Odkąd tylko pamiętam byłem cichym chłopcem. W dzieciństwie zamiast biegać z całą tą
dzieciarnią na podwórku, wolałem w samotności zgniatać robaki kamieniami.
Czy byłem normalny? Raczej w to
wątpiłem, bo nie pozwalało mi na to miejsce, w którym się wychowałem.
Ogarniający mnie z każdej strony brud, nachlani ludzie śpiący gdzie popadnie i
miejskie ćpuny, zaczepiające inne patologiczne bachory.
Ile razy, jako małe i niewinne dziecko
wystraszyłem się nie na żarty, przechodząc obok ciemnej uliczki, z której
wydobywały się niecenzuralne słowa i niosące za sobą echo jęki. Ktoś
pomyślałby, że moje piekło kończyło się w momencie, kiedy przekraczałem próg
domu, ale to wcale nie była prawda. Te same ohydne odgłosy słyszałem każdej
nocy za ścianą mojego pokoju. Kiedyś nie wiedziałem, za co moja matka każdego
ranka mnie przepraszała, a teraz najnormalniej w świecie tego nie rozumiem. Te
przeprosiny powinna była kierować tylko i wyłącznie do siebie za brak szacunku dla
swojego ciała, które sprzedawała za marne grosze, wszystkim tym obleśnym
mężczyznom i niezrównoważonym kobietom. Przecież każdy doskonale wie, że
prostytucja nie jest jedynym rozwiązaniem problemów finansowych.
Nie chcąc iść w
ślady matki i nie mając autorytetu w ojcu, którego nawet nie miałem, od samego
początku sam musiałem podejmować decyzje i szlifować swój charakter.
Chciałem się
kształcić, starałem się, aby moje stopnie były jak najlepsze, ale dorywcza
praca utrudniała sprawę. Czasami wykończony po całym dniu nie miałem nawet siły
zjeść porządnej kolacji i padnięty kładłem się na twardym materacu, nie
zważając nawet na to czy pozbyłem się ciuchów czy nie. Mimo wszystko w moim krótkim, acz nie
do końca usłanym różami życiu było parę rzeczy, które sprawiały, że
czasami chciało mi się jeszcze uśmiechać.
*początek trzeciej klasy*
Siedziałem na parapecie słuchając
muzyki, nie bardzo przejmując się otoczeniem tych wszystkich fałszywych ludzi.
Każdy z nich zakładał maski chowając pod nimi swoje obrzydliwie i zgniłe do
szpiku kości oblicze. Naśladowali zachowania innych stając się kiepską kopią kogoś,
kim chcieliby być. Nie potrafiłem pojąć jak ktoś w przeciągu paru godzin mógł
zmieniać osobowości w zależności od grupy, w której się znajdował. Jaki
pieprzony sens ma udawanie i robienie czegoś, czego tak naprawdę się nie lubi?
No tak… masa znajomych. Ogromna dawka nic nieznaczących osób, które są i
których później nie będzie, bo jak nawiązać prawdziwą przyjaźń, kiedy ludzie
oszukują samych siebie?
Z moich jakże głębokich przemyśleń wyrwało
mnie szturchnięcie w moje niczemu winne ramię. Przede mną znajdował się wysoki
Koreańczyk, z ewidentnie farbowanymi blond włosami, które nie raz śmignęły mi
przed oczami, ale zawsze ten fakt miałem głęboko w dupie, bo co mnie obchodzą
te wszystkie dwulicowe suki z mojej szkoły.
- Można się dosiąść? – usłyszałem,
kiedy delikatnie wyciągnął mi słuchawki z uszu.
- Nie.
Nie zamierzałem silić się na bycie
miłym, bo nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Z powrotem włożyłem kable do uszu.
- W
takim razie pierdol się – wyczytałem z ruchu jego ust.
Prychnąłem, i chociaż kompletnie nie rozumiałem
dlaczego, jego zachowanie mnie rozbawiło. Chłopak był naprawdę odważny skoro do
mnie podszedł. Doskonale zadawałem sobie sprawę z tego, że nie jedna plotka chodzi o mnie po szkole. Jednak, jakby nie patrzeć było mi to jak
najbardziej na rękę, bo te pieprzone szumowiny trzymały się ode mnie z daleka.
No może oprócz tego jednego wyjątku, który zakłócił rutynę każdego dnia
spędzonego w tym więzieniu.
Niestety na jednym wyskoku się nie
skończyło i o ile na początku odchodził, tak po paru razach po prostu
zakładał swoje słuchawki i siedział obok mnie. Bez jakiegokolwiek kontaktu, po
prostu był i mogłem szczerze powiedzieć, że po jakimś czasie przyzwyczaiłem się
do tego i nawet mi to nie przeszkadzało. Nie miałem pojęcia, co siedzi w jego
głowie, ale nie zastanawiałem się nad tym jakoś bardzo, miałem ważniejsze
rzeczy do roboty.
Najciekawsze w tym wszystkim było to,
że spędzając w ten sposób czas przez miesiąc ja w dalszym ciągu nie miałem
pojęcia jak chłopak miał na imię.
Korzystając z ostatnich promieni słońca
tego roku, siedziałem oparty o ogromny pień drzewa na szkolnym dziedzińcu.
Oczywiście nie byłem tam sam, blondyn znalazł sobie miejsce zaraz obok
mnie i bezuczuciowym wzrokiem obserwował wszystko, co działo się dookoła.
Pierwszy raz od dawna już, zacząłem zastanawiać się, dlaczego chłopak tak się do mnie przyczepił,
praktycznie nie pamiętałem już przerwy, którą spędziłem w samotności. Pogłośniłem muzykę, bo leciał mój ulubiony kawałek i nie do końca świadomie zacząłem
miętolić zębami kabel od słuchawek. W sumie nawet nie wiem, kiedy pojawił się u
mnie taki nawyk, ale on po prostu był.
- Kurwa – szepnąłem zdenerwowany.
Blondyn popatrzył na mnie zdziwiony, jakby
niedowierzając, że z mojego gardła wydobyły się jakieś słowa. W końcu dość nie
codzienną sprawą było usłyszeć jak coś mówię.
- Gorzej ci?
- Przegryzłem słuchawki.
Byłem zły na
siebie, bo nie miałem pewności, kiedy będę mógł kupić sobie następne. W głowie
zaczynałem powoli obliczać ile dni będę musiał przeżyć na najtańszych zupkach
chińskich, żebym mógł kupić sobie nowe.
- Jak ty to zrobiłeś sieroto? – śmiał
się cicho pod nosem.
- To nie jest śmieszne.
- Jest.
- Nie.
Swoim gadaniem tylko potęgował moją
złość, co w tym niby śmiesznego, mógł mnie kopnąć prąd i sparaliżować mi język,
faktycznie zabawne, nie ma co.
Wstałem i zarzuciłem na ramię mój
ozdobiony naszywkami z zespołami, które lubiłem plecak. Miałem iść, ale
poczułem na swoim szczupłym nadgarstku długie, kościste palce.
- Gdzie idziesz? Zostań – powiedział,
delikatnie się uśmiechając.
- To chyba nie mi z nas dwóch jest
gorzej. – Wywróciłem oczami, po czym wyrwałem się z jego uścisku. Nie miałem
pojęcia, co to miało znaczyć, ale liczyłem na to, że nie uważał się za kogoś
specjalnego. Ludzkie mniemanie o sobie czasami naprawdę mnie przerażało.
❣
W końcu przyszedł ten czas, kiedy na
dworze, zamiast słońca zastałem deszcz. Temperatura za oknem również dość mocno
spadła, dlatego tym razem zrezygnowałem ze swoich zwykłych czarnych trampek i
założyłem glany. Przed lustrem rozburzyłem jeszcze swoją przydługawą grzywkę i
wyszedłem.
Rześkie powietrze
owiało moją twarz, a ja z moimi nowymi słuchawkami zmierzałem w kierunku
liceum. Czułem jak przez zimno moje policzki rumienią się, szczypiąc
delikatnie.
Po piętnastu minutach drogi z daleka zauważyłem blondyna. Już miałem skręcić i pójść dłuższą drogą, byleby nie musieć oglądać jego ryja o te piętnaście minut więcej niż zawsze, ale coś mi nie wyszło.
Po piętnastu minutach drogi z daleka zauważyłem blondyna. Już miałem skręcić i pójść dłuższą drogą, byleby nie musieć oglądać jego ryja o te piętnaście minut więcej niż zawsze, ale coś mi nie wyszło.
Nie miałem na to ochoty, ale on jak za
złość musiał się obrócić i mnie spostrzec. Nie do końca wiedziałem dlaczego,
ale do niego podszedłem, przecież, mogłem udawać, że go nie widzę, albo tak po
prostu go olać i pójść tak jak chciałem, ale jednak zrobiłem coś wbrew swojej
woli i jak mam być szczery nie podobało mi się to.
I tak dużej różnicy nie czułem czy
szedłem z nim czy bez niego, bo między nami jak zawsze panowała grobowa cisza.
Doszliśmy do murów szkoły, oczywiście
oboje odprowadzeni wzrokiem ludzi wokół nas. Zszedłem do szatni zostawić kurtkę
i wtedy zadzwonił dzwonek. Nie lubiłem się spóźniać, dlatego chciałem jak
najszybciej znaleźć się w klasie. Przede mną szedł blondyn i było by wszystko w
jak najlepszym porządku, gdyby szedł dalej, ale nie. On w połowie schodów
musiał się zatrzymać, przez co ja się od niego odbiłem i poleciałem do tyłu, a
dziewczyna za nim wpadła na niego, popchała go i razem z nim spadła na mnie.
Myślałem, że ich zabiję na miejscu. Czułem,
że dosłowny ból dupy daje o sobie znać. Koreanka, chyba nie do końca specjalnie
spojrzała mi w oczy. Chyba nie muszę mówić, że prawie z płaczem, przerażona
uciekła. Miała szczęście, że nawet jej nie pamiętałem.
Byłem jej
wdzięczny, że chociaż szybko ze mnie wstała, bo druga osoba w dalszym ciągu
leżąc na mnie, chyba postanowiła tego nie robić.
- Wiesz co? Wszystko niszczysz,
powinieneś się teraz zarumienić z powodu mojej bliskości i być przytłoczony
moją seksowną aurą… no i może pozycją w której się znajdujemy, czym ty jesteś?
– powiedział z udawaną złością.
- Na pewno nie do porzygu przesłodzoną Azjatką
– cnotką, niewydymką. Złaź ze mnie, myślisz, że lekki jesteś? – Nawet go nie
uprzedzając zrzuciłem go, wstałem i poszedłem.
❣
Lubiłem się uczyć, nie miałem wyjebane
i na prawdę starałem się mieć z wszystkiego jak najlepsze oceny, ale jeżeli
miał istnieć przedmiot z którego byłem do dupy, to była to historia. Czasami
potrafiłem siedzieć nad książkami parę godzin, wkuwając te wszystkie daty i
kiedy byłem pewny, że wszystko już opanowałem, tydzień później podchodził do mnie
nauczyciel z wrednym uśmieszkiem podsuwając mi pod nos sprawdzian z oceną
niedostateczną z plusem.
Tak, kurwa z plusem i już sam nie wiem
czy miał mi udowadniać jak beznadziejny jestem z tego przedmiotu czy pokazać,
że wow – zrobiłem cokolwiek.
Odliczałem sekundy do upragnionego
dźwięku wolności, ale z każdym drgnieniem wskazówki, miałem wrażenie, że czas
zamiast się skracać, na złość wszystkim się wydłuża.
Ostatnie słowa na temat wojny
secesyjnej i każdy mógł się spakować, i wyjść na zasłużoną przerwę.
Szedłem długim korytarzem na nikogo nie
zwracając większej uwagi. Chciałem jak najszybciej dostać się na dach budynku.
Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem
myśleć o tym cholernym blondynie. Czy on naprawdę był taki głupi? Miałem
wrażenie, że był bardzo dziecinny i cholernie zastanawiało mnie dlaczego to
mnie się tak uczepił. Byłem pewien, że w całej tej szkole było mnóstwo osób
bardziej skorych do rozmów ode mnie.
Wyciągnąłem paczkę zapałek i zapalając
jedną z nich odpaliłem papierosa. Wiatr rozwiał wokół mnie ten duszący zapach,
szczerze mogłem powiedzieć, że go uwielbiałem.
- Czy ty palisz?
Na te słowa momentalnie zbladłem, a pet
który trzymałem miedzy smukłymi palcami wylądował na ziemi. Cholera. Ostatnim czego chciałem, to
żeby jakiś nauczyciel robił mi problemy o to, że pale.
Nie koniecznie miałem też ochotę
słuchać godzinnych wykładów na temat tego jak to mogę zniszczyć sobie zdrowie w
tak młodym wieku.
Odwróciłem się w stronę nieproszonego
gościa i aż wywróciłem oczami w geście irytacji.
- Tak palę, w ogóle co cię to
interesuje? – Byłem wkurwiony. Przez niego wyrzuciłem swoją fajkę, a warto
przypomnieć, że nie były one najtańszym towarem na rynku.
- Po prostu się nie spodziewałem…
- No popatrz, jakie życie potrafi być
zaskakujące.
Nie patrzyłem na niego, nie miałem
ochoty.
- Luhan, za co ty mnie tak
nienawidzisz? Cholera staram się jakoś do ciebie zbliżyć, ale mi nie pozwalasz.
Dlaczego…
- Nie nienawidzę cię – przerwałem – ja
po prostu nienawidzę ludzi, a oni nie dzielą się na nich i na ciebie, są po
prostu ludzie i wszyscy są tacy sami.
Patrzył na mnie przez chwilę bez
wyrazu.
- Nie zapominaj, że ty też jesteś
człowiekiem, tak samo jak ja. – wyszeptał słabo i wyszedł zostawiając mnie
samego z własnymi przemyśleniami.
Nawet jakby został prawdopodobnie nie
odpowiedziałbym mu nic sensownego, bo miał rację. Może faktycznie już sam
siebie nienawidziłem, ale nic nie mogłem zrobić, że czegokolwiek bym nie
ruszył, trzymały się mnie pesymistyczne myśli.
Nie zna mnie, nie ma prawa oceniać.
❣
Następnego dnia, pierwszą przerwę
spędziłem samotnie. Nie przejąłem się tym bardzo, ale było to dla mnie małym
zaskoczeniem, że ta platyna się do mnie nie dosiadła. Ludzie dziwnie na mnie
patrzyli, kiedy sam siedziałem pod klasą słuchając muzyki. Chociaż w sumie oni
patrzyli się na mnie dziwnie zawsze i wszędzie, nie ważne jak normalne rzeczy
bym robił i tak patrzyli na mnie jak na zwierzę w cyrku.
Kolejna nie różniła się praktycznie
niczym od poprzedniej, ale za to zauważyłem, że kiedy obok mnie siedział
blondyn czas płynął jakby trochę szybciej. Zupełnie nowym zjawiskiem dla mnie
było to, że nie potrafiłem wyprzeć go z mojego umysłu. Chciałem, ale za każdym
razem jakby śmiał się ze mnie, pojawiał się w mojej głowie z powrotem.
Zastanawiałem się czy w ogóle jest w
szkole, oczywiście nie to, żebym się o niego jakoś bardzo niepokoił, ot tak
zwykłe przemyślenia.
Zadzwonił dzwonek. To nie tak, że nie
lubiłem lekcji WF, bo byłem niedorozwojem, po prostu na tej lekcji często
dochodziło do kontaktu cielesnego z tymi wszystkimi spoconymi osobnikami, a mi
szczerze nie uśmiechało się wpaść na takiego kogoś.
W całym tym tłumie wypatrzyłem
blondyna. Oh, więc jednak jest w szkole.
Po rozgrzewce, wuefista Kim
zadecydował, że połowa sali pójdzie na siłownie i mniejszą aule, a druga
zostanie i zagra w siatkówkę. Oczywiście nietrudno się domyślić, że moja i
blondyna klasa została.
Nauczyciel kazał
mi i blondynowi wybierać skład. Staliśmy obok siebie jakbyśmy się nie znali, chociaż jakby nie patrzeć to my faktycznie
się nie znaliśmy – mentalnie wywróciłem oczami.
- Jongin. – Wybrał
jakiegoś murzyna, cóż miał przewagę, on chodził na te swoje zajęcia dodatkowe z
siatkówki, więc wiedział kogo wybierać.
- Ty. – Wskazałem
palcem na chłopaka z dziwnie odstającymi uszami. Coś wewnątrz mnie powtarzało
mi, że nie chcę przegrać, więc w miarę możliwości, starałem się dobrać solidny
skład.
- Chanyeol jestem
– przedstawił się, na co udałem, że go nie słyszę. I tak po godzinie
zapomniałbym jak się nazywa.
- Tao. – Wybrał
kolejnego, który wyglądał jakby coś brał.
Patrzyłem na równo ułożonych chłopaków przede mną i wybrałem
wysokiego chłopaka w bordowych włosach, który smutno popatrzył na tego od
drużyny blondyna. Podstawówka kurde.
Na samym końcu został kolejny, który wyglądał jakby coś ćpał i dosyć niski
brunet. Wziąłem tego drugiego.
Obie drużyny
ustawiły się na swoich boiskach i zaczął się mecz. W pierwszych minutach nie
zapowiadało się na nic specjalnego, wszyscy starali rozegrać akcję jak
najlepiej i nietrudno było zauważyć, że każdy możliwy, wyprowadzony przeze mnie
atak kierowałem na blondyna. Oczywiście, on nie zamierzał zostawać w tyle.
Było po równo, ja
mocniej ścinałem, a on miał przewagę nade mną jeżeli chodziło o blok, cóż, był
wyższy, całkiem sporo.
Pomiędzy
zdobywaniem na przemian punkt za punktem oboje łypaliśmy na siebie złowrogimi
spojrzeniami, a przez emocje oboje graliśmy lepiej. W połowie meczu chyba każdy
spostrzegł, że to była rozgrywka nie tylko między zespołami, ale też między nim
a mną.
Pan Kim patrzył na
nas w zaskoczeniu, ale też nutą zachwytu, kiedy każdy starał się dwa razy
bardziej niż zawsze.
Kolejne przejście
i platynowiec zaczął serwować. Musiałem mu przyznać, że jego serwy były dobre
ale nie lepsze niż mój odbiór. Gra toczyła się dalej, ale przez nieuwagę
chomikowatego chłopaka straciliśmy punkt. Kolejny serw, a ja byłem pewien, że
brunet przede mną to przyjmie, ale niestety. On w tym samym czasie pomyślał o
tym samym, tylko liczył mnie.
Nim się obejrzałem
dostałem piłkom w twarz i przysięgam, że jak kolorowe światełka, które
zobaczyłem nie wyglądały jak te z bajek, to ja nie wiem na czym wzorowali się
producenci Disneya.
Musiała minąć
chwila, żebym doszedł do siebie i wtedy usłyszałem:
- O mój boże, ty
krwawisz! – krzyknął szatyn.
Kątem oka
przyciąłem, że wysoki chłopak z worami pod oczami szybko zaczął wachlować się
dłonią, na dźwięk słowa krew.
Spojrzałem z
mordem w oczach na blondyna i widziałem, że chciał do mnie podjeść, tylko się
wycofał, kiedy spotkał się ze mną wzrokiem.
To jego wina i tak,
niech czuje się winny, bo jeżeli moja piękna twarz ucierpiała, to może być
pewien, że jego również poczuje jak to jest w nią oberwać. I to całkiem mocno.
- Zaprowadzę go do
pielęgniarki. – powiedział do nauczyciela ten sam chłopak, którego wziąłem jako
ostatniego.
Złapał mnie za wolną
rękę, bo drugą dalej przytrzymywałem całą twarz, która była mocno zakrwawiona.
Przez chwilę
prowadził mnie w ciszy, jakbym sam nie
wiedział gdzie jest gabinet piguły, po czym zaczął:
- Co jest z tobą i
Sehunem?
Popatrzyłem na
niego jak na idiotę, bo do cholery jasnej, kim jest Sehun?!
- A kto to jest? –
zapytałem z lekką irytacją, bo tak trochę źle się mówiło, kiedy krew powoli
wlewała mi się do ust.
- Nie, dobra, bez
żartów Luhan, chcę wiedzieć, dlaczego chodzi od wczoraj przybity i wow nie
spędził z tobą przerwy. Coś musiało się stać, a że jestem jego cudownym
przyjacielem, skoro nie dowiedziałem się od niego to dowiem się od ciebie. I
nie obchodzi mnie to, że masz jakiś uraz do ludzkości.
- Oh, więc to
tlenione coś ma na imię Sehun? – pomiąłem już fakt, że chłopak wiedział jak mam
na imię, domyśliłem się, że skoro są przyjaciółmi, to już mu coś o mnie
powiedział – i tak nie zapamiętam.
Chłopak zatrzymał
się, odwrócił się w moją stronę ze zdziwioną miną, po czym wybuchł śmiechem. A ludzie na mnie patrzą się jak na wybryk
natury.
- Naprawdę
spędzałeś z nim każdą przerwę, nie wiedząc ja ma na imię? Niezły jesteś, to
niesprawiedliwe, że Chanyeol dalej ma do mnie pretensje, że nie pamiętam, kiedy
ma urodziny, to nie moja wina, że nie jestem dobry w datach.
- Na prawdę
fascynujące. – Spojrzał na mnie oburzonym wzrokiem, a potem z lekkim
obrzydzeniem rzekł:
- Wyglądasz jak
gówno, lepiej chodź do łazienki to wypłukać, pielęgniarka i tak nie zrobi nic
innego niż ty sam…
Nie zwracając
uwagi na to, co mówił, poszedłem w stronę toalet. Temu to naprawdę twarz się
nie zamykała. Sehyeon? Dobrze mówię? Przynajmniej się nie odzywał.
Stanąłem przed
lustrem i musiałem przyznać, że wyglądałem jak upiór. Spocony, pokrwawiony z
cieniami pod oczami i blady.
Opłukałem twarz,
lodowatą wodą i przyłożyłem mokre chusteczki do nosa odchylając głowę do tyłu.
- CO TY ROBISZ
DEBILU?! CHCESZ SIĘ UDUSIĆ?! – podbiegł do mnie i przechylił powoli moją głowę
w dugą stronę.
- Nie miałeś w
gimnazjum takiego przedmiotu jak edukacja bezpieczeństwa? Mogłeś zachłysnąć się
krwią, i ja na pewno nie zbierałbym twoich zwłok z tej brudnej posadzki.
- Tym zajęli by
się funkcjonariusze policji, nie twoje zmartwienie. – tak naprawdę myślałem, że
sobie poszedł, ja w końcu zostałem sam, ale nie, przyczepił się do mnie i o
zgrozo nie zapowiadało się na to, żeby sobie szedł.
Po paru minutach
sytuacja została opanowana, a ja dowiedziałem się, że chłopak ma na imię
Baekhyun. Nie żeby mnie to interesowało on po prostu mówił, nie patrzył na to czy
go słucham czy nie, a chcąc nie chcąc słuchałem, bo jego głos był cholernie
donośny i po tym krótkim czasie spędzonym w jego towarzystwie, wszystko
dochodziło do mnie z echem. Nie, nie przesadzam.
Lekcje się już w
sumie skończyły, poszliśmy do szatni się przebrać. Wyszliśmy ze szkoły i
liczyłam, że ja pójdę w swoją stroną, a on w przeciwną do mojej, ale jak na
złość nie zamierzał nigdzie skręcać, tylko szedł prosto tak samo jak ja.
- Nudzi mi się,
chodźmy do jakiejś kawiarenki na kremówkę.
- Nie dzięki, nie
jestem głodny. – I oczywiście na poparcie tych słów zaburczało mi w brzuchu. –
I nie mam pieniędzy. – powiedziałem szybo.
- Luhan, chodź, ja
stawiam. – I tu mnie miał. Jeszcze przez chwilę mój rozsądek walczył o chwilę
spokoju dla siebie, ale darmowa kremówka, była dobrą ceną za zakłócanie mojego
spokoju. Skoro wytrzymałem z nim godzinę może uda mi się wysiedzieć następną.
Cholera, rekord i cud w jednym. Luhan nawiązuje znajomości.
Usiedliśmy w dość
ustronnym miejscu i za chwilę zjawiła się młoda kelnerka z kartą menu. Nie
zabierałem głosu, zamówieniem zajął się Baekhyun.
- Powiedz mi jak
to się stało, siedziałeś z Sehunem przez tyle czasu i nie poznałeś jego
imienia, naprawdę nie przestaje mnie to bawić.
- Bo tak jakby nie
patrzeć, to on po prostu siedział obok mnie i tyle. Mogę na palcach jednej ręki
policzyć ile razy z nim rozmawiałem, no i oczywiście wszystkie razy kończył się
kłótnią.
- Podziwiam go, mój mały głupi Sehunnie. Ja już dawno dałbym sobie z tobą spokój.
- Podziwiam go, mój mały głupi Sehunnie. Ja już dawno dałbym sobie z tobą spokój.
- W sensie?
- No wiesz, jak
tylko przyszliśmy do liceum, zauważył
cię i gadał o tobie cały czas, że jesteś uroczy, że chciałby cię poznać i w
ogóle, ale był ciotą i tchórzył za każdym razem jak miał szansę zagadać,
chociaż już w sumie wiem dlaczego. I trochę się przeliczył nazywając cię
uroczym, jesteś gorszy niż ja.
Patrzyłem na niego
zdziwiony. Zrobiło mi się dziwnie miło, mając świadomość, że może faktycznie
Sehun coś do mnie miał. Zazwyczaj od ludzi obrywałem pogardą i nie powiem to
była przyjemna odmiana.
- Tak naprawdę, to
myślałem, że spędza ze mną czas dlatego, że nie ma przyjaciół. – popatrzył na
mnie i wybuchnął śmiechem.
- Ma przyjaciół i
uwierz potrafi być naprawdę kochany.
Nie wiem, co
chciał mi przez to powiedzieć, ale nie spytałem, bo w tym czasie przyszła już
do nas kelnerka, trzymając w dłoni dwa talerzyki.
Czułem jak w mojej
buzi zbiera się ślina od samego patrzenia, aż szkoda było mi jeść, bo znając
moją sytuację, długo nie poczuję tego smaku ponownie.
❣
Weekend
przesiedziałem w domu i tylko wieczorem wyszedłem na jakiś dwugodzinny spacer,
bo moja mama przyprowadziła do domu jakiegoś fagasa. Chciało mi się wymiotować
na dźwięk jęków, jej facetów. Nie nienawidziłem jej, nie potrafiłem, mimo tego,
że zniszczyła mi dzieciństwo nawet nie chciałem jej nienawidzić.
Widziałem, że
byłem jedyną rzeczą podtrzymującą ją na tym świecie. Czasami zastanawiałem się
jakby to było gdyby ojciec nas nie zostawił.
Nie wiem co się z
nim stało, nawet mnie to nie interesowało, miałem tylko nadzieje, że czuje się
winny za rozpieprzenie mi rodziny, bo wiem, że gdyby nie on moja mama by się
nie stoczyła, a ja zostałbym normalnie wychowany.
Wróciłem do domu i
zastałem w kuchni zapłakaną mamę. Podszedłem do niej i założyłem jej włosy za
uszy. Patrzyłem jak ciemny makijaż spływa razem ze łzami po jej policzkach.
Uwierzcie, że to naprawdę okropny widok widzieć swoją mamę w takim stanie,
tym bardziej jeśli wie się, że nie potrafi jej się pomóc.
- Przepraszam
Luhan.
Nienawidziłem
kiedy to robiła, nie chciałem słyszeć od niej tych słów. Sprawiały, że jej
porażka jako matka i jako kobieta wydawała się większa i bardziej znacząca.
- Mówiłem ci, że
nie ja jestem osobą, którą powinnaś przepraszać.
Poszła się umyć, a
ja zaparzyłem jej herbaty, po której zawsze szybciej zasypiała.
Poszedłem spać z
myślą, że chyba faktycznie nie da się nienawidzić każdego i tak, ja też byłem
człowiekiem, który miał uczucia.
❣
Wróciłem do szkoły
naładowany jakąś dziwną energią, co było dla mnie nie małym zaskoczeniem. Szedłem
w kierunku swojego parapetu i już miałem na niego usiąść, kiedy coś z głośnym
piskiem rzuciło się na mnie, miażdżąc moje ramiona w szczelnym uścisku.
Stałem tam jak
ostatni kołek, bo może to dziwne, ale pierwszy raz w życiu przytulał mnie ktoś
inny niż mama.
- Możesz mnie już
puścić Baekhyun.
- Nie. Nie puszczę
cię dopóki ty też mnie nie przytulisz. – Czy nie wspominałem kiedyś, że nie
przepadam, jak ktoś narusza moją
przestrzeń osobistą?
Przewróciłem
oczami i tak żeby jak najmniej go ruszać objąłem go.
- Baek, hamuj się,
zgniatasz mi jelita.
W tym czasie
przypałętał się do nas Sehun. Nie powiem jego mina była bezcenna i naprawdę
żałowałem, nikt tego nigdzie nie uwiecznił.
- Co wy robicie?
- Witamy się? – odpowiedział,
jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie i fakt może byłaby, gdybym w
tym nie uczestniczył.
- Nie, dobra puść
mnie. – Okej. Zrobił to. Ale tylko po to, żeby popchać mnie w ramiona
następnego idioty.
No pewnie, a na czole napisane miałem
przytulana, prawda?
- Ooo jak uroczo!
– zaburczał ktoś niesamowicie niskim głosem, po czym przyssał się do ust Baekhyuna.
Patrzyłem na to wszystko, zastanawiając się jakim cudem znalazłem się pośród
całej tej grupy debili. Jednego na głowę mogłem znieść, ale żeby trzech?
- Prawda? –
zapytał z błyszczącymi oczami Baekhyun, po tym jak się od siebie oderwali,
spoglądając na wielkoluda z odstającymi uszami.
- nie wiedziałeś
jak mam na imię? – popatrzył na mnie urażony i dopiero wtedy zdałem sobie
sprawę, że on dalej mnie przytula.
- Skąd niby miałem
to wiedzieć? A tak w ogóle to, puść mnie.
- Nie.
- no mówię, puść
mnie! – Krzyknąłem oburzony.
- Zabiorę go na
chwilę.
- Nigdzie nie idę!
I wtedy właśnie
poczułem jak mnie podnosi i zawiesza na ramieniu. Czy jego do reszty pojebało?!
- Ja pierdole,
Sehun postaw mnie na ziemi w tym momencie!
- Niby dlaczego
miałbym? – zamknąłem mocno oczy.
Miałem gdzieś, że
cała szkoła się patrzy i za niecałe pięć minut po budynku rozejdą się różnego
rodzaju plotki, byłem przyzwyczajony.
- Bo do cholery
jasnej, mam lęk wysokości i byłoby mi niemiernie miło, gdybyś postawił mnie na
ziemi, bo jeszcze chwila i się rozpłaczę.
Spełnił moją
prośbę. Byłem cały czerwony, naprawdę nienawidziłem być na wysokościach.
Przepraszam bardzo, ale Sehun miał prawie dwa metry, jedynym wyjątkiem był dach
szkoły, przywykłem, ale cała reszta sprawiała, że się bałem, po postu – ludzka
rzecz.
- Przepraszam. –
Spojrzał na mnie niepewnie – za przed chwilą i za piątek.
Właściwie to
zapomniałem, o tej akcji na WF-ie.
- W porządku. - Powiedziałem
to tylko dlatego, że sam nie chciałem przepraszać go za to, co powiedziałem na
dachu. Nie chciałem też dawać mu tej satysfakcji, że miał rację. W końcu żaden człowiek nie jest nieomylny.
❣
W przeciągu
ostatnich dwóch miesięcy, sporo się zmieniło. To znaczy dla mnie. Nawet nie
zauważyłem, kiedy najdłuższe przerwy zacząłem spędzać z całą tą trójką debili i
może faktycznie wyszło mi to na dobre.
Przestałem
narzekać na pracę i chyba trochę otworzyłem się na ludzi, albo po prostu na
Baekhyuna, Sehuna i Chanyeola, zawsze to jakiś postęp.
Nie, moja
osobowość nie uległa zmianie, dalej prychałem na wszystko i wszystkich, nie
wdawałem się w pięćdziesiąt procent głupawych rozmów, ale może z pesymisty
stałem się pesymistycznym realistą? Nawet
nie wiem czy takie coś istniało w każdym razie wyrażało idealnie moje
wewnętrzne ja.
Mogłem do tego
przywyknąć, naprawdę, ale najbardziej dobijającą rzeczą, do jakiej się chyba w
życiu nie przyzwyczaję, były momenty, kiedy wysilałem się na rozmowę z Baekiem
albo Yeolem, a któremuś z nich do głowy przychodzia spontaniczna myśl zjadania
sobie twarzy przed całą szkołą. Czym do cholery ja zawiniłem skoro musiałem na
to patrzyć, parę razy dziennie?
Fuj. Oni tak potrafili w środku zdania.
Poważnie współczułem Sehunowi, bo zanim zacząłem z nimi spędzać czas, musiał
znosić to sam, biedny dzieciak.
Właśnie, co do platynowca. Miałem
gdzieś, że przefarbował włosy na normalny brązowy kolor, dla mnie do końca
życia zostanie platynowcem, bo tak go nazywałem przez całą pierwszą część znajomości. Sam mógł mi się jakoś
przedstawić, to jemu zależało.
Oficjalnie każdy z nas wiedział, że podobałem
się Sehunowi i oczywiście każdy z nas świetnie to wykorzystywał przeciwko
niemu. Byłem cholernie samolubny, bo podobało mi się uczucie tego, że podobam
się zimnemu księciu naszej szkoły, ale sam Sehun nie wywoływał u mnie żadnych
reakcji.
Żadnych.
Schlebiało mi, że dalej się starał, ale
nie zamierzałem robić mu żadnej nadziei i otwarcie mówiłem, że go nie chcę.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Baekhyuna niesamowicie to bawiło, nasza
relacja. Za każdym razem twierdził, że pod koniec i tak skończymy w związku, na
co ja wywracałem oczami, a Sehun udawał, że go to nie obchodzi. I udawał to
jest idealne określenie, bo widziałem jego drobny uśmiech i delikatne rumieńce
na samo wspomnienie o takiej opcji.
❣
Jak każdego ranka obudziły mnie słowa
mojej ulubionej piosenki. Leniwie otworzyłem oczy, podnosząc swoje niewyspane
ciało do siadu, tylko po to, żeby po chwili namysłu z powrotem opaść na dość twardy,
ale ciepły materac.
Totalnie nic mi się nie chciało. Oczy
dosłownie same się zamykały, a w głowie pojawiały się ostatnie wspomnienia snu
minionej nocy.
Był miły, chyba nie chciałem się z
niego budzić, chociaż szczerze mówiąc, nie pamiętałem o czym śniłem.
Nie ściągając z siebie kołdry, na boso,
po zimnej podłodze poczłapałem do kuchni żeby zaparzyć sobie filiżankę mocnej,
czarnej kawy.
Spojrzałem przez okno i ze zdziwieniem
odkryłem, że na dworze było biało. Może w normalnej dzielnicy, oprócz białego
puchu zobaczyłbym tarzające się i pełne radości dzieci, ale tak jak już kiedyś
wspominałem, to miejsce było pozbawione szczęśliwych momentów.
Jakiś facet w samym swetrze okupywał
kanapę leżącą obok przeładowanego śmieciami kontenera. Patrząc na niego, wcale
nie odczuwałem żalu. Ja też tu mieszkałem i wiedziałem co to znaczy mieć po prostu źle.
Czajnik zaczął głośno piszczeć, a ja
wyrwany ze swoich myśli poszedłem zalać kawę.
Czułem się lepiej mając na języku ten
niepowtarzalny smak kofeiny.
Ubrałem się ciepło i zabierając ze sobą
plecak wyszedłem.
Wyciągnąłem z paczki papierosa,
wiedząc, że tutaj i tak nikt nie zwróci na mnie uwagi, przylepiając mi łatkę
ulicznej patologii. Zaciągałem się dymem i czułem jak wypełnia on moje płuca.
Nie wiem czy byłem uzależniony, ale na
pewno czerpałem sporo przyjemności z palenia i naprawdę nie interesowało mnie
to, że są rakotwórcze, bo w dwudziestym pierwszym wieku wszystko takie było.
Wszedłem do szatni i zostawiłem swoją
kurtkę, przed wyjściem już czekał na mnie Baek, który szczerzył się do mnie.
Przygotowywał się, widziałem to w jego
oczach. Rozpędził się z zamiarem przytulenia mnie i kiedy był bliski zgniecenia
mi żeber, odsunąłem się, a on przytulił jakąś grubą Koreankę z tłustą grzywką i
okularami.
Kiedy poczuł, że to co przytula nie
jest mną, odsunął się zdegustowany i prawie rozpłakał na środku korytarza, że
jej dotknął. Byłem na tyle okrutny, że bawiło mnie to i nie wiem kogo było mi
bardziej żal, Baeka czy jej, na widok jego reakcji.
- Jak mogłeś? - Powiedział kiedy
szliśmy w stronę parapetu, który już w sumie nie był mój, bo zazwyczaj okupowały
go trzy inne osoby.
- Przecież wiesz, że nie lubię się
przytulać.
- Ale żeby pozwolić mi na przytulenie tamtego
– i w tym momencie przeszły go dreszcze obrzydzenia – czegoś?
- Nie wiedziałem, że stała za mną.
- Jesteś gorszy niż ja.
- Już to kiedyś słyszałem. –
Uśmiechnąłem się uroczo.
Reszta dnia minęła mi naprawdę
zwyczajnie.
❣
Nim się obróciłem były święta. Nie
cierpiałem ich. Soboty i niedziele były dniami, kiedy pracowałem i tamtego dnia
ruch był okropny. Zawsze mnie to dziwiło, że ludzie wydawali na zakupy grube
pieniądze jakby co najmniej robili zapasy wojenne, tylko po to, żeby później
narzekać, że zostało tyle jedzenia, które się zmarnuje. Kompletny bezsens, halo
to tylko dwa dni, kiedy sklepy są zamknięte.
Siedziałem na
kasie jednego z pobliskich supermarketów i przysięgam, że bolała mnie głowa od
ciągłego pikania kasowanych zakupów i ogólnego hałasu. Już nawet nie siliłem
się na mówienie każdemu ze sztucznym uśmiechem „wesołych świąt”, chociaż było
to ode mnie wymagane.
Nienawidziłem tej
pracy, ale przynajmniej starczało mi później pieniędzy na najbardziej niezbędne
rzeczy.
Od samej pracy,
dzisiejszego natłoku ludzi, bardziej nienawidziłem samych świąt. Sztuczne,
komercyjne, tandetne, wymuszone, naprawdę wiele przymiotników przychodziło mi
do głowy na opisanie tych jakże cudownych świąt, gdzie każdy nagle przypomina
sobie czym jest szacunek do drugiego człowieka i sra miłością na prawo i lewo,
bo hej, tak wypada!
A no tak, racja,
nie każdy, bo są takie marginesy społeczne jak ja i moja rodzina. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć dlaczego moja matka nawet w
ten dzień normalnie przyjmowała swoich klientów,
ba było ich jeszcze więcej niż zwykle, ale później dotarł do mnie fakt, że ona
też nie traktowała tego dnia w żaden wyjątkowy sposób.
Może całkiem
nieświadomie od niej się tego nauczyłem.
- Za piętnaście minut
sklep zostanie zamknięty – rozbrzmiał jakiś kobiecy głos z głośników –
wszystkich klientów prosimy o skierowanie się do kas.
- Wreszcie –
szepnąłem do siebie całkowicie wyczerpany.
Chociaż w sumie
nie wiedziałem czy wizja wracania do domu mnie uszczęśliwia.
❣
- Wesołych świąt kochanie!
- Darujmy sobie, mamo.
Nie
widziałem powodu, żeby udawać, że jest dobrze. Po południu miałem zamiar wyjść
z domu i wrócić dopiero następnego dnia, kiedy będzie po wszystkim.
- W porządku, nie zamierzam się starać. –
Może gdyby ktoś inny usłyszał takie coś od swojej matki, poczułby się urażony,
ale ja doceniałem to, że nie udawała nikogo, tylko dlatego, że kalendarz
wskazywał dwudziesty czwarty grudnia.
Już trochę bardziej rozbudzony poszedłem z
nią do kuchni i dla odmiany zamiast kawy zaparzyłem nam herbatę.
Moja mama nie była brzydką kobietą i gdyby
nie fakt, że była trochę przewrażliwiona, może by mogła ułożyć sobie życie
jeszcze raz.
- Luhan?
- Hmm?
- Nie myślałeś o tym żeby się stąd
wyprowadzić? Wiesz, ja zdaję sobie sprawę, że to jak tu mieszkasz w żaden
sposób nie ułatwia ci nauki i cholera…
- Nie mamy na to pieniędzy – uśmiechnęła
się słabo - po za tym nie zostawię cię
tutaj samej.
Nie odzywaliśmy się, a ciszę pomiędzy
nami zabrało ”Last Christmas”, którego ani ja, ani moja mama nie cierpieliśmy.
Facet w radiu pieprzył jakieś świąteczne farmazony. Dzień się jeszcze nie
zaczął a ja już miałem go dosyć.
- Wychodzisz dzisiaj?
- Tak do Baekhyuna, wiesz poznaliśmy się na
początku roku i mnie zaprosił – skłamałem. Nie musiała wiedzieć, że tak
naprawdę będę się szlajał po centrum w samotności, nie chciałem jej jeszcze
bardziej martwić i tak widziałem, że jest jej przykro.
❣
[♫]
Łażenie samemu po mieście wcale nie było takie złe, tym
bardziej, że byłem w pewnym stopniu do tego przyzwyczajony. Byłem zdania, że
przeżyję to, jeśli tylko telefon nie rozładuje mi się do rana, bo bez muzyki to
jednak mogłoby nie być już tak przyjemnie.
Te wszystkie
światełka zaczynały mnie mocno drażnić swoimi jaskrawymi kolorami. Przysięgam,
że gdybym co roku miał wieszać takie u siebie, zwariowałbym. Jednak byłem kimś,
kto nie czuł magii świąt.
Podszedłem do
jakiegoś automatu i rzuciłem drobne, czekając na swoją gorącą czekoladę,
wiedziałem, że będzie zimno, w końcu był środek grudnia, ale nie myślałem, że
będę aż tak marznąć.
Usiadłem na ławce
przy jasnej fontannie i obserwowałem ludzi, którzy prawdopodobnie w pośpiechu
spieszyli się do swoich rodzin.
Obok sklepu stał
wysoki blondyn, który uśmiechał się do siebie, a powodem jego szczęścia pewnie
było czerwone pudełeczko, które mocno ściskał w dłoni.
Gdzieś dalej inny
chłopak stał, co chwilę zerkając na zegarek. Za pazuchą miał schowanego małego
brązowego psa.
Jakaś para
staruszków szła trzymając się pod ramie i śmiejąc z czegoś głośno.
Sehun miał rację,
ludzie nie są tacy sami. Zawsze się od siebie różnią, choćby to była
niezauważalna rzecz, drobna rysa w charakterze, nie potrafiłem powiedzieć,
dlaczego wcześniej tak myślałem. Wystarczyło jedno zdanie, aby moje poglądy na
świat runęły jak domek z kart.
Tak jak się
domyślałem czerwone pudełeczko było obrączką. Dla dwójki przede mną świat się
zatrzymał, kiedy mężczyzna klęknął na jedno kolano mimo śniegu. Kobieta
rozpłakała się, a każdy, kto był świadkiem sceny zaczął bić brawa.
Dwójka chłopaków i
małe czteronożne stworzonko obok nich szło w tylko im znaną stronę, ludzie się
rozeszli, a ja zostałem sam w towarzystwie delikatnego puchu, spadającego z
nieba.
- Luhan? – ktoś
złapał mnie za ramię, kiedy wstawałem z ławki.
- Sehun? –
Odpowiedziałem głupio, tak samo jak on zapytał.
- Nie jesteś
gdzieś z rodziną, wiesz są święta i trochę mnie zaskoczyłeś.
- Jak widać, nie
jestem. Nie lubię świąt.
- Dlaczego?
Przecież to miły czas, w końcu można go spędzić ze swoją rodziną i…
- Jeżeli tą
rodzinę się ma…
Sehun popatrzył na
mnie smutno, chciałem zostawić tą myśl dla siebie. Nie zależało mi na jego
współczuciu.
- Lu, coś się
stało?
- Nic się nie
stało, Sehun. A co ty tutaj robisz?
- Rodzice
poprosili mnie żebym skoczył do sklepu, kupić jakieś picie zanim wszystko
będzie zamknięte.
- W takim razie
idź, na pewno na ciebie czekają.
- Jasne. –
uśmiechnął się słabo i ruszył w stronę domu. Dziękowałem mu, że nie zadawał
pytań i nie chciał szczegółowych wyjaśnień. Jakoś nie miałem ochoty rozmawiać o
swoich problemach.
Jego sylwetka
stawała się powoli niewidoczna, a ja dobijając się muzyką, odpaliłem kolejnego
papierosa. Zamknąłem oczy, chcąc na chwilę oderwać się od tego wszystkiego.
Kolejna piosenka Kings of Leon
wybrzmiewała w moich słuchawkach, kiedy, poczułem ciepłą dłoń na swoim
nadgarstku, która pociągnęła mnie do pionu.
Po raz kolejny, przez Sehuna mój
papieros wylądował na ziemi. Przez chwilę tlił się delikatnie, po czym zgasł
zamoczony przez śnieg.
- Coś się stało? – spytałem patrząc na
nasze dłonie, które Sehun postanowił ze sobą spleść.
- Masz zimne dłonie.
- Zawsze takie są, ale myślę, że to nie
jest powód, dla którego tu wróciłeś.
- Tak, to znaczy… Pomyślałem sobie, że
może… Nie chciałbyś wigilii spędzić u mnie? – Podrapał się wolną dłonią po
karku.
Że niby miałem się
stać częścią tej kiczowatości, na którą narzekałem przez cały tydzień? Chyba podziękuję.
- Raczej nie chciałbym robić twojej rodzinie problemów, pewnie przyjechali
do ciebie z daleka.
- Nie, jesteśmy
tylko w czwórkę z moim młodszym bratem.
- Nie chcę być
kłopotem, poza tym, nie musisz się o mnie martwić.
- Nie jesteś
kłopotem, oni nie będą mieli nic przeciwko.
Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę tam iść.
- W porządku.
Więc do cholery dlaczego się na to zgodziłem?
Sehun uśmiechnął
się i nie puszczając mojej dłoni prowadził mnie w kierunku swojego domu. Przysięgam,
że jeżeli jego dłoń tak cudownie nie ogrzewałyby mojej, już dawno wyplątałbym
ją z uścisku.
❣
- Wróciłem! –
krzyknął na całe mieszkanie i po chwili widziałem jak w naszą stronę biegnie
mała kopia Sehuna. Byłem niemal pewien, że Sehun wyglądał identycznie, kiedy
miał jakieś sześć lat.
- Coś długo zajęło
ci wybieranie tych napojów, pojawiła się młoda kobieta, która pewnie była mamą
Sehuna.
- Dobry wieczór –
przywitałem się siląc na uśmiech, a dalej to już nie widziałem, co robić.
Pierwszy raz do kogoś przyszedłem i miałem wrażenie, że nie do końca mnie tu
chcą.
- Luhan to mój
przyjaciel, i zabrałem go do nas, bo jego rodzice wyjechali i zamierzał święta
spędzić sam, chyba rozumiesz, że nie mogłem na to pozwolić. – wyszczerzył się,
a ja miałem ochotę wywrócić oczami, nie wiedziałem, że potrafił tak dobrze
kłamać.
- Jasne. Przyjaciel – powiedziała, kładąc nacisk,
na ostanie słowo ciągle patrząc na nasze splecione dłonie.
Miałem ochotę na czoło nakleić sobie karteczkę z napisem: jestem debilem.
- Mamo, na dworze jest zimno, a ja nie wziąłem rękawiczek
- Kochanie, każdy
w domu wie, że nie musisz nosić rękawiczek, w każdym razie rozbierajcie się i
zaraz siadamy do stołu.
Nie odzywałem się.
Trzeba było wielkich rzeczy, żeby doprowadzić mnie do zażenowania, tak, zgadzam
się, ale to było przegięcie.
- Wu Fan! Sehun
przyprowadził chłopaka!
Oboje otworzyliśmy szeroko oczy, brat Sehuna złapał się go
za nogę, jakby chciał mi pokazać, że Sehun należy do niego.
Co to ma być?
Weszliśmy w trójkę
do niewielkiego salonu, gdzie na środku stał stół obłożony przeróżnymi
potrawami. Zapachy mieszały się ze sobą, ale nie był to zapach odpychający, bardziej
jeden z tych, które sprawiały, że miałeś
ochotę zjeść je jak najszybciej.
- Jaki ty jesteś
uroczy! – Ojciec Sehuna prawie rzucił się na mnie i miałem wrażenie, że chce
coś mi zrobić, ale w porę zareagowała pani Oh.
- Gdzie z łapami,
nie ruszaj go. – Zaśmiała się głośno.
- Mamooo –
zajęczał – my naprawdę nie jesteśmy razem i byłbym wdzięczny, gdyby jutro cała
rodzina nie zaczęła do mnie dzwonić z jakimiś dziwnymi pytaniami. Przyjaciele,
zakoduj to sobie gdzieś głęboko i nie wymyślaj już nic. – mówił z lekkim rumieńcem,
a ja zaśmiałem się cicho.
Byłem ciekawy jak
się czuł, mówiąc to, kiedy prawdopodobnie chciałby, żebyśmy nie byli tylko
przyjaciółmi.
- Dobra, dobra, ja
tam swoje wiem. No, ale przyznaj Luhan, dobra partia z mojego Sehunniego, czyż nie?
I co ja niby miałem na to odpowiedzieć?
- Mamo, błagam
przestań.
- Właśnie Seomin,
nie widzisz, że go kompromitujesz? – skomentował, pan Wu.
Wtedy
niespodziewanie brat Sehuna wybuchł płaczem. Zaniepokojona pani Oh od razu
podbiegła do chłopczyka.
- Co się stało Sean-ah?
- NIE CHCĘ SIĘ Z
NIM DZIELIĆ SEHUNEM! – Wskazał palcem na mnie, dalej dławiąc się łzami.
W porządku, przyznaję, że tego dnia coś
było ze mną nie tak, ale wybuchnąłem śmiechem praktycznie w tym samym czasie co
reszta. Nienawidziłem dzieci, ale tym jak reagował na mnie ten chłopczyk zdobył
sobie u mnie wielkiego plusa.
- Nie zmierzam ci
go zabierać – uśmiechnąłem się naprawdę szczerze.
- Na pewno?
- Tak.
W tym momencie
pani Oh poczęstowała każdego opłatkiem i doszło do najbardziej okropnej i
fałszywej części każdego wigilijnego wieczoru. Składanie życzeń. Nie robiłem
tego, ani na urodziny, ani dzień dziecka, babci, dziadka, mamy, taty tym
bardziej i tak szczerze nie miałem pojęcia co powiedzieć.
W tle leciały
świąteczne piosenki, mama Sehuna zaczęła:
- Dobra, to nie
moja pierwsza wigilia, więc wiem, że jeżeli każdy będzie składał sobie życzenia
to wyjdzie, niezręcznie, wszystko będzie wymuszone i w ogóle źle, więc po
prostu życzę wam wszystkim wesołych świąt. - Chyba ją lubię.
- Wesołych świąt!
Krzyknęli wszyscy razem w odpowiedzi i zaczęliśmy jeść.
Kiedy pani Oh
zaczęła opowiadać serię kompromitujących
faktów o Sehunie, przysięgam, że byłem bliski płaczu. Było miło, kiedy wszyscy
się uśmiechali i nawet Sean po jakimś czasie przestał łypać na mnie złowrogimi
spojrzeniami. Wszyscy obdarowywali się prezentami i powoli, minimalnie, tak
tyci, tyci zaczynałem rozumieć na czym polegała cała ta magia świąt.
- Przepraszamy, że
nic dla ciebie nie mamy, powiedział pan Kris.
- W porządku, sam
nie przygotowałem nic dla państwa, nie spodziewałem się, że tutaj przyjdę –
wyszczerzyłem się i to bez jakiegoś większego wysiłku.
Koło jedenastej
Sean zaczął przysypiać, wiec pani Oh stwierdziła, że na dzisiaj wystarczy.
Razem z Sehunem
chcieliśmy pomóc, ale ona powiedziała, że zrobi to sama.
- Oh, właśnie
Luhan, zostajesz u nas na noc?
Popatrzyłem na
Sehuna, który stał za nią i energicznie kiwał głową na tak.
- Jeśli to nie będzie problem.
- Oczywiście, że nie!
Poszedłem z
Sehunem do jego pokoju i właśnie uderzyła we mnie wizja spania z nim w jednym
łóżku. Ew, proszę nie.
- Jak chcesz, mogę spać na podłodze…
- Nie, daj spokój,
ja mogę spać na ziemi.
- To ja w takim
razie pójdę się myć.
[♫]
I poszedł. Usiadłem
na jego łóżku i nie do końca wiedząc, co
ze sobą począć. Obserwowałem jego ścianę pełną plakatów, medali, za
wygrane mecze, jakieś rysunki i zdjęcia.
Mój pokój wydawał
się naprawdę pusty w porównaniu do tego jego. Nie było w nim żadnych ozdób, tylko
jedno okno przysłonięte zszarzałą od kurzu zasłoną.
- Nalałem już wody
i zaraz pościelę ci łóżko, możesz iść.
Skinąłem tylko głową i uszyłem w stronę toalety.
Rozebrałem się i
czułem się ze sobą trochę niekomfortowo, ponieważ lustro przede mną odbijało
całą moją posturę, która nie prezentowała sobą niczego zachwycającego.
Umyłem się i
przebrałem w ciuchy które wcześniej dał mi Sehun, a potem wróciłem do pokoju.
Sehun już spał i
jego równomierny oddech odbijał się od ścian. Położyłem się na ziemi, gdzie
rozłożony był materac, kołdra i poduszka.
Włączyłem muzykę i
pech chciał, że trafiały mi się same dołujące piosenki.
Zacząłem się zastanawiać, którego już
klienta obsługuje moja mama. Zrobiło mi się przykro, ponieważ ja pierwszy raz
od dawna naprawdę miło spędziłem czas, a ona w tym samym momencie musiała
wydawać z siebie wymuszone jęki przyjemności przed obrzydliwymi facetami,
którzy nie potrafili powiedzieć własnym kobietom, że nie potrafią trzymać
kutasa w spodniach.
Powoli dochodziłem
do wniosku, że zazdrościłem Sehunowi. Miał dobrą rodzinę, która go akceptowała
i kochała. Jego ojciec nie spierdolił, kiedy dowiedział się, że się urodzi, a
matka nie musiała się sprzedawać, żeby mieć za co przeżyć.
Sehun po raz
kolejny, całkiem nieświadomie rozwalił moje poglądy, które wyrabiałem sobie
przez cały czas mojej egzystencji na tym świecie. Jego Wigilia nie była
wymuszona. Siedząc tam z nimi miałem wrażenie jakbym siedział z nimi przy
zwykłym wtorkowym obiedzie, nie było sztucznej radości, blask szczęścia bił od
ich oczu, kiedy śmiali się i może rzeczywiście nie w każdym domu święta były
przesiąknięte fałszem.
Może gdybym miał
normalną rodzinę, zachowywałbym się inaczej, może byłbym podobny do Baekhyuna,
który potrafił cieszyć się na widok motyla, którego uważał za coś pięknego,
kiedy dla mnie był zwykłym robakiem, tak samo jak mucha czy karaluch.
Może nie byłbym na
wszystko taki obojętny, ale hej czy
ja faktycznie taki jestem myśląc o tym wszystkim?
Może tak naprawdę ja po prostu mam żal do wszystkiego
wokół, że przewidziało dla mnie taki los.
Sehun rujnował nie
tylko moje poglądy, ale też mój świat i sprawiał, że stawał się mniej stabilny.
Poczułem na sobie
czyjeś ramiona i wtedy poczułem, że po moich policzkach spływają łzy. To był
moment, kiedy uświadomiłem sobie jak wiele uczuć mną targa i jak bardzo to
wszystko mnie boli, że akurat ja sam musiałem to wszystko znosić. I chodź
cholernie nie chciałem tego przyznać nawet przed sobą, to nie lubiłem
samotności. Nie lubiłem tego jak widzę świat i jeżeli Sehun miał być osobą,
która będzie chciała to zmienić, pozwolę mu na to.
Delikatnie pozbył
się moich słuchawek z uszu, szepcząc ciche słowa otuchy.
- Co się stało? –
zapytał, kiedy się już trochę uspokoiłem.
- Pierwszy raz w
życiu spędziłem z kimś Wigilię.
Patrzył na mnie
smutnym wzrokiem.
- Jak..
- Tak to Sehun –
złapałem do płuc ogromną ilość powietrza – mój ojciec mnie zostawił, moja matka
to dziwka, którą pieprzą nawet w tą cudowną Wigilię, której tak naprawdę
nienawidzę całym sercem. - Słuchał nie
przerywając mi.
- Od zawsze nie
miałem łatwo, a odcinając się od świata trochę lżej to wszystko odczuwałem.
Wiesz? Jestem niesamowitym aktorem, bo z czasem nawet ja uwierzyłem, że to
wszystko nie jest takie złe jak mi się wydawało i tak, o wiele łatwiej było mi
powiedzieć, że nienawidzę wszystkiego innego prócz siebie. To był mój sposób,
na obronę przed tym cholernie trudnym do pojęcia światem, ale potem pojawiłeś
się ty i jednym zdaniem zniszczyłeś wszystko, bo przypomniałeś mi o tym o czym chciałem
zapomnieć. O tym, że tak naprawdę od wszystkiego na tym świecie bardziej
nienawidzę samego siebie.
- Przepraszam. –
Poczułem jak jego ramiona zacisnęły się na moich jeszcze bardziej.
- Nie przepraszaj,
tylko do cholery weź za to odpowiedzialność.
- Jak mam to
zrobić?
- Nie wiem Sehun.
Wstał powoli i
ciągnąc mnie za rękę zaprowadził do swojego łóżka. Położyliśmy się, a Sehun
szczelnie zamknął mnie w swoich ramionach. Wszystko było inaczej niż to sobie
wyobrażałem, przytulałem się do chłopaka, który jeszcze trzy miesiące temu był
dla mnie nikim.
Niech się dziej co chce.
- Luhan,
nienawidzisz mnie?
- Nie.
Zasnęliśmy w naszym wspólnym kokonie z
kołdry. Nie myślałem o jutrze, liczyła się chwila i ciepło bijące od ciała
Sehuna.
❣
- Wstawajcie! Śniadanie! – usłyszałem, głos mamy Sehuna.
- Luhan, zrób coś,
nie chce mi się wstawać.
- Mhm – mruknąłem,
nawet nie otwierając oczu, wtuliłem się bardziej w ciepłe ciało Sehuna, na co
on zaśmiał się z lekka chrypką. To zdecydowanie był miły dźwięk.
Podniosłem się z
wielką niechęcią i spostrzegłem, że materac zniknął z podłogi.
- Czy twoja mama
widziała jak śpię z tobą w jednym łóżku?
- Spokojnie, z
Baekhyunem też tak zawsze śpię.
Popatrzyłem na
niego zdziwiony.
- Co na to
Chanyeol?
- Nic. Wie, że
jesteśmy tylko przyjaciółmi, po za tym oboje ufają sobie bezgranicznie.
Wyszliśmy z pokoju
do kuchni i usiedliśmy przy stole gdzie czekała na nas góra kanapek.
- Jak się spało
naszej dwójce przyjaciół? – Uśmiechnęła się do nas z błyskiem w oku.
Kopnąłem nogę
Sehuna pod stołem, żeby coś odpowiedział.
- Nie zaczynaj
znowu.
- Żartuję sobie,
przecież wiem, że podłoga jest niewygodna, prawda Luhan? – zwróciła się do mnie
- Tak. – Ta
kobieta na prawdę miała dar
onieśmielania mnie.
Po chwili zjawili
się też Pan Kris i Sean, który podejrzliwe na mnie spoglądał. Kochane dziecko.
W miłej atmosferze zjedliśmy śniadanie i popołudniu stwierdziłem, że
dobrze będzie już wrócić do domu.
❣
Przekręciłem klucz w drzwiach i stanąłem jak
wryty patrząc na scenę, która odgrywała się przede mną.
Moja mama całowała
się z jak na mój gust całkiem przystojnym facetem, byłem jakby to powiedzieć w
lekkim szoku.
- Długo jeszcze?
Oboje nagle
zwrócili na mnie swoją uwagę odrywając się od siebie.
Mężczyzna wydawał
się być delikatnie zestresowany, a moja mama była cała zarumieniona. Nie to wcale nie tak, że widziałem ją w
gorszych sytuacjach.
- To jest Kwon Ji Jong – przedstawiła mi mężczyznę obok niej.
Miałem dzisiaj wyjątkowo dobry humor i
zachowanie poważnej miny było dla mnie nie lada wyzwaniem.
- Miło mi pana poznać.
- Mi również, ale myślę, że powinienem
już iść. Son Ye Jin jeszcze do ciebie zadzwonię.
Wyszedł pozostawiając po sobie mocny
zapach wody kolońskiej.
- Mamo? Masz mi
coś do powiedzenia? – uśmiechnąłem się do niej, maltretując ją zabójczym
wzrokiem.
- Okej. Okej.
Powiem Ci wszystko.
Oparłem się jednym
ramieniem o ścianę. – A więc słucham.
- Poznałam go
jakiś miesiąc temu. Jest baristą w kawiarence w centrum i tak się jakoś
złożyło, że od czasu do czasu przychodziłam tam na kawę. Pewnego razu podszedł
do mnie młody Chińczyk i postawił na stolik sernik, na którym czekoladą
napisany był numer telefonu. Zapytałam od kogo to, ale on tylko powiedział, że
to nie jego sprawka i z uśmiechem na ustach odszedł. Wiesz, że przeraża mnie
twoja mina.
- Oh nie przejmuj
się nią, mów dalej.
- Zaciekawiona
zadzwoniłam od razu, bo podejrzewałam, że to od kogoś z kawiarenki i myślałam,
że ktoś jest na tyle perfidny, żeby w taki sposób umawiać się ze mną na seks. Telefon
baristy zadzwonił jako jedyny, ja pewna swojego wyboru podeszłam do niego i
zapytałam o ciasto. Byłam zdenerwowana, bo myślałam, że to jakiś kiepski kawał.
Później to już się tylko jakoś potoczyło, co jakiś czas spotykaliśmy się,
opowiedziałam mu trochę o sobie i dzisiaj powiedział, że chce wieczorem o czymś ze
mną poważnie porozmawiać.
- Zaraz spotykałaś
się z facetem przez ponad miesiąc i nic mi nie powiedziałaś?
- Myślałam, że nie
jest ze mną poważny.
- Cholera jasna,
nawet nie wiesz jak się cieszę! – przytuliłem ją.
Tak, nie wiem co się działo, ale
wszystko zaczynało się powoli układać i trochę mnie to przerażało.
- A co on na twoją pracę?
- Powiedział,
że dzisiejsza noc, była ostatnią nocą, kiedy tak pracowałam i od przyszłego
tygodnia zostanę kelnerką w kawiarni jego brata.
- Możesz mu powiedzieć, że ma moje
błogosławieństwo.
❣
Jakoś parę dni po nowym roku Baekhyun
zadzwonił do mnie, że chce, żebyśmy całą czwórką spotkali się w parku, bo
twierdził, że dawno nas wszystkich nie widział.
Nie, wcale nie miałem ochoty tam iść.
Podejrzewam, że tamtego dnia większy zapał maiłem na naukę historii niż na
jakikolwiek wypad z tymi debilami.
Wiec powiedzcie mi dlaczego tam
poszedłem, bo ja do tej pory się nad tym zastanawiam.
❣
[♫]
Ledwo zdążyłem przekroczyć granicę
umówionego miejsca, a dostałem solidną śnieżką w ryj. Orzeźwiające. W chuj.
- Baekhyun, ty nieokrzesany bydlaku,
dlaczego to zrobiłeś? – Byłem wkurzony, mało tego, że było mi zimno to on
musiał jeszcze trafić w twarz. Śnieg wcale nie należał do najcudowniejszych
degustacji jakie przeżyłem.
- Luhan! Chociaż raz nie marudź i wysil
swoje mięśnie twarzy, żeby doprowadziły do uśmiechu, uwierz, to naprawdę nie
boli.
- No dzień dobry! – powiedział Sehun,
który dopiero co przyszedł i wyłoby wyśmienicie, gdyby tylko przyszedł, bo on
musiał się do mnie przykleić. No przepraszam bardzo, ale czy ja wyglądam na
jakaś przytulankę czy jak?
- Czy coś mnie ominęło? Jesteście
razem? – popatrzył na nas ze zdziwioną miną.
Chociaż jego zdziwiona mina w
porównaniu do mojej zdziwionej miny, nie wyrażała nic.
- Nie.
- Tak.
Odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Nie jesteśmy?
- A jesteśmy? Nie przypominam sobie
żebym wyrażał swoją opinię na ten temat.
- Myślałem, że po ostatnim…
- Przecież nie działo się nic, co
sugerowałby na to, że cokolwiek było między nami, przeistoczyło się w związek.
- Przytulaliśmy się i nawet…
- Powiedziałeś, że to dla ciebie
normalne, że z Baekhyunem też tak robisz i jakoś patrz! Nie jesteście razem!
- Dobrze przecież do niczego cię nie
zmuszam. Nie musisz się unosić –
powiedział.
Jego głos stał się spokojniejszy, a
Baekhyun patrzył na nas z uniesionymi brwiami pewnie analizując dokładnie naszą
delikatną wymianę zdań.
- Czuję, że dość
sporo mnie ominęło, ale nie zamierzam się w to wtrącać. Oboje jesteście zbyt
trudni w obyciu.
Wtedy przyszedł
Chanyeol i atmosfera między nami trochę się rozluźniła. Trochę, bo na pewno nie
było to to, co zawsze. Jeszcze niech mi
powiedzą, że to wszystko moja wina.
Sehun i Baekhyun
stwierdzili, że chcą iść na bubble tea i oczywiście nie miałem nic do gadania,
więc po prostu za nimi poszedłem. Można
było zamówić ciepłą lub zimną i oczywiście wszyscy zdecydowali się na tą
pierwszą. No prawie, bo ja oczywiście nie
wziąłem pieniędzy.
Usiedliśmy przy
pierwszym lepszym, wolnym stoliku, było bardzo dużo ludzi i praktycznie
wszystkie miejsca były przez kogoś oblegane.
Podejrzewałem, że
Baek i Yeol domyślali się dlaczego zazwyczaj niczego nie kupowałem, a Sehun
cóż, został przeze mnie oświecony.
Jakoś w połowie
rozmowy między nimi, w którą się nie angażowałem Sehun nie patrząc na mnie
podsunął przede mnie połowę swojej herbaty z pływającymi na dnie kolorowymi
kuleczkami.
Spojrzałem na
niego zdziwionym wzrokiem. Jeżeli myślał, że pogodzi się ze mną tylko dlatego,
że dał mi jakaś głupią herbatę to… W sumie miał rację. Proszę państwa, brawa
dla mnie Xiao Luhan staje się żałosny.
To było urocze, a
ja powoli przestawałem być obojętny na jego zachowania. Sprawiał, że moje
zlodowaciałe serce powoli topniało.
Złapałem jedną
dłonią za kubek, a tą wolną chwyciłem Sehuna.
Bełkocząc coś, o
tym, że musimy porozmawiać zostawiłem Baekyeola samego.
Na dworze było
zimno, zdecydowanie dało się odczuć różnicę temperatur, ale to wcale nie było
ważne.
Nie słuchałem
nawet samego siebie, działałem w pewnym rodzaju amoku. Skręciłem z nim w pierwszy
lepszy zaułek i po prostu go pocałowałem, zanim sam zdążyłem się
zorientować co się dzieje i co robię.
To wcale nie był
mocny pocałunek, jak niby miałbym skoro
nie wiedziałem jak to się robi. Nigdy się nie całowałem, więc jedyne co
potrafiłem to przycisnąć swoje wargi do tych Sehuna i czekać aż to on przejmie
inicjatywę.
Nie byłem
zawstydzony. Chciałem postawić sprawę jasno, skoro on nie potrafił sam
postanowiłem się tym zająć i pod wpływem impulsu to po prostu się stało.
Sehun był w szoku
i to całkiem sporym, ale dość szybko się otrząsnął. Poczułem jak na jego usta
wkrada się delikatny uśmiech. Specjalnie uchyliłem swoje usta pozwalając na
wszystko.
Skoro pozwoliłem
na zmienienie całego swojego życia i zasad w nim obowiązujących, to jaką wagę
przy tym miał jeden niewinny pocałunek?
No właśnie. Żadną.
Nie miałem
porównania, ale Sehun całował naprawdę dobrze. Trochę zachłannie, ale mi to nie
przeszkadzało, bo pomimo otaczającego nas śniegu, mrozu szczypiącego w policzki
i chłodnego wiatru, ja miałem wrażenie, że całe moje wnętrze płonie. Nie
wiedziałem czy moje usta też były takie zimne jak te Sehuna, ale podejrzewam,
że w środku czuliśmy to samo rozbrajające ciepło.
- Czyli teraz
oficjalnie jesteśmy razem? – uśmiechnął się do mnie.
- Potrzebujesz
lepszej odpowiedzi? – również się wyszczerzyłem.
❣
Zima się skończyła,
zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki wiosny. Rano słońce przebijało się do
mojego pokoju, budząc mnie przy akompaniamencie ptasiego śpiewu.
Z każdym dniem
było coraz lepiej, miałem kończyć liceum i nie zapowiadało się nic, co miałoby
zrujnować mój związek z Sehunem.
Oczywiście nie mógł
liczyć na to, że nagle mój język się stępi, albo co gorsza myśleć, że może
zacznę się do niego publicznie przytulać, całować, kleić, jak kto woli. Nie. W
szkole nasze relacje wyglądały dokładnie tak samo jak wcześniej, może były odrobinkę
cieplejsze, wszystko zaczynało przypominać związek dopiero wtedy, kiedy przekraczaliśmy
próg jego domu.
Pani Oh czuła
ogromną satysfakcje z tego, że miała racje, na co oboje z niezawodną
synchronizacją wywracaliśmy oczami.
Najgorzej przyjął
to Sean, bo dalej dokładnie pamiętał, że obiecałem
mu, że nie odbiorę mu jego brata. Skąd mogłem wiedzieć, że to tak się skończy...
Przerażające było
dla mnie to, że wszystko zaczęło się układać. Mama wychodziła na prostą, dalej
spotykała się z Ji Jongiem i coraz częściej wspominała o przeprowadzce. Wiedziałem, że zdam z historii, Baek był szczęśliwy z Chanyeolem, a mój związek z Sehunem
cóż, może nie byłem gotowy na wyznanie miłości, ale byłem pewien, że w pewien sposób
mi na nim zależy. Poza tym jest chyba jedyną osobą, która potrafiła
wytrzymać ze mną i moimi humorkami.
Było mi z nim tak cholernie dobrze, że tylko
czekałem, aż mnie albo Sehuna pierdolenie auto, bo to wszystko było zbyt
idealne.
END
Jak mam być szczera to jest to chyba pierwsze opowiadanie, z którego jestem w pełni zadowolona. Miało być jeszcze dłuższe i chciałam uśmiercić Sehuna, ale nie mogłam znaleźć żadnej choroby, która by mi tu pasowała, potem chciałam rozwalić ten związek zdradą, generalnie w planach był angst, wyszedł fluff albo jeszcze coś innego, supi, tak to jest - trzymanie się planu, zdecydowanie moja mocna strona. xD A w ogóle to na początku miał być TaoRis, dopiero po czwartej stronie zmieniłam (takie ciekawostki) xD Widocznie hunhan musiał być razem i nic nie mogło rozwalić ich miłości. :'> I jeszcze jedno. Luhan to ja. Nie mówię tutaj o fabule, bo to już totalna fikcja, ale nawyki, przemyślenia, to wszystko ja, może dlatego tak łatwo mi się to pisało, nie wiem.
Piszcie w komentarzach czy wam się podobało, wytykajcie błędy, bo pewnie są te głupie literówki... Nie ważne ile razy coś sprawdzam na koniec i tak coś przeoczam, dlatego przepraszam :( oh i nie wiem jak u mnie z przecinkami. I generalnie będzie mi miło jak zostawicie cokolwiek! Chociażby jedno zdanie. :)) To na prawdę daje dużego kopa w dalszym pisaniu,a nie wierzę, że napisanie jednego zdania jest trudne, więc liczę na Was!