Kiedy
wyszliśmy z auta od razu podbiegł do nas Kai, żeby pomóc nam nieść wszystkie
torby, a było ich naprawdę sporo patrząc na to, że wieczorem będzie nas
dwunastka. Brunet podszedł do D.O, który od razu spalił buraka i zabrał od
niego najcięższe siatki. Jongin odwrócił się tyłem do wielkookiego, maltretując
go widokiem umięśnionych pleców, które nawet mnie troszkę kusiły. Widziałem, że
między nimi dwoma na pewno jest coś jeszcze oprócz rzekomej przyjaźni, ale nie
zamierzałem się w to mieszać.
W domu czekali
na nas już Baek i Chan, których wcześniej wpuścił pan-nie-ogrodnik.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się spotkać ich w Chinach, dziwiłem się wręcz,
że nic mi nie powiedzieli na ten temat, ale to są oni wiecznie zakręceni, więc
pewnie najnormalniej w świecie zapomnieli.
- Junnie, co ty tu robisz!? – Zaczął piszczeć na cały
dom, że cieszy się, że mnie widzi. Dopiero po chwili dotarło do niego, co to
znaczy, przez co zaczął panikować. – O Matko! Jakim prawem ona puściła cię
samego tak daleko, jak tylko wrócimy do domu zrobię kazanie twojej mamie, na temat
tego, „na co nie pozwala się swoim dzieciom” jak ta kobieta mogła do tego
dopuścić, myślałem, że ona jest inna… - kolejny, który zachowuje się,
jako baba z doczepionymi jajami… czasami zastanawiam się czy Yeol naprawdę jest
gejem mając za chłopaka kogoś tak bardzo podobnego do mojej własnej matki.
- Tak
tylko mówię, że jestem od ciebie starszy. Nie mówiąc już, że naprawdę potrafię
o siebie zadbać.
- No, ale…
- Byunnie,
skarbie jak widzisz Suho żyje, jest cały i zdrowy, daj mu już spokój. – Jeżeli
coś miało uciszyć tego nadpobudliwego dzieciaka to tylko i wyłącznie słowa
wielkoluda.
- Jedzeeeenie!
– dodarł do nas ogłuszający krzyk, kogoś, kogo prawdopodobnie jeszcze nie
znałem, ale zaraz miałem.
- Człowieku
uspokój się, nie jesteś u siebie, trochę kultury – jakiś drugi głos wydał
długi, zirytowany jęk – jesteś niemożliwy, wiesz?
No tak, jak
mogłem zapomnieć, że znajomi Krisa i Tao nigdy nie są normalni, nawet mi się
czasami udzielało, ale co zrobisz?
- O Xing i Xiu
przyszli – powiedział Kris, który w skali normalności był chyba najbardziej
normalny z nas wszystkich.
- Luhan i
Sehun dzwonili, że będą jakoś za dwie godziny, a Chen też jakoś za niedługo
przyjdzie.
Kiedy
usłyszałem to imię, przez moje ciało przeszły jakieś ciarki, przez co zwróciłem
na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w pokoju.
- Jun, co ci?
– zapytał zdziwiony Kyungsoo, który pojawił się znikąd.
- Nic, po
prostu mnie przetrzepało. – Uśmiechnąłem się do niego.
Całe nasze
towarzystwo, oprócz Soo i Jongina, którzy poszli do kuchni przeniosło się do
salonu. Na stół wystawiona została wódka i parę misek chipsów. Tao podszedł do
telewizora i włączył jakiś film, komedię, żeby nie było tak cicho. Każdy z nas
doskonale wiedział, że i tak nikt filmu oglądać nie będzie. Po jakimś czasie
przyszedł HunHan i Chen. Sehun zaczął się z wszystkimi witać i zapoznawać, po
czym pociągnął Lu za rękę i znaleźli sobie miejsce gdzieś na ziemi. Jongdae z
kolei, bo tak przedstawił się Baekhyunowi, wpieprzył tą swoją pewną siebie dupę
między mnie a Lay’a, przez co byłem naprawdę mocno ściśnięty. W pokoju zrobiło
się duszno, a na moich policzkach pojawiły się dwa różowe placki i tak,
naprawdę chodziło o temperaturę.
Cały czas
czułem na sobie czujne spojrzenie Baek’a, który chyba używając swojego szóstego
zmysłu zauważył, że zachowuję się troszkę inaczej niż zawsze. Wziął mnie na
osobności na taras, a ja w duchu dziękowałem mu za to, bo bliskość Chana,
zdecydowanie źle na mnie wpływała.
- Co jest
pomiędzy tobą, a Jongdae?
- Nic.
- Ja mam w to
niby uwierzyć?
- Powiedz mi
czy to moja wina, że obrał mnie sobie, jako cel znęcania się i niszczenia mojej
i tak już wyniszczonej przez was wszystkich psychiki, naprawdę nie musisz się
martwić. Przecież nic mi nie zrobi, jest tylko kolejnym pojebańcem w naszej
paczce, nic nowego. – Popatrzyłem na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Może
faktycznie jestem przewrażliwiony.
- Za dużo
czasu z moją mamą, zdecydowanie za dużo… – powiedziałem z uśmiechem.
W momencie, kiedy wróciliśmy
wszyscy byli w trakcie oglądania jakiegoś moim skromnym zdaniem nudnego
romansidła. Byłem na prawie sto procent pewien, że Tao wybierał film, bo który
inny normalny facet (Baek się nie liczy) wybiera do oglądania jakąś dramatyczną
komedię, kiedy salon oblegany jest przez dwunastu facetów? No właśnie, żaden.
Usiadłem na podłodze opierając się plecami o nogi Lay’a. Nie czułem się śpiący,
ale po jakimś czasie, moje powieki stały się niezwykle ciężkie i ostatnim, co
zobaczyłem zanim zasnąłem było to, że Kai odpłynął, a ktoś obok niego wysoko
podniósł butelkę z wódką.
Nie mam
pojęcia ile czasu minęło, ale kiedy się obudziłem byłem jedyną trzeźwą osobą w
tym domu. Na podłodze walały się puste puszki po piwie i butelki po drogim
alkoholu. W całym pomieszczeniu unosił się dziwny zapach i sumie nie byłem do
końca pewny czy chce wiedzieć, skąd on się wziął. Patrzyłem na nich wszystkich
i dziwiłem się samemu sobie, że jeszcze się nie spakowałem i nie wyjechałem
daleko stąd.
Nie
rozmawiałem dużo z Xiu, ale już mogłem stwierdzać, że go lubię, po tym jak
totalnie bez powodu wziął kawałek pizzy i najnormalniej w świecie przyłożył nim
w twarz Chenowi. Co prawda jego śmiech po tej sytuacji był trochę straszny, co
najmniej jakby uciekł z jakiegoś zakładu dla psychopatów. Kto by pomyślał, że
rozmazanie jedzenia na cudzej twarzy może tak bardzo uszczęśliwić człowieka.
Zacząłem się naprawdę zastanawiać czy aby na pewno częściej nie powinienem
odmawiać sobie alkoholu, bo to, co chłopaki sobą reprezentowali było... Nie na
to nie ma dobrego komentarza. Tao zalewał się łzami w dalszym ciągu patrząc się
na telewizor, biedak chyba nie zauważył, że film dawno się już skończył.
Mamrotał coś pod nosem, że Caroline powinna żyć.
Wspominałem
coś o tym, że Kris jest normalny, tak? Cofam to. Może byłbym skłonny dalej tak
twierdzić, ale nawet ja po alkoholu nie wchodzę na łóżko i nie drę ryja na cały
dom, że jestem pterodaktylem i potrafię latać…
Gdzieś w
oddali usłyszałem głośne łkanie i zaciekawiony zacząłem rozglądać się, który to
z nich. Za drzwiami, w najciemniejszym miejscu tym pokoju siedział skulony D.O.
Pobiegłem do niego zaniepokojony, wyglądał jak kupa nieszczęść, przez co w
mojej głowie zaczęły pojawiać się dziwne myśli.
-Kyunggie, co
się stało? – zapytałem, ale odpowiedzią chłopaka, był tylko głośniejszy płacz,
było mi go naprawdę żal.
- Hej, popatrz
na mnie – szepnąłem miękkim głosem jakby to miało w czymś pomóc.
- Właśnie o to
chodzi, że nie mogę! – zakrył sobie twarz dłońmi.
- Dlaczego? –
zdziwiłem się.
- No, bo one
mi wypadną – znowu zaniósł się płaczem.
Nie do końca
rozumiałem, o co mu chodzi, ale nie chciałem żeby był smutny.
- D.O
kochanie, ale co wypadnie?
- No oczy! Bo
Kai powiedział, że jak dalej będę się tak patrzył na wszystkich, takimi dużymi
oczami to one wylecą, a ja nie chcę, żeby wyleciały, zrób coś żeby zostały tam
gdzie są. – Szczerze powiedziawszy śmieć mi się chciało jak usłyszałem powód,
dla którego Soo płakał, ale było to na swój sposób urocze. W takim razie i Kai
chyba nie wypił tej nocy za wiele, skoro było skłonny wmówić takie durnoty
biednemu Kyungsoo.
- A wiesz, że
jak będziesz się przez dwadzieścia minut bez przerwy przytulał do Jongina, to
na pewno twoje oczka zostaną na miejscu?
- Naprawdę? –
Zapytał z nadzieją.
- Tak.
- Yeeeeeeey! –
wstał i po chwili usłyszałem głośny huk o podłogę czegoś ciężkiego. Nie powiem,
śmieszyło mnie to, jak Kai próbował się wyrwać od głęboko wierzącego w moje
słowa D.O.
Siadłem na chwilę do Baek’a i
Chanyeola, bo w tym całym rozpierniczu wydawali się być najbardziej ogarnięci.
- Jun, weź mu
w końcu wytłumacz, że istnieje ktoś taki, jak bóg światła. – Moja brew
powędrowała w górę, kiedy usłyszałem, co powiedział, ale po chwili, w głowie
zapaliła się zielona lampka i przypomniała mi o tym, że Baek jest najebany w
cztery dupy, więc nie powinienem wymagać od niego żadnych sensownych
wypowiedzi.
- No i powiedz
mi jeszcze, że ty nim jesteś – wtrącił się Chan.
- Tak, nie
wierzysz?
- Na jakiej
podstawie maiłbym?
- Chociażby na
takiej, że jest noc i jest ciemno, ale w tym pokoju jest jasno, myślisz, że jak
to działa?
- Żarówka?
- Chcesz
powiedzieć, że nie wierzysz w to, co mówię? Że te wszystkie lata, które
poświęciłem tobie były bezcelowe? Czy ty nie rozumiesz, że związek powinien
polegać na zaufaniu... – Jakoś nie miałem ochoty tego słuchać i stwierdziłem,
że chyba chcę się położyć, bo było już grubo po czwartej rano.
Wchodząc na
górę, minąłem rozwalonego na schodach Sehuna, ale już nawet nie chciałem
wiedzieć, o co chodzi i co mu się stało.
Obok mojego
pokoju stał Luhan, który wpatrywał się w ogromne lustro i z błąkającym się na
jego twarzy uśmiechem. Chyba nie muszę mówić, że cholernie się wystraszyłem,
prawda? Przez chwilę nawet pomyślałem, że to rozwalone na schodach ciało Sehuna
jest martwe, ale szybo wybiłem sobie ten durnowaty pomysł z głowy.
Zasnąłem
utulony smutną balladą Yixinga, drącego ryj na dole, o tym jak w poprzednim
życiu był jednorożcem, matką dziewictwa i czystości.
Rano, kiedy
się obudziłem, czułem, że coś dmucha mi gorącym powietrzem w kark. Ludzie
zniosę wszystko, bawienie się włosami, łaskotki, wkurzające tykanie po brzuchu,
ale nie jak coś ma bezpośredni kontakt z moim karkiem. Kiedyś nawet wydarłem
się na środku lekcji tylko, dlatego, że słuchawki mi po nim zjechały.
Oczywiście później cała kasa popatrzyła na mnie jak na idiotę. Wracając do
denerwującego wiaterku, chciałem sprawdzić, co jest powodem mojej katorgi, ale
kiedy miałem zamiar się odwrócić, poczułem coś ciężkiego na brzuchu. Wyobraźcie
sobie moje zdziwienie, kiedy odkrywczo stwierdziłem, że to noga. Nie moja noga.
Tylko czyjaś. To był właśnie moment, gdy ogarnąłem, że któryś z tych debili
wpakował mi się do łóżka. Gwałtownie odwróciłem się i zrzuciłem nieproszonego
gościa na podłogę.
- Miej
litości, kimkolwiek jesteś – wyjęczał błagalnie.
Najgorsze w
tym wszystkim było to, że najprawdopodobniej był Chen. Po chwili uświadomiłem
sobie, że spędziłem noc z tym aktualnie zwijającym się z bólu człowiekiem, w
dodatku, gościu miał na sobie tylko bokserki i skarpetki.
- Człowieku,
nie mogłeś znaleźć sobie innego łóżka, Tao ma chyba dziesięć pokoi jak nie
więcej, a ty wybrałeś akurat ten? Nie zauważyłeś, że może jest zajęty?
- Suho,
zamknij się, dobra? Czuję się jakby ktoś mi wywiercał mózg wiertarką, więc daj
mi żyć.
- O nie, o nie
mój drogi, trzeba było tyle chlać? Sam sobie jesteś winny.
Chen podniósł
się chwiejnie, a ja patrzyłem na niego przez dłużą chwilę, stwierdzając, że
wygląda inaczej. Chłopak wzrokiem próbował mi przekazać nieme „co” i wtedy
wybuchłem śmiechem. Niemal zacząłem tarzać na tym łóżku, bo Jongdae wyglądał
komicznie. Jego dość długie włosy zostały obcięte na równą grzyweczkę, która
była stanowczo za krótka Chen wyglądał jak dziecko specjalnej troski. Szczerze
mogłem pogratulować, osobie, która stworzyła to arcydzieło, tym bardziej, że ta
grzywka, była naprawdę prosta, a po pijaku to nie lada wyczyn!
- O co ci
znowu chodzi? – powiedział naburmuszony. Biedny skacowany człowiek.
- Chen –
powstrzymywałem się od śmiechu – czy wiązałeś kiedykolwiek swoją przyszłość z
fryzjerstwem? – Chłopak na początku popatrzył na mnie nie wiedząc, o co mi
chodzi, ale kiedy jego oczy prawie dorównywały oczom D.O, zrozumiał.
- Nie…
- Tak –
powiedziałem uśmiechając się do niego.
- Nie…
- Tak.
- Nie… -
Przejechał ręką po swojej głowie i odkrył, że na jego czole jest stanowczo za
mało włosów. – No, kurwa nie! – załamany pobiegł do łazienki, a ja w tym czasie
zszedłem na dół i byłem zszokowany, że większość bandy już nie śpi, bo było
dopiero koło jedenastej rano, a po takiej imprezie czasem szesnasta w magiczny
sposób staje się wczesną porą dnia.
Cześć wam –
przywitałem się ze wszystkimi.
Chyba tylko
Kai i Yeol okazywali jakieś oznaki życia, bo reszta zgonowała. Leżeli
powykładani na stole i tylko biedny Sehun cierpiał, bo jedyny kawałek słońca w
pomieszczeniu padał akurat na jego twarz.
- Baek, weź to
jakoś wyłącz, czy coś. To coś jest za jasne oślepia mnie.
- A co ja,
kurwa bóg światła? – powiedział zirytowany. Yeol od razu zaczął się śmiać, bo
jak widać doskonale pamiętał ich wczorajszą rozmowę, ale chyba nie zamierzał
tym męczyć zmarnowanego Baekhyna. Każdy wie, że pod wpływem alkoholu dzieją się
rzeczy, które dziać się nie powinny. Mimo wszystko to, co wczoraj zobaczyłem
zostanie ze mną na długo.
- Za co? Ja
się pytam, co ja takiego w życiu zrobiłem, że ktoś zrobił ze mnie to, co
zrobił. – Dało się słyszeć całkowicie wyprany z emocji głos Jongdae. Jedenaście
par oczu spoczęło na bezbronnym Chenie i nawet ból głowy nie powstrzymał ich
przed nie wyśmianiem skrzywdzonego chłopaka. Z tłumu wyłonił się Zitao, który
podszedł do Dae i ciągnąc go za rękę, zniknęli za ścianą toalety. Xiumin i Lay
powoli zaczynali się zbierać. D.O rzucił na stół jakieś tabletki na ból głowy.
Jak widać szkoda mu się zrobiło ich wszystkich. Ten chłopak już chyba zawsze
będzie mnie rozczulał, po tym, co wczoraj zobaczyłem.
- D.O masz
może jakaś maść na siniaki czy coś? Cholernie bolą mnie kolana.
- Pewnie wczoraj
w coś przywaliłeś, albo upadłeś.
- Nie –
zaprzeczyłem – Kris ma po prostu bardzo rozwiniętą wyobraźnie – uśmiechnąłem
się wrednie.
- O co ci
chodzi? – spytał zdezorientowany Wu.
- Nawet sobie
nie wyobrażacie, jakie rzeczy odwalacie, kiedy jesteście pijani.
- Szkoda, że
tego nie nagrałem – zasmucił się ogrodnik.
Kiedy
większość ulotniła się z naszego domu razem z D.O zabrałem się za sprzątanie
całego tego bajzlu. Wszędzie walały się śmieci, jedzenie i wiele innych
niezidentyfikowanych rzeczy. Po dwóch godzinach z toalety wyszli Tao i Chen.
Kiedy spojrzałem na tego drugiego, nie powiem zamurowało mnie, nie wiem jak
Huang to zrobił, ale Kim wyglądał zajebiście. Jego włosy postawione były do
góry i zafarbowane na ciemny brąz. Oczywiście nie zamierzałem nikogo
informować, że podoba mi się tak bardzo, bo kogo to interesuje.
- Wow,
wyglądasz jak człowiek – rzuciłem nie sprawdzając nawet jego reakcji na moje
słowa, bo przecież ścieranie blatu było o wiele bardziej fascynującą
czynnością.
Nie mam
pojęcia, dlaczego przy nim staję się taki wredny, bo na ogół jestem dość
potulny. W sumie winę mogę zwalić na niego, bo kto mi broni.
Po chwili
jednak nie wytrzymałem i ukradkiem spojrzałem na niego. Wskazał swoimi cholernie
długimi palcami na policzki. Nie wiedząc, o co mu chodzi przyłożyłem dłoń do
twarzy i poczułem, że jest za gorąca
- Ruszyłbyś
dupę i mi pomógł a nie mnie rozpraszasz! – krzyknąłem, na co odpowiedział mi
głośnym śmiechem. – Kretyn.
CDN...