Właśnie mijał drugi tydzień wyczekiwanych przeze mnie wakacji, a ja
nareszcie ruszyłem się z domu dalej niż granice Korei. Nie wiem jakim cudem mi
się to udało, ale ubłagałem moich rodziców żeby puścili mnie do starych
znajomych na prawie całe dwa miesiące. Może nie byłoby to dziwne, gdyby nie
fakt, że przeprowadzili się do Chin dwa lata temu, a ja byłem ukochanym i
jedynym syneczkiem moich nadopiekuńczych rodziców, którego najchętniej nie
wypuszczaliby z domu, ponieważ różni ludzie chodzą po ulicach i różne myśli
chodzą im po głowie. Mimo wszystko nie zamierzałem protestować, skoro pozwolili
mi lecieć samolotem samemu i jeszcze stwierdzili, że za wszystko zapłacą to, co
ja miałem powiedzieć? Że nie chcę? Błagam, nie codziennie moi rodzice zgadzają
się na takie rzeczy.
Zadowolony z
siebie wsiadałem do samolotu, i nie ukrywam, że trochę się bałem, bo ponoć
start i lądowanie było najgorsze i naprawdę skupiałem całą swoją uwagę na
odpędzaniu okropnych myśli, jakie pojawiały się w mojej głowie. Kiedy usiadłem
na fotelu, miły kobiecy głos poinformował wszystkich pasażerów o tym, aby każdy
zapiął pasy.
Nie było tak źle
jak się naczytałem w internecie. Nawet nie musiałem zamykać oczu. W momencie,
kiedy turbulencje zakończyły się, założyłem słuchawki, odcinając się od
wszystkich ludzi. Początkowo wszystko było idealnie i nawet myślałem, że uda mi
się zasnąć, ale zaraz za mną siedział jakiś niewychowany bachor, który nie
potrafił utrzymać swoich nóg pod kontrolą, przez co cały czas kopał w moje
siedzenie. Chciałem delikatnie powiedzieć matce tego dziecka, żeby jakoś je
okiełznała, ale zrezygnowałem. Mamą tego chłopca była jakąś wielką amerykanka,
która zajmowała dwa miejsca. Nie chciałem mieć do czynienia z tym grubym
babskiem, nie wiadomo jak mogłaby się dla mnie skończyć konfrontacja z kimś tak
ogromnym. Wywróciłem oczami, a zaraz po tym przeżyłem minimalny zawał serca.
Ktoś dość gwałtownie położył głowę na moim ramieniu. Nawet nie zauważyłem, że
ktoś siedział obok mnie i był to młody Azjata, który miał wszystkie kolory
tańczy na głowie. Był uroczy, ale zdecydowanie nie w moim typie. Spał tak
słodko, że nie miałem serca go budzić, chociaż moja zła strona chciała to
zrobić. Bo niby, z jakiej racji on mógł się na mnie rozwalić i smacznie spać a
ja miałem się męczyć z dzieckiem, które miało owsiki? No właśnie, z żadnej, ale
niech mu będzie może, chociaż on będzie miał miłą podróż.
Grubo ponad godzinę później śpiąca królewna wybudziła się ze swojego snu mocnym
zrywem, przez co moje biedne i niczemu winne czoło oberwało z główki. Oboje
syknęliśmy z bólu, sympatyczna pobudka nie powiem, może nawet mu trochę współczułem.
- Wygodnie było?
– uśmiechnąłem się do niego drwiąco, ale ten się tylko do mnie
wyszczerzył.
Ludzie powiedzie mi, co ja w życiu zrobiłem, że nawet jak się irytuję ludzie
odpowiadają mi uśmiechem.
- Bardzo! – O, no proszę Koreańczyk.
- A główka boli?
– zapytałem dalej sarkastycznie, ale ten chłopak żył chyba w jakiejś krainie
kucyków pony i nie znał znaczenia słowa ironia.
- Yhm –
wyburczał i przyłożył swoją dłoń do czoła. Jak
dziecko. - Jestem Sehun, a ty?
- Suho.
- Gdzie
jedziesz?
Chciałem sobie strzelić dłonią w czoło, ale pamiętałem, że dalej mnie
bolało, dlatego nie zrobiłem tego. Czy on na serio był taki głupi? Ten
samolot lądował tylko w jednym miejscu.
- Pekin?
- O ja
też!
Za
co zostałem skazany na takiego idiotę? Ten chłopak zachowywał się trochę jak
słownikowa definicja blondynki. Już chyba wolałem jak spał. Nie byłem nie miły,
po prostu, zmęczony. A zmęczony człowiek to zirytowany człowiek.
- Za dziesięć
minut lądowanie - rozległ się głos jakiejś stewardesy.
- Nareszcie –
szepnąłem do siebie.
Cudownie. Sehun uczepił się mnie jak jakiś gówno do buta, ale już chyba
wolałbym to gówno na bucie, niż jego niekończące się gadanie, od którego głowa
mi pulsowała. Miałem wrażenie, że naprawdę zaraz wybuchnie.
- Słuchaj Sehun,
na pewno idziesz dobrze? – Liczyłem, że może pomylił się, albo zaraz skręci w
jakąś nieznaną mi uliczkę dając mi wreszcie spokój.
- Tak. Dzielnica
XiuXian dwadzieścia pięć.
Wyciągnąłem z ciekawości karteczkę z adresem gdzie mieszkali Kris i Tao, bo
nazwa była dla mnie jakaś znajoma.
Nic dziwnego
skoro moi przyjaciele mieszkali w tej samej dzielnicy i to jeszcze dom dalej.
Oszaleje.
- Oh… będziemy
sąsiadami.
- Naprawdę?
- Tak.
- Jak fajnie!
Yeeey! – Głośniej, pewnie,
drzyj się na cały Pekin, oczywiście. –
Niemal czułem jak drga mi powieka z frustracji.
- Do kogo ty
właściwie tutaj przyjechałeś?
- Do jeszcze
mojego przyjaciela.
- Dlaczego
jeszcze?
- A dlatego, że
w te wakacje, to już nie będzie tylko znajomy.
- To mu
współczuje.
- Czemu? –
założył ręce na piersi i nadął policzki.
- Ja bym z tobą
nie wytrzymał za dużo gadasz.
- Nie zawsze
gadam aż tak dużo, tylko po prostu bardzo się cieszę, że w końcu się z nim
spotkam, on jest taki fajny i kochany i miły i cudowny i…
- Dobra, tyle mi
wystarczy.
- Zawsze jesteś
taki nie w humorze?
- Nie. Jestem
padnięty i to przez to. Byłeś tu już kiedyś?
- Raz, ale wtedy jeszcze nie znałem Lulu.
- To prowadź, bo
mam wrażenie, że zaraz się tutaj zgubię.
- A to już za
chwilę. Pod którym mieszkają twoi znajomi?
- Na karteczce
mam napisane, że pod dwadzieścia siedem.
- To faktycznie
blisko mnie i Luhana.
Szliśmy może
jakieś dziesięć minut i dotarliśmy. Pożegnałem się z Sehunem, który rzucił się
na mnie i potem niczym jakaś dziewczynka na łące podskakując doszedł do swojej
willi, dalej przeskakując z nogi na nogę. Dom Tao i Wu nie zrobił na mnie
jakiegoś wielkiego wrażenia. Moja rodzina też miała portfel wypchany
pieniędzmi, więc te wszystkie drogo wyglądające rzeczy nie były dla mnie niczym
podniecającym. Mimo wszystko i tak ich dom mi się podobał. Skoro wiedzieli, że
mniej więcej w tych godzinach do nich przyjadę, nawet nie krępowałem się
pukaniem i od razu wszedłem do domu. Doczołgałem swoją ogromną walizkę po
schodach i wlazłem do pierwszego lepszego pokoju, jaki znalazłem. Miałem gdzieś
co sobie pomyślą i tak znałem ich od dzieciństwa, więc wiedzieli, że wszędzie
czuję się jak u ciebie w domu. Zostawiłem mój bagaż na środku podłogi i
rzuciłem się na łóżko. Było naprawdę miękkie i wygodne. Ostatnie co pamiętałem
to dźwięk wody lejącej się do wanny, a potem opatulony w czerwoną, jedwabną
pościel nareszcie usnąłem.
Przez cały czas
miałem wrażenie, że telefon mi wibruje, ale właśnie byłem w trakcie jakiegoś
snu, i nie zbierało się na to żebym się obudził i sprawdził, kto się do mnie
dobija.
***
- Tak chyba
zalazłem waszą zgubę.
-….
- Spokojnie nie
panikuj, przecież go nie zgwałcę.
-….
- Oh czekaj,
chyba się budzi. Zaraz do ciebie oddzwonię.
Dochodziły do mnie urywki czyjejś rozmowy, ale nie chciało mi się myśleć,
kto to i co chciał. Czy ja naprawdę tak dużo wymagałem? Po prostu chciałem się
w końcu wyspać.
- Taozi,
tęskniłem, ale weź się zamknij. – powiedziałem, chowając twarz w poduszkę i
skuliłem się w kokon, po czym przewróciłem na lewy bok. Tak wygodnie. Czułem, że ktoś kucnął
przy łóżku, ale olałem to, a po chwili poczułem delikatny wiaterek pachnący
miętą na mojej twarzy, przez co automatycznie marszczyłem nos.
- Tao, proszę. –
mentalnie wywróciłem oczami.
Nie wiem, co
robił, ale irytowało mnie to, dlatego odwróciłem się tyłem do niego, i wtedy
usłyszałem jak się cicho śmieje. Zamarłem. To nie był głos Huanga, bez urazy
dla niego, ale jego był bardziej pedalski i nie był też to Kris, więc kto?
Zesztywniałem na tym łóżku jak zdechły kot, co musiało się prezentować bardzo
ciekawie.
- Spokojnie, nie
spinaj się tak, przecież nic ci nie zrobię.
Spojrzałem na niego i to było za dużo. Nie byłem jakiś bardzo wstydliwy, ale
jak zaraz po obudzeniu się widzi zajebistego chłopaka, który ma na sobie tylko
biały, zdecydowanie za mało zakrywający ciało ręcznik, to nie ma co się dziwić,
że moje policzki minimalnie zróżowiały. Nie mówiąc o tym, że chłopak miał
idealnie zarysowane mięsnie brzucha, i jego twarz też była perfekcyjna. Kąciki
ust zawinięte były do góry, a usta wygięte w pewnym siebie uśmiechu. Musiał
widzieć jak się na niego patrzę, ale to jego wina, że stojąc prze de mną prawie
tak, jak go bóg stworzył, wyglądał bardzo seksownie.
- Skończyłeś?
- Co skończyłem?
- Prześwietlać
mnie wzrokiem.
- Przecież ja
nic nie..
- Nie pogrążaj
się.
- Ja się
pogrążam? To ty chodzisz prawie z gołą dupą, po cudzym domu.
- Nie jest nawet
trochę goła. Po za tym osobą, która raczej nie jest u siebie jesteś ty.
- Może Kris i
Tao jeszcze ci nie powiedzieli, ale przez całe wakacje mieszkam u nich.
- To
wytłumaczysz mi, co ty tu jeszcze robisz?
Okej. Kompletnie nie wiedziałem, o co gościowi chodzi. Zacząłem szybko
mrugać oczami. Podszedł do mnie i złapał za podbródek. – Za blisko. Zdecydowanie narusza,
moją przestrzeń osobistą. –
To jest mój dom, aniołku. – powiedział patrząc mi w oczy.
Teraz
to już na pewno krew napłynęła mi do policzków. Przyłożyłem dwa palce do jego
czoła i mocno pchnąłem go do tyłu, na co zaczął się śmiać.
- To w takim
razie gdzie mieszkają Tao i Jifan?
- Dom dalej. –
zrobiłem zdziwioną minę. - Dobra,
niech mu będzie.
Wstałem, prawie zabiłem się o własną walizkę i wyszedłem z tego
pokoju. Wkurzony zmierzałem do wyjścia i przyrzekam, że słyszałem jego śmiech,
który tylko potęgował uczucie złości. Najgorsze jest to, że nawet się nie
wyspałem. Z głośnym trzaskiem frontowych drzwi wyszedłem.
***
Tym razem
zapukałem do drzwi, żeby mieć pewność, że się nie pomyliłem. Od razu
usłyszałem, że ktoś biegnie w moją stronę. Po raz kolejny tego dnia zostałem
zmiażdżony w morderczym uścisku.
- Tao, spokojnie
udusisz go zaraz – powiedział uśmiechając się szeroko Kris.
- Dziękuję, że
chociaż ty starasz mi się pomóc – powiedział i poklepał mnie po plecach, co
było zdecydowanie mniej niemęskie, niż to, co zaprezentował wcześniej Huang.
- Mogę się
zdrzemnąć? Błagam! – wyjęczałem żałośnie, nie mając ochoty na nic więcej.
- Widzę, że
ciężka podróż.
- Oh, żebyś
wiedział, ale opowiem wam jutro teraz naprawdę chce się położyć.
- Jasne twój
pokój to ten trzeci na górze, po prawej.
- Ok, obudźcie
mnie rano. Liczę na śniadanie do łóżka – uśmiechnąłem się uroczo.
- Jeszce jakieś
wymagania królewno? – Tao pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ależ skąd –
prychnąłem zadowolony i ponownie wlekąc swoją walizkę ruszyłem po schodach,
zmierzając do pokoju, w którym aktualnie znajdował się mój raj. Oczywiście
mówiąc raj miałem na myśli łóżko, gdyby ktoś nie zrozumiał.
*
Rano obudził
mnie zapach naleśników. Powoli uchylając jedno oko zarejestrowałem talerz
placków leżących na srebrnej tacy ułożonej na szafce nocnej. Obok stał jakby
czymś wystraszony chłopak w przeuroczym fartuszku w różowe serduszka. Przez
chwilę myślałem, że to mój jakiś głupi sen, ale stwierdziłem, że gdyby
faktycznie nim był to ten chłopak obok mnie zamiast fartuszka miał strój
pokojówki z mnóstwem koronek i innego badziewia. Tak mój mózg w ciągu całego
życia zdążył pochłonąć zdecydowanie za dużo pornosów, ale kto by tam się tym
przejmował moimi małymi fetyszami, które raczej nigdy nie wyjdą na jaw
publicznie, no chyba, że będę piany. Wracając do rzeczywistości, chłopak chyba
dalej zastanawiał się czy śpię.
- I co, wstał
już?
Usłyszałem kolejną osobę w pokoju i zamruczałem coś pod nosem, nie
chciałem jeszcze wstawać.
- Nie, nie
miałem serca go budzić.
- Oj Kyunggie, w
tym świecie nie ma miejsca na litość.
Po tych słowach
poczułem, że to, co dawało mi takie przyjemne ciepło właśnie zostało mi
zabrane. Miałem ochotę rzucić w Huang’a tymi naleśnikami, ale po prostu było mi
ich żal. Zdążyłem się już odzwyczaić od takich bezwzględnych pobudek. Kiedyś
jak byliśmy młodsi mama często wpuszczała Tao do mnie, który z zimnym sercem
pozbawiał mnie snu. Nie wiem, jakim cudem wstawał tak szybko, ale w mojej
naturze takie coś nie leżało, na pewno.
- Wstawaj kicia,
nie mamy całego dnia.
- No już. –
Mozolnie podniosłem się, rozglądając się z ciekawością po pokoju. W kącie stała
ogromna biała szafa i inne białe mebelki. Cały pokój był bardzo jasny i
wszystko było by pięknie gdyby nie fakt, że wyglądał jak pokój dla lalki
barbie, lub ewentualnie mojej siostry. Ucieszyłaby się z takiego, chociaż dla
niej trochę za mało różu. Pokiwałem niedowierzająco głową, ale nie miałem
zamiaru komentować. Jakoś miałem gdzieś cały ten wystrój, ważne, że łóżko było
wygodne i w pokoju była łazienka.
Dalej zaspany posmarowałem pierwszego naleśnika sosem wiśniowym i byłem pod
wrażeniem, były zdecydowanie lepsze niż mojej kucharki.
- Pyszne! –
wytrzeszczyłem oczy – serio sami to zrobiliście?
- Oh Myeonnie,
nie przeceniaj nas – zakasłał Kris. – Zapoznaj się z D.O jest naszym kucharzem,
ale i przyjacielem.
W sumie to zapomniałem o obecności tego cichego chłopaka.
- Racja! Jestem
Suho. – uśmiechnąłem się do niego życzliwie. – Gotujesz na serio nieźle!
- Poczekaj aż
spróbujesz jego obiadów, pozazdrościsz nam takiego kucharza. – D.O nic nie
powiedział, tylko się uśmiechnął.
- To co dzisiaj
robimy?
- Najpierw to
idź się umyj, a potem pojedziemy na zakupy uzupełnić zapasy i robimy domówkę –
wyszczerzył się do mnie Tao.
- A kogo
zapraszacie? – powiedziałem trochę nie wyraźnie dalej przeżuwając placka.
- Baek, Yeol…
- Jakim cudem?
Przecież oni są w Korei.
- Nie,
przyjechali tutaj do Minseok’a i Lay’a w pierwszy tydzień wakacji, nie mówili
ci?
- Nie?
- No to ja ci
mówię. Będzie też sam Xiu i Xing, Luhan jakiś jego przyjaciel.
- O nie. –
Zaskomlałem załamany.
- Co znowu?
- Sehun jest
straszny.
- Z tego, co Lu
mi mówił jest uroczy.
- Mówię ci to
tylko powłoka.
- Dobra, nie ważne, będzie jeszcze D.O i
Kai.
- Kai też? – tym
razem wtrącił się wielkooki. – To może ja sobie jednak odpuszczę?
- Nikt sobie
niczego nie odpuszcza. I tak każdy wie, że bardzo chcesz żeby z nami był.
- Kto to Kai? –
Zapytałem.
- Nasz
przyjaciel, ogrodnik.
- Jest
architektem krajobrazu, a nie ogrodnikiem.
- Spokojnie
Kyunggie, nie chciało mi się tłumaczyć. – Wywrócił oczami, a ja już zaczynałem
sobie sklejać wszystko w głowie do kupy i wiedziałem, że ten mały słodki,
brunecik najwyraźniej zauroczony był w kimś, kogo imię brzmiało Kai.
- No i będzie
jeszcze Chen.
- Kto to? –
Zapytałem od niechcenia.
- A myślałem, że
już go znasz, po tym jak wylądowałeś jego łóżku –Kris uśmiechnął się do mnie
bezczelnie.
Zamrugałem szybko czując jak stado krwinek kumuluje się w moich
policzkach, na wspomnienie niejakiego Chena. Trzeba
będzie później jakoś popracować nad tym cholerstwem.
- Mówiłeś, że
nic mu nie zrobił! – panikował Tao, prawie rzucając się z pazurami na
niewinnego Krisa.
- Bo nie zrobił,
Suho po prostu się tam zdrzemnął. – panda wypuścił powietrze z płuc.
- Błagam nie
strasz mnie więcej.
- A tobie co
instynkt macierzyński się włączył, Kris to już ten czas? – zwróciłem się do
wyższego i zrobiłem wielkie oczy, jakby to miało zwiększyć powagę sytuacji, na
co Tao oczywiście zmroził mnie wzrokiem, a Fan się zaśmiał. Soo stał i
wpatrywał się rozmarzonym wzrokiem w okno. – On tak zawsze? – spojrzałem
ukradkiem na D.O.
- Nie, pewnie
Jongin ściągnął koszulę – machnął ręką na Tao – nie przejmuj się nim, on teraz
przeniósł się do swojego własnego świata, którego panem i władcą jest, Kim
Jongin aka Kai.
*
Razem z Soo i
TaoRisem poszliśmy do sklepu na umówione zakupy. Kyung miał swój własny koszyk,
do którego wkładał składniki potrzebne na następne dania, a nasza reszta zajęła
się przekąskami i alkoholem na wieczór. Jak dobrze, że Kris był od nas dwa lata
starszy, więc nie musieliśmy się martwić, że na nie sprzedadzą tego, czego
najbardziej potrzebowaliśmy. Po drodze mignęły mi kolorowe włosy, a po tym, co
zobaczyłem chwilę później stwierdziłem, że Sehun cofnął się w rozwoju o jakieś
dziesięć lat. Powiedzcie mi, który normalny (i trzeźwy) siedemnastolatek siedzi
w wózku na zakupy zadowolony jakby było to, co najmniej odpicowane Ferrari,
które z resztą i tak pewnie posiada jego ojciec. Ale co tam przecież koszyk to
zdecydowanie atrakcja, nie wierzę.
- O hej Luhan!
Krzyknął Tao. Omo! Faktycznie słodziutki ten twój PRZYJACIEL – podkreślił
ostatnie słowo Huang, na co kolorowy oczywiście się uśmiechnął. Co, jak co, ale
komplementy to on chłonął jak moja babcia nowe odcinki mody na sukces z
koreańskim dubbingiem. Spojrzałem do góry, żeby zobaczyć jak wygląda ten piękny
i cudowny, Luhan. Zamarłem. Schowałem się za Krisem przestraszony, co musiało
wyglądać co najmniej dziwnie.
- Hej, Jun co
się dzieje? – spytał zaniepokojony Kris.
- Ten blondyn
jest straszny. Wygląda jak porcelanowa laleczka. chińskie laleczki są straszne,
one się patrzą i chcą mnie zabić mówię ci, on chce pożreć moją duszę. One tylko
udają, że są martwe, a tak naprawdę czyhają na życie takich niewinnych ludzi
jak ja. – Byłem naprawdę przerażony. Niczego nie bałem się tak bardzo jak tych
trupich laleczek. To była jakaś taka moja chora fobia z dzieciństwa.
- Fannie, co się
stało z Junem. – spytał zaniepokojony Tao, kiedy mnie zobaczył.
- Boi się
Luhana. – powiedział powstrzymując śmiech. Był głupi, bo to wcale nie było
śmieszne.
- Dlaczego się
mnie boi? – Zapytał zdziwiony chłopak. Mogę przysiąc, że widziałem cień radości
na jego twarzy, po tym, co powiedział Kris.
- Nie fascynuj
się Lulu, on nie boi się ciebie, dlatego, że wyglądasz przerażająco, czy jakoś
nazbyt męsko tylko myśli, że jesteś lalką i że chcesz pożreć jego duszę. Tak
zrozumiałem z jego bełkotu... – Ten mały blondyn zaczął się głośno śmiać, po
czym otarł niewidzialną łezkę z oka.
- Spokojnie, nie
zamierzam cię skrzywdzić. – Podszedł do mnie i położył dłoń na moim prawym
ramieniu. Z bliska jego oczy były jeszcze większe, i bardziej lalkowate. Czułem
jak zaczynam się trząść. W momencie, kiedy się do mnie uśmiechnął miałem ochotę
wybiec z tego supermarketu z krzykiem i błagać niebiosa o litość nad niewinną
dziewicą, jaką niestety jeszcze byłem. Moment
chwila, co ja gadam? Strzeliłem
sobie mentalnego policzka, po czym się uspokoiłem. Luhan jest człowiekiem, a ja
po prostu obejrzałem w życiu stanowczo za dużo horrorów.
- Okej. Już się
ogarnąłem. To była po prostu moja chwila słabości.
- Czemu
pomyślałeś, że jestem lalką?
- Bo tak
wyglądasz. Dobra skończy już ten temat. – Uśmiechnąłem się prosząco, bo to, co
wcześniej odwaliłem było, co najmniej nie na miejscu. W sumie było mi trochę
głupio.
Kasjerka na
początku nie chciała uwierzyć Krisowi, że jest już pełnoletni, przez co musiał
się fatygować wyciąganiem dowodu osobistego.
Zapakowaliśmy
wszystkie zakupy do auta i razem pojechaliśmy do domu.
CDN...
Teraz każdy kto
czyta tego bloga może zabić mnie za tak długą nieobecność. Śmiało, pozwalam
T^T
Na prawdę
przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale zauważyłam, że ciężko mi jest
się trzymać ciągle jednego projektu i zawsze jak siadam pisać coś, to piszę nie
to co chcę ^^" Ogólnie zrobię zakładkę z opisami shotów/opowiadań, które
zamierzam w przyszłości wstawić.
Co do Holiday...
miałam to wstawić w wakacje, ale jakoś tak wyszło, że wstawiam teraz :D Mam
nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania :))
Przepraszam
za błędy, jeśli jakieś są...