłem szybko mrugać oczami. Podszedł do mnie i złapał za podbródek. – Za blisko. Zdecydowanie narusza, moją przestrzeń osobistą. – To jest mój dom, aniołku. – powiedział patrząc mi w oczy.
   Teraz to już na pewno krew napłynęła mi do policzków. Przyłożyłem dwa palce do jego czoła i mocno pchnąłem go do tyłu, na co zaczął się śmiać.
- To w takim razie gdzie mieszkają Tao i Jifan?
- Dom dalej. – zrobiłem zdziwioną minę. - Dobra, niech mu będzie. 
     Wstałem, prawie zabiłem się o własną walizkę i wyszedłem z tego pokoju. Wkurzony zmierzałem do wyjścia i przyrzekam, że słyszałem jego śmiech, który tylko potęgował uczucie złości. Najgorsze jest to, że nawet się nie wyspałem. Z głośnym trzaskiem frontowych drzwi wyszedłem.

***

Tym razem zapukałem do drzwi, żeby mieć pewność, że się nie pomyliłem. Od razu usłyszałem, że ktoś biegnie w moją stronę. Po raz kolejny tego dnia zostałem zmiażdżony w morderczym uścisku.
- Tao, spokojnie udusisz go zaraz – powiedział uśmiechając się szeroko Kris.
- Dziękuję, że chociaż ty starasz mi się pomóc – powiedział i poklepał mnie po plecach, co było zdecydowanie mniej niemęskie, niż to, co zaprezentował wcześniej Huang.
- Mogę się zdrzemnąć? Błagam! – wyjęczałem żałośnie, nie mając ochoty na nic więcej.
- Widzę, że ciężka podróż.
- Oh, żebyś wiedział, ale opowiem wam jutro teraz naprawdę chce się położyć.
- Jasne twój pokój to ten trzeci na górze, po prawej.
- Ok, obudźcie mnie rano. Liczę na śniadanie do łóżka – uśmiechnąłem się uroczo.
- Jeszce jakieś wymagania królewno? – Tao pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ależ skąd – prychnąłem zadowolony i ponownie wlekąc swoją walizkę ruszyłem po schodach, zmierzając do pokoju, w którym aktualnie znajdował się mój raj. Oczywiście mówiąc raj miałem na myśli łóżko, gdyby ktoś nie zrozumiał.
    
*

Rano obudził mnie zapach naleśników. Powoli uchylając jedno oko zarejestrowałem talerz placków leżących na srebrnej tacy ułożonej na szafce nocnej. Obok stał jakby czymś wystraszony chłopak w przeuroczym fartuszku w różowe serduszka. Przez chwilę myślałem, że to mój jakiś głupi sen, ale stwierdziłem, że gdyby faktycznie nim był to ten chłopak obok mnie zamiast fartuszka miał strój pokojówki z mnóstwem koronek i innego badziewia. Tak mój mózg w ciągu całego życia zdążył pochłonąć zdecydowanie za dużo pornosów, ale kto by tam się tym przejmował moimi małymi fetyszami, które raczej nigdy nie wyjdą na jaw publicznie, no chyba, że będę piany. Wracając do rzeczywistości, chłopak chyba dalej zastanawiał się czy śpię.
- I co, wstał już? 
   Usłyszałem kolejną osobę w pokoju i zamruczałem coś pod nosem, nie chciałem jeszcze wstawać.
- Nie, nie miałem serca go budzić.
- Oj Kyunggie, w tym świecie nie ma miejsca na litość.
Po tych słowach poczułem, że to, co dawało mi takie przyjemne ciepło właśnie zostało mi zabrane. Miałem ochotę rzucić w Huang’a tymi naleśnikami, ale po prostu było mi ich żal. Zdążyłem się już odzwyczaić od takich bezwzględnych pobudek. Kiedyś jak byliśmy młodsi mama często wpuszczała Tao do mnie, który z zimnym sercem pozbawiał mnie snu. Nie wiem, jakim cudem wstawał tak szybko, ale w mojej naturze takie coś nie leżało, na pewno.
- Wstawaj kicia, nie mamy całego dnia.
- No już. – Mozolnie podniosłem się, rozglądając się z ciekawością po pokoju. W kącie stała ogromna biała szafa i inne białe mebelki. Cały pokój był bardzo jasny i wszystko było by pięknie gdyby nie fakt, że wyglądał jak pokój dla lalki barbie, lub ewentualnie mojej siostry. Ucieszyłaby się z takiego, chociaż dla niej trochę za mało różu. Pokiwałem niedowierzająco głową, ale nie miałem zamiaru komentować. Jakoś miałem gdzieś cały ten wystrój, ważne, że łóżko było wygodne i w pokoju była łazienka.
   Dalej zaspany posmarowałem pierwszego naleśnika sosem wiśniowym i byłem pod wrażeniem, były zdecydowanie lepsze niż mojej kucharki.
- Pyszne! – wytrzeszczyłem oczy – serio sami to zrobiliście?
- Oh Myeonnie, nie przeceniaj nas – zakasłał Kris. – Zapoznaj się z D.O jest naszym kucharzem, ale i przyjacielem.
     W sumie to zapomniałem o obecności tego cichego chłopaka.
- Racja! Jestem Suho. – uśmiechnąłem się do niego życzliwie. – Gotujesz na serio nieźle!
- Poczekaj aż spróbujesz jego obiadów, pozazdrościsz nam takiego kucharza. – D.O nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął.
- To co dzisiaj robimy?
- Najpierw to idź się umyj, a potem pojedziemy na zakupy uzupełnić zapasy i robimy domówkę – wyszczerzył się do mnie Tao.
- A kogo zapraszacie? – powiedziałem trochę nie wyraźnie dalej przeżuwając placka.
- Baek, Yeol…
- Jakim cudem? Przecież oni są w Korei.
- Nie, przyjechali tutaj do Minseok’a i Lay’a w pierwszy tydzień wakacji, nie mówili ci?
- Nie?
- No to ja ci mówię. Będzie też sam Xiu i Xing, Luhan jakiś jego przyjaciel.
- O nie. – Zaskomlałem załamany.
- Co znowu?
- Sehun jest straszny.
- Z tego, co Lu mi mówił jest uroczy.
- Mówię ci to tylko powłoka.
- Dobra, nie ważne, będzie jeszcze D.O i Kai.
- Kai też? – tym razem wtrącił się wielkooki. – To może ja sobie jednak odpuszczę?
- Nikt sobie niczego nie odpuszcza. I tak każdy wie, że bardzo chcesz żeby z nami był.
- Kto to Kai? – Zapytałem.
- Nasz przyjaciel, ogrodnik.
- Jest architektem krajobrazu, a nie ogrodnikiem.
- Spokojnie Kyunggie, nie chciało mi się tłumaczyć. – Wywrócił oczami, a ja już zaczynałem sobie sklejać wszystko w głowie do kupy i wiedziałem, że ten mały słodki, brunecik najwyraźniej zauroczony był w kimś, kogo imię brzmiało Kai.
- No i będzie jeszcze Chen.
- Kto to? – Zapytałem od niechcenia.
- A myślałem, że już go znasz, po tym jak wylądowałeś jego łóżku –Kris uśmiechnął się do mnie bezczelnie.
     Zamrugałem szybko czując jak stado krwinek kumuluje się w moich policzkach, na wspomnienie niejakiego Chena. Trzeba będzie później jakoś popracować nad tym cholerstwem.
- Mówiłeś, że nic mu nie zrobił! – panikował Tao, prawie rzucając się z pazurami na niewinnego Krisa.
- Bo nie zrobił, Suho po prostu się tam zdrzemnął. – panda wypuścił powietrze z płuc.
- Błagam nie strasz mnie więcej.
- A tobie co instynkt macierzyński się włączył, Kris to już ten czas? – zwróciłem się do wyższego i zrobiłem wielkie oczy, jakby to miało zwiększyć powagę sytuacji, na co Tao oczywiście zmroził mnie wzrokiem, a Fan się zaśmiał. Soo stał i wpatrywał się rozmarzonym wzrokiem w okno. – On tak zawsze? – spojrzałem ukradkiem na D.O.
- Nie, pewnie Jongin ściągnął koszulę – machnął ręką na Tao – nie przejmuj się nim, on teraz przeniósł się do swojego własnego świata, którego panem i władcą jest, Kim Jongin aka Kai.

*

Razem z Soo i TaoRisem poszliśmy do sklepu na umówione zakupy. Kyung miał swój własny koszyk, do którego wkładał składniki potrzebne na następne dania, a nasza reszta zajęła się przekąskami i alkoholem na wieczór. Jak dobrze, że Kris był od nas dwa lata starszy, więc nie musieliśmy się martwić, że na nie sprzedadzą tego, czego najbardziej potrzebowaliśmy. Po drodze mignęły mi kolorowe włosy, a po tym, co zobaczyłem chwilę później stwierdziłem, że Sehun cofnął się w rozwoju o jakieś dziesięć lat. Powiedzcie mi, który normalny (i trzeźwy) siedemnastolatek siedzi w wózku na zakupy zadowolony jakby było to, co najmniej odpicowane Ferrari, które z resztą i tak pewnie posiada jego ojciec. Ale co tam przecież koszyk to zdecydowanie atrakcja, nie wierzę.
- O hej Luhan! Krzyknął Tao. Omo! Faktycznie słodziutki ten twój PRZYJACIEL – podkreślił ostatnie słowo Huang, na co kolorowy oczywiście się uśmiechnął. Co, jak co, ale komplementy to on chłonął jak moja babcia nowe odcinki mody na sukces z koreańskim dubbingiem. Spojrzałem do góry, żeby zobaczyć jak wygląda ten piękny i cudowny, Luhan. Zamarłem. Schowałem się za Krisem przestraszony, co musiało wyglądać co najmniej dziwnie.
- Hej, Jun co się dzieje? – spytał zaniepokojony Kris.
- Ten blondyn jest straszny. Wygląda jak porcelanowa laleczka. chińskie laleczki są straszne, one się patrzą i chcą mnie zabić mówię ci, on chce pożreć moją duszę. One tylko udają, że są martwe, a tak naprawdę czyhają na życie takich niewinnych ludzi jak ja. – Byłem naprawdę przerażony. Niczego nie bałem się tak bardzo jak tych trupich laleczek. To była jakaś taka moja chora fobia z dzieciństwa.
- Fannie, co się stało z Junem. – spytał zaniepokojony Tao, kiedy mnie zobaczył.
- Boi się Luhana. – powiedział powstrzymując śmiech. Był głupi, bo to wcale nie było śmieszne.
- Dlaczego się mnie boi? – Zapytał zdziwiony chłopak. Mogę przysiąc, że widziałem cień radości na jego twarzy, po tym, co powiedział Kris.
- Nie fascynuj się Lulu, on nie boi się ciebie, dlatego, że wyglądasz przerażająco, czy jakoś nazbyt męsko tylko myśli, że jesteś lalką i że chcesz pożreć jego duszę. Tak zrozumiałem z jego bełkotu... – Ten mały blondyn zaczął się głośno śmiać, po czym otarł niewidzialną łezkę z oka.
- Spokojnie, nie zamierzam cię skrzywdzić. – Podszedł do mnie i położył dłoń na moim prawym ramieniu. Z bliska jego oczy były jeszcze większe, i bardziej lalkowate. Czułem jak zaczynam się trząść. W momencie, kiedy się do mnie uśmiechnął miałem ochotę wybiec z tego supermarketu z krzykiem i błagać niebiosa o litość nad niewinną dziewicą, jaką niestety jeszcze byłem. Moment chwila, co ja gadam? Strzeliłem sobie mentalnego policzka, po czym się uspokoiłem. Luhan jest człowiekiem, a ja po prostu obejrzałem w życiu stanowczo za dużo horrorów.
- Okej. Już się ogarnąłem. To była po prostu moja chwila słabości.
- Czemu pomyślałeś, że jestem lalką?
- Bo tak wyglądasz. Dobra skończy już ten temat. – Uśmiechnąłem się prosząco, bo to, co wcześniej odwaliłem było, co najmniej nie na miejscu. W sumie było mi trochę głupio. 

Kasjerka na początku nie chciała uwierzyć Krisowi, że jest już pełnoletni, przez co musiał się fatygować wyciąganiem dowodu osobistego.
Zapakowaliśmy wszystkie zakupy do auta i razem pojechaliśmy do domu.



 CDN...




Teraz każdy kto czyta tego bloga może zabić mnie za tak długą nieobecność. Śmiało, pozwalam T^T 
Na prawdę przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale zauważyłam, że ciężko mi jest się trzymać ciągle jednego projektu i zawsze jak siadam pisać coś, to piszę nie to co chcę ^^" Ogólnie zrobię zakładkę z opisami shotów/opowiadań, które zamierzam w przyszłości wstawić.
Co do Holiday... miałam to wstawić w wakacje, ale jakoś tak wyszło, że wstawiam teraz :D Mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania :)) 
 Przepraszam za błędy, jeśli jakieś są...