9 listopada 2014

"Holiday" II

     Kiedy wyszliśmy z auta od razu podbiegł do nas Kai, żeby pomóc nam nieść wszystkie torby, a było ich naprawdę sporo patrząc na to, że wieczorem będzie nas dwunastka. Brunet podszedł do D.O, który od razu spalił buraka i zabrał od niego najcięższe siatki. Jongin odwrócił się tyłem do wielkookiego, maltretując go widokiem umięśnionych pleców, które nawet mnie troszkę kusiły. Widziałem, że między nimi dwoma na pewno jest coś jeszcze oprócz rzekomej przyjaźni, ale nie zamierzałem się w to mieszać.
W domu czekali na nas już Baek i Chan, których wcześniej wpuścił pan-nie-ogrodnik. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się spotkać ich w Chinach, dziwiłem się wręcz, że nic mi nie powiedzieli na ten temat, ale to są oni wiecznie zakręceni, więc pewnie najnormalniej w świecie zapomnieli.
                - Junnie, co ty tu robisz!? – Zaczął piszczeć na cały dom, że cieszy się, że mnie widzi. Dopiero po chwili dotarło do niego, co to znaczy, przez co zaczął panikować. – O Matko! Jakim prawem ona puściła cię samego tak daleko, jak tylko wrócimy do domu zrobię kazanie twojej mamie, na temat tego, „na co nie pozwala się swoim dzieciom” jak ta kobieta mogła do tego dopuścić, myślałem, że ona jest inna… - kolejny, który zachowuje się, jako baba z doczepionymi jajami… czasami zastanawiam się czy Yeol naprawdę jest gejem mając za chłopaka kogoś tak bardzo podobnego do mojej własnej matki.
- Tak tylko mówię, że jestem od ciebie starszy. Nie mówiąc już, że naprawdę potrafię o siebie zadbać.
- No, ale…
- Byunnie, skarbie jak widzisz Suho żyje, jest cały i zdrowy, daj mu już spokój. – Jeżeli coś miało uciszyć tego nadpobudliwego dzieciaka to tylko i wyłącznie słowa wielkoluda.
- Jedzeeeenie! – dodarł do nas ogłuszający krzyk, kogoś, kogo prawdopodobnie jeszcze nie znałem, ale zaraz miałem.
- Człowieku uspokój się, nie jesteś u siebie, trochę kultury – jakiś drugi głos wydał długi, zirytowany jęk – jesteś niemożliwy, wiesz?
No tak, jak mogłem zapomnieć, że znajomi Krisa i Tao nigdy nie są normalni, nawet mi się czasami udzielało, ale co zrobisz?
- O Xing i Xiu przyszli – powiedział Kris, który w skali normalności był chyba najbardziej normalny z nas wszystkich.
- Luhan i Sehun dzwonili, że będą jakoś za dwie godziny, a Chen też jakoś za niedługo przyjdzie. 
Kiedy usłyszałem to imię, przez moje ciało przeszły jakieś ciarki, przez co zwróciłem na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w pokoju.
- Jun, co ci? – zapytał zdziwiony Kyungsoo, który pojawił się znikąd.
- Nic, po prostu mnie przetrzepało. – Uśmiechnąłem się do niego.
Całe nasze towarzystwo, oprócz Soo i Jongina, którzy poszli do kuchni przeniosło się do salonu. Na stół wystawiona została wódka i parę misek chipsów. Tao podszedł do telewizora i włączył jakiś film, komedię, żeby nie było tak cicho. Każdy z nas doskonale wiedział, że i tak nikt filmu oglądać nie będzie. Po jakimś czasie przyszedł HunHan i Chen. Sehun zaczął się z wszystkimi witać i zapoznawać, po czym pociągnął Lu za rękę i znaleźli sobie miejsce gdzieś na ziemi. Jongdae z kolei, bo tak przedstawił się Baekhyunowi, wpieprzył tą swoją pewną siebie dupę między mnie a Lay’a, przez co byłem naprawdę mocno ściśnięty. W pokoju zrobiło się duszno, a na moich policzkach pojawiły się dwa różowe placki i tak, naprawdę chodziło  o temperaturę.
Cały czas czułem na sobie czujne spojrzenie Baek’a, który chyba używając swojego szóstego zmysłu zauważył, że zachowuję się troszkę inaczej niż zawsze. Wziął mnie na osobności na taras, a ja w duchu dziękowałem mu za to, bo bliskość Chana, zdecydowanie źle na mnie wpływała.
- Co jest pomiędzy tobą, a Jongdae?
- Nic.
- Ja mam w to niby uwierzyć?
- Powiedz mi czy to moja wina, że obrał mnie sobie, jako cel znęcania się i niszczenia mojej i tak już wyniszczonej przez was wszystkich psychiki, naprawdę nie musisz się martwić. Przecież nic mi nie zrobi, jest tylko kolejnym pojebańcem w naszej paczce, nic nowego. – Popatrzyłem na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Może faktycznie jestem przewrażliwiony.
- Za dużo czasu z moją mamą, zdecydowanie za dużo… – powiedziałem z uśmiechem.
W momencie, kiedy wróciliśmy wszyscy byli w trakcie oglądania jakiegoś moim skromnym zdaniem nudnego romansidła. Byłem na prawie sto procent pewien, że Tao wybierał film, bo który inny normalny facet (Baek się nie liczy) wybiera do oglądania jakąś dramatyczną komedię, kiedy salon oblegany jest przez dwunastu facetów? No właśnie, żaden. Usiadłem na podłodze opierając się plecami o nogi Lay’a. Nie czułem się śpiący, ale po jakimś czasie, moje powieki stały się niezwykle ciężkie i ostatnim, co zobaczyłem zanim zasnąłem było to, że Kai odpłynął, a ktoś obok niego wysoko podniósł butelkę z wódką.          
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale kiedy się obudziłem byłem jedyną trzeźwą osobą w tym domu. Na podłodze walały się puste puszki po piwie i butelki po drogim alkoholu. W całym pomieszczeniu unosił się dziwny zapach i sumie nie byłem do końca pewny czy chce wiedzieć, skąd on się wziął. Patrzyłem na nich wszystkich i dziwiłem się samemu sobie, że jeszcze się nie spakowałem i nie wyjechałem daleko stąd.
Nie rozmawiałem dużo z Xiu, ale już mogłem stwierdzać, że go lubię, po tym jak totalnie bez powodu wziął kawałek pizzy i najnormalniej w świecie przyłożył nim w twarz Chenowi. Co prawda jego śmiech po tej sytuacji był trochę straszny, co najmniej jakby uciekł z jakiegoś zakładu dla psychopatów. Kto by pomyślał, że rozmazanie jedzenia na cudzej twarzy może tak bardzo uszczęśliwić człowieka. Zacząłem się naprawdę zastanawiać czy aby na pewno częściej nie powinienem odmawiać sobie alkoholu, bo to, co chłopaki sobą reprezentowali było... Nie na to nie ma dobrego komentarza. Tao zalewał się łzami w dalszym ciągu patrząc się na telewizor, biedak chyba nie zauważył, że film dawno się już skończył.  Mamrotał coś pod nosem, że Caroline powinna żyć.
Wspominałem coś o tym, że Kris jest normalny, tak? Cofam to. Może byłbym skłonny dalej tak twierdzić, ale nawet ja po alkoholu nie wchodzę na łóżko i nie drę ryja na cały dom, że jestem pterodaktylem i potrafię latać…
Gdzieś w oddali usłyszałem głośne łkanie i zaciekawiony zacząłem rozglądać się, który to z nich. Za drzwiami, w najciemniejszym miejscu tym pokoju siedział skulony D.O. Pobiegłem do niego zaniepokojony, wyglądał jak kupa nieszczęść, przez co w mojej głowie zaczęły pojawiać się dziwne myśli.
-Kyunggie, co się stało? – zapytałem, ale odpowiedzią chłopaka, był tylko głośniejszy płacz, było mi go naprawdę żal.
- Hej, popatrz na mnie – szepnąłem miękkim głosem jakby to miało w czymś pomóc.
- Właśnie o to chodzi, że nie mogę! – zakrył sobie twarz dłońmi.
- Dlaczego? – zdziwiłem się.
- No, bo one mi wypadną – znowu zaniósł się płaczem. 
Nie do końca rozumiałem, o co mu chodzi, ale nie chciałem żeby był smutny.
- D.O kochanie, ale co wypadnie?
- No oczy! Bo Kai powiedział, że jak dalej będę się tak patrzył na wszystkich, takimi dużymi oczami to one wylecą, a ja nie chcę, żeby wyleciały, zrób coś żeby zostały tam gdzie są. – Szczerze powiedziawszy śmieć mi się chciało jak usłyszałem powód, dla którego Soo płakał, ale było to na swój sposób urocze. W takim razie i Kai chyba nie wypił tej nocy za wiele, skoro było skłonny wmówić takie durnoty biednemu Kyungsoo. 
- A wiesz, że jak będziesz się przez dwadzieścia minut bez przerwy przytulał do Jongina, to na pewno twoje oczka zostaną na miejscu?
- Naprawdę? – Zapytał z nadzieją.
- Tak.
- Yeeeeeeey! – wstał i po chwili usłyszałem głośny huk o podłogę czegoś ciężkiego. Nie powiem, śmieszyło mnie to, jak Kai próbował się wyrwać od głęboko wierzącego w moje słowa D.O.
Siadłem na chwilę do Baek’a i Chanyeola, bo w tym całym rozpierniczu wydawali się być najbardziej ogarnięci.
- Jun, weź mu w końcu wytłumacz, że istnieje ktoś taki, jak bóg światła. – Moja brew powędrowała w górę, kiedy usłyszałem, co powiedział, ale po chwili, w głowie zapaliła się zielona lampka i przypomniała mi o tym, że Baek jest najebany w cztery dupy, więc nie powinienem wymagać od niego żadnych sensownych wypowiedzi.
- No i powiedz mi jeszcze, że ty nim jesteś – wtrącił się Chan.
- Tak, nie wierzysz?
- Na jakiej podstawie maiłbym?
- Chociażby na takiej, że jest noc i jest ciemno, ale w tym pokoju jest jasno, myślisz, że jak to działa?
- Żarówka?
- Chcesz powiedzieć, że nie wierzysz w to, co mówię? Że te wszystkie lata, które poświęciłem tobie były bezcelowe? Czy ty nie rozumiesz, że związek powinien polegać na zaufaniu... – Jakoś nie miałem ochoty tego słuchać i stwierdziłem, że chyba chcę się położyć, bo było już grubo po czwartej rano.
Wchodząc na górę, minąłem rozwalonego na schodach Sehuna, ale już nawet nie chciałem wiedzieć, o co chodzi i co mu się stało.
Obok mojego pokoju stał Luhan, który wpatrywał się w ogromne lustro i z błąkającym się na jego twarzy uśmiechem. Chyba nie muszę mówić, że cholernie się wystraszyłem, prawda? Przez chwilę nawet pomyślałem, że to rozwalone na schodach ciało Sehuna jest martwe, ale szybo wybiłem sobie ten durnowaty pomysł z głowy.
Zasnąłem utulony smutną balladą Yixinga, drącego ryj na dole, o tym jak w poprzednim życiu był jednorożcem, matką dziewictwa i czystości.

Rano, kiedy się obudziłem, czułem, że coś dmucha mi gorącym powietrzem w kark. Ludzie zniosę wszystko, bawienie się włosami, łaskotki, wkurzające tykanie po brzuchu, ale nie jak coś ma bezpośredni kontakt z moim karkiem. Kiedyś nawet wydarłem się na środku lekcji tylko, dlatego, że słuchawki mi po nim zjechały. Oczywiście później cała kasa popatrzyła na mnie jak na idiotę. Wracając do denerwującego wiaterku, chciałem sprawdzić, co jest powodem mojej katorgi, ale kiedy miałem zamiar się odwrócić, poczułem coś ciężkiego na brzuchu. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy odkrywczo stwierdziłem, że to noga. Nie moja noga. Tylko czyjaś. To był właśnie moment, gdy ogarnąłem, że któryś z tych debili wpakował mi się do łóżka. Gwałtownie odwróciłem się i zrzuciłem nieproszonego gościa na podłogę. 
- Miej litości, kimkolwiek jesteś – wyjęczał błagalnie.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że najprawdopodobniej był Chen. Po chwili uświadomiłem sobie, że spędziłem noc z tym aktualnie zwijającym się z bólu człowiekiem, w dodatku, gościu miał na sobie tylko bokserki  i skarpetki.
- Człowieku, nie mogłeś znaleźć sobie innego łóżka, Tao ma chyba dziesięć pokoi jak nie więcej, a ty wybrałeś akurat ten? Nie zauważyłeś, że może jest zajęty?
- Suho, zamknij się, dobra? Czuję się jakby ktoś mi wywiercał mózg wiertarką, więc daj mi żyć.
- O nie, o nie mój drogi, trzeba było tyle chlać? Sam sobie jesteś winny.
Chen podniósł się chwiejnie, a ja patrzyłem na niego przez dłużą chwilę, stwierdzając, że wygląda inaczej. Chłopak wzrokiem próbował mi przekazać nieme „co” i wtedy wybuchłem śmiechem. Niemal zacząłem tarzać na tym łóżku, bo Jongdae wyglądał komicznie. Jego dość długie włosy zostały obcięte na równą grzyweczkę, która była stanowczo za krótka Chen wyglądał jak dziecko specjalnej troski. Szczerze mogłem pogratulować, osobie, która stworzyła to arcydzieło, tym bardziej, że ta grzywka, była naprawdę prosta, a po pijaku to nie lada wyczyn!
- O co ci znowu chodzi? – powiedział naburmuszony. Biedny skacowany człowiek.
- Chen – powstrzymywałem się od śmiechu – czy wiązałeś kiedykolwiek swoją przyszłość z fryzjerstwem? – Chłopak na początku popatrzył na mnie nie wiedząc, o co mi chodzi, ale kiedy jego oczy prawie dorównywały oczom D.O, zrozumiał.
- Nie…
- Tak – powiedziałem uśmiechając się do niego.
- Nie…
- Tak.
- Nie… - Przejechał ręką po swojej głowie i odkrył, że na jego czole jest stanowczo za mało włosów. – No, kurwa nie! – załamany pobiegł do łazienki, a ja w tym czasie zszedłem na dół i byłem zszokowany, że większość bandy już nie śpi, bo było dopiero koło jedenastej rano, a po takiej imprezie czasem szesnasta w magiczny sposób staje się wczesną porą dnia.
Cześć wam – przywitałem się ze wszystkimi. 
Chyba tylko Kai i Yeol okazywali jakieś oznaki życia, bo reszta zgonowała. Leżeli powykładani na stole i tylko biedny Sehun cierpiał, bo jedyny kawałek słońca w pomieszczeniu padał akurat na jego twarz.
- Baek, weź to jakoś wyłącz, czy coś. To coś jest za jasne oślepia mnie.
- A co ja, kurwa bóg światła? – powiedział zirytowany. Yeol od razu zaczął się śmiać, bo jak widać doskonale pamiętał ich wczorajszą rozmowę, ale chyba nie zamierzał tym męczyć zmarnowanego Baekhyna. Każdy wie, że pod wpływem alkoholu dzieją się rzeczy, które dziać się nie powinny. Mimo wszystko to, co wczoraj zobaczyłem zostanie ze mną na długo.
- Za co? Ja się pytam, co ja takiego w życiu zrobiłem, że ktoś zrobił ze mnie to, co zrobił. – Dało się słyszeć całkowicie wyprany z emocji głos Jongdae. Jedenaście par oczu spoczęło na bezbronnym Chenie i nawet ból głowy nie powstrzymał ich przed nie wyśmianiem skrzywdzonego chłopaka. Z tłumu wyłonił się Zitao, który podszedł do Dae i ciągnąc go za rękę, zniknęli za ścianą toalety. Xiumin i Lay powoli zaczynali się zbierać. D.O rzucił na stół jakieś tabletki na ból głowy. Jak widać szkoda mu się zrobiło ich wszystkich. Ten chłopak już chyba zawsze będzie mnie rozczulał, po tym, co wczoraj zobaczyłem.
- D.O masz może jakaś maść na siniaki czy coś? Cholernie bolą mnie kolana.
- Pewnie wczoraj w coś przywaliłeś, albo upadłeś.
- Nie – zaprzeczyłem – Kris ma po prostu bardzo rozwiniętą wyobraźnie – uśmiechnąłem się wrednie.
- O co ci chodzi? – spytał zdezorientowany Wu.
- Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie rzeczy odwalacie, kiedy jesteście pijani.
- Szkoda, że tego nie nagrałem – zasmucił się ogrodnik.
Kiedy większość ulotniła się z naszego domu razem z D.O zabrałem się za sprzątanie całego tego bajzlu. Wszędzie walały się śmieci, jedzenie i wiele innych niezidentyfikowanych rzeczy. Po dwóch godzinach z toalety wyszli Tao i Chen. Kiedy spojrzałem na tego drugiego, nie powiem zamurowało mnie, nie wiem jak Huang to zrobił, ale Kim wyglądał zajebiście. Jego włosy postawione były do góry i zafarbowane na ciemny brąz. Oczywiście nie zamierzałem nikogo informować, że podoba mi się tak bardzo, bo kogo to interesuje.
- Wow, wyglądasz jak człowiek – rzuciłem nie sprawdzając nawet jego reakcji na moje słowa, bo przecież ścieranie blatu było o wiele bardziej fascynującą czynnością.
Nie mam pojęcia, dlaczego przy nim staję się taki wredny, bo na ogół jestem dość potulny. W sumie winę mogę zwalić na niego, bo kto mi broni.
Po chwili jednak nie wytrzymałem i ukradkiem spojrzałem na niego. Wskazał swoimi cholernie długimi palcami na policzki. Nie wiedząc, o co mu chodzi przyłożyłem dłoń do twarzy i poczułem, że jest za gorąca
- Ruszyłbyś dupę i mi pomógł a nie mnie rozpraszasz! – krzyknąłem, na co odpowiedział mi głośnym śmiechem. – Kretyn.

 CDN...