Tytuł: Little - Big Dreams
Typ: Oneshot
Pairing: KaiBaek
Rodzaj: Fluff
Ostrzeżenia: Seksy, Polecam słuchać tego (link w nutce) przez całe opowiadanie, bo bez tego nawet nie brałam się do pisania i wszystko trochę traci na klimacie
Opis:"Żałuję, że nigdy nie pisałem pamiętnika. Kronika moich wspomnień byłaby moim osobistym bestsellerem."
Letnie noce były wyjątkowe. Miały w sobie ten magiczny klimat,
który nie każdy człowiek potrafił dostrzec. Ktoś, kto nie marzy i nie zatraca
się, potrafi tylko żyć, nie jest świadomy jak wiele go omija. Z kolei ktoś taki
jak ja, potrafi z tego życia wyciągać wszystko, co najlepsze.
Zapach
dymu nikotynowego mieszający się z zapachem świeżo zaparzonej herbaty waniliowej
był jednym z moich najpiękniejszych wspomnień.
Koło
godziny czwartej nad ranem w naszym mieście słońce wstawało, rzucając pierwsze
promienie światła na zmęczone nocną szarością budynki.
Chłopak
siedzący obok był bajecznie przystojny. Sprawiał, że kobiety nieśmiało oglądały
się za nim, nawet jeśli nie zawsze odpowiadało to ich partnerom. Jego karmelowa
skóra przyciągała wzrok obcych ludzi. Migdałowe oczy kryły w sobie głębię. Były
zwierciadłem jego duszy. Ukazywały każdą emocję i jako jedyne nigdy nie
kłamały, a ja byłem kurewsko szczęśliwy, że to wszystko należało do mnie.
Wyglądał
perfekcyjnie z papierosem między pełnymi ustami, które często łączyły się z
moimi w namiętnych pocałunkach.
Czy
byliśmy normalni siedząc o czwartej nad ranem, na balonie opatuleni w ciepły
koc?
Moim
zadaniem tak.
Nie
było dla mnie nic bardziej romantycznego, niż czas spędzony w ten sposób. Herbata,
paczka fajek i on.
Był
wszystkim czego potrzebowałem. Bez niego gwiazda, która właśnie ukazywała się
na horyzoncie nigdy nie świeciłaby tak jasno.
W
takich chwilach jak te, ludzi często bierze na zwierzanie się, ale Jongin
łamiąc rutynę opowiadał.
Opowiadał
mi o sobie, o swojej przeszłości, o swoich przemyśleniach, o swojej miłości do
mnie, o wszystkim, co mnie dotyczyło i co dopiero miało dotyczyć.
Puste
puszki po piwie obijały się o siebie, kontrolowane przez delikatny wiatr.
Powoli
czułem jak powieki zaczynają mi ciążyć. Dopiłem resztki swojej herbaty, po czym
zasnąłem wtulony w jego silne ramiona.
***
Kai,
nie obudził mnie. Pewnie było mu niewygodnie siedzieć w jednej pozycji przez
tyle godzin, ale to był on i był w stanie zrobić wiele by na mojej twarzy
zagościł uśmiech.
Dźwignął
swoje zesztywniałe ciało i nie wypuszczając mnie z objęć, zaniósł do naszego
łóżka.
Dla nas nie
było dnia i nocy. Był tylko czas, sami decydowaliśmy, o której godzinie
wszystko się zaczynało, a o której kończyło. Nie mieliśmy obowiązku pracy. Po
śmierci rodziców, Kai dostał na tyle dużo pieniędzy, że żyjąc życiem jakim
żyliśmy, nie musieliśmy się martwić o
przyszłość.
Zawsze
mówił, że ich nie pamięta. Że wychował się sam w bidulu, pośród innych
opuszczonych dzieciaków, a pieniądze dostał, dopiero wtedy, kiedy ukończył
swoją pełnoletność.
W takim
razie jak poznał mnie?
*
Zanim
poznałem Jongina byłem w związku z Sehunem. Byłem nim szaleńczo zauroczony.
Pociągał mnie swoim wyglądem i z reguły zimnym
charakterem. Byłem wtedy bardzo niewinny i naiwny, bo przez dwa lata nie
zauważyłem, że byłem tylko dodatkiem dla jego serca, które od dawna było zajęte
przez chłopaka o imieniu Lu Han.
Bolało,
przez bardzo długi czas czułem żal do chłopaka, ale z perspektywy czasu mogłem
mu tylko podziękować, bo gdyby nie to, co wtedy, nie było by tego, co jest
teraz.
Jongina
pierwszy raz spotkałem w przytulisku dla zwierząt. Załamany końcem związku, nie
mogłem zwierzyć się swoim przyjaciołom, bo byli on też przyjaciółmi Sehuna.
Akurat
przechodziłem obok schroniska i pokuszony dziwnym natchnieniem, otworzyłem
wysoką furtkę z pytaniem czy mógłbym jakoś zająć się pupilami.
Starsza
pani uśmiechnęła się tylko, patrząc w moje zeszklone oczy. Musiałem wyglądać
strasznie, zapłakany z zaróżowionymi i spuchniętymi policzkami, ale nic nie mogłem poradzić, że
łzy same wyciekały z moich oczu.
- Rąk do
pracy nigdy nie jest za dużo – powiedziała, dając mi znak żebym szedł za nią.
Mijałem
zadbane klatki, z różnymi rasami psów. W oczach, każdego z nich widziałem nadzieję,
na to że jestem osobą, która zamierza jednego z nich przygarnąć. Niestety byłem
pewien, że moi rodzice, nigdy by się na zwierzaka nie zgodzili, tłumacząc to
jakimiś bzdurnymi argumentami.
- Kai –
zawołała otwierając drzwi od jednej z klatek gdzie kucał jakiś chłopak, myjąc
łaciatego kundelka. Mały piesek wyczuwając we mnie zagrożenie spłoszył się,
kuląc ogon pod siebie. – wytłumacz chłopakowi, co ma robić. – Odeszła
zostawiając nas w ciszy.
Nawet nie
chciałem sobie wyobrażać jak żałośnie musiała wyglądać ta sytuacja z boku.
Przez
chwilę myślałem, że nie będzie zwracał na mnie uwagi, ale od wstał i podszedł
do mnie, zaskakując mnie tym przy okazji. Uniósł dłoń na wysokość mojej twarzy
i wytarł resztki łez spływających po moich policzkach.
- Nie
chciałbym być niegrzeczny, ale może chciałbyś mi opowiedzieć, co się stało.
Będzie ci lżej.
Na początku
nie byłem pewien czy chcę zwierzać się obcej osobie, ale kiedy zacząłem, czułem
jak z każdym słowem, moje serce pozbywa cię ciężaru, stając się przyjemnie
lekkim.
- Nie
spodziewałem się, że to wszystko skończy się w taki sposób, myślałem, że to
już, na zawsze, ale nie potrafię go za to nienawidzić. Skrzywdził mnie, ale
wiem, że tego nie chciał. Był dobrym człowiekiem i rozumiem, że mógł zakochać
się w Luhanie. – Bełkotałem, tak naprawdę sam nie wiedząc, co mam na myśli.
- Rozumiem.
Chcesz powiedzieć, że nie możesz go winić za to, że kocha, ale przykro ci, że
to nie ty jesteś tą osobą.
- Jak to
zrobiłeś, że mój półgodzinny monolog ująłeś w jednym zdaniu?
Jego
odpowiedzią był szeroki uśmiech.
I tym
jednym uśmiechem sprawił, że moje kąciki ust uniosły się w górę, chociaż trochę
poprawiając mi nastrój.
*
To nie był
ostatni raz, kiedy odwiedziłem schronisko. Zostałem wolontariuszem z czego
byłem dumny. Chwile, które spędzałem na zabawie z psami dawały mi wiele radości
i przy okazji poznałem wspaniałych ludzi o ogromnych sercach. Ktoś kiedyś mi
powiedział, że ci, którzy dobrze traktują zwierzęta, nie mogą być złymi ludźmi.
I ta teoria sprawdzała się w każdym możliwym znaczeniu.
Dni
przemijały, a ja zaczynałem czuć, że pomiędzy mną a Jonginem coś zaczynało
kiełkować. Niewinne uczucie, które z czasem nabierało na sile, aby stać się
najpiękniejszym rodzajem miłości.
- Baekhyun,
masz czas wieczorem?
Na te słowa
zrobiło mi się ciepło. Nie wyobrażałem sobie za wiele, ale był to pierwszy raz,
kiedy miałem być z Jonginem poza przytuliskiem i byłem wniebowzięty.
Zaraz za
nim stał Xiumin i Chen, którzy uśmiechali się do mnie znacząco.
- Myślę, że
jestem wolny.
- W takim
razie zamierzam ci coś pokazać.
Nie mogłem
się doczekać, kiedy nasz dyżur się skończy. Całe moje ciało drżało z ekscytacji
na samą myśl, że spędzę wspólnie czas z Kaiem, sam na sam.
Nie byłem
pewien czy to była randka, czy od tak przyjacielski wypad, ale na jedno jak i
drugie cieszyłem się równie mocno.
Czekałem
przed furką, kiedy on kończył rozmawiać z panią Kim. Podszedł do mnie i założył
kask na moją głowę. Nie wiedziałem, że tego dnia przyjechał na swoim motorze.
To był pierwszy raz, kiedy miałem na czymś takim jeździć. Może troszeczkę się
obawiałem, ale ufałem Jonginowi.
- Mam
nadzieję, że się nie boisz – wyszczerzył się do mnie, sprawiając, że moje nogi
stały się miękkie. Gdyby ktoś teraz spytał mnie, co kocham w nim najbardziej,
bez zastanowienia opowiedziałbym, że uśmiech. To on sprawił, że Kai stał się
miłością mojego życia.
- Nie. –
odpowiedziałem, tylko troszeczkę naginając prawdę.
Słysząc dźwięk
odpalanego silnika, odruchowo złapałem się Jongina, z całą pewnością zgniatając
mu jelita. Nie wiedziałem, że to cholerstwo jeździ tak szybko, ale kiedy
pierwszy szok minął, zrozumiałem dlaczego to uwielbiał.
Człowiek
jadąc z taką prędkością miał złudzenie bycia wolnym.
Przytulony
do jego szerokich pleców obserwowałem światła pozostawionego za nami Seulu.
Gonił na
przedmieścia, w tylko jemu znane miejsce, a ja chciałem, żeby ta chwila trwała
wiecznie.
Zaparkowaliśmy
i on trzymając mnie za rękę prowadził w stronę migoczących światełek widocznych
z daleka.
Park do
którego mnie zaprowadził był piękny. Aleje oświetlone rzędami lamp i światełek
pozawieszanych na gałęziach drzew. Całość prezentowała się przepięknie. Czułem
się jakby ktoś wsadził mnie do jakiejś baśni.
Przechadzając
się wąskimi uliczkami, zatrzymaliśmy się przy małej budce, gdzie bardzo miły,
straszy mężczyzna sprzedawał lody, ciepłe gofry i watę cukrową.
Uwielbiałem
łakocie i chwilę później oboje szliśmy trzymając w ręku słodką pajęczynę.
Zmęczeni
dość długim spacerkiem usiedliśmy na jednej z ławek z widokiem na małe
jeziorko.
- Mam
rozumieć, że to randka? – spytałem z uśmiechem błąkającym się na ustach.
- A
chciałbyś żeby tak było? – odpowiedział pytaniem na pytanie delikatnie mnie pesząc.
-
Chciałbym. – spojrzałem na niego. Blask jego oczu był moim własnym synonimem
szczęścia.
- W takim
razie tak. Jesteśmy na naszej wspólnej, pierwszej randce.
*
Żałuję, że
nigdy nie pisałem pamiętnika. Kronika moich wspomnień byłaby moim osobistym bestsellerem.
*
Siedzieliśmy
na plaży, delektując się smakiem chłodnej bryzy morskiej. Fale delikatnie
obijały się o brzeg, robiąc charakterystyczny szum.
- Jakie
jest twoje małe-duże marzenie? – spytał zaciągając się papierosem. To właśnie przez
niego pokochałem duszący zapach smoły i tytoniu. Przez niego wpadłem w nałóg,
który nigdy wcześniej mnie nie dotyczył. Przez niego fajki stały się dla mnie
codziennością.
- Domek na
drzewie.
- Naprawdę?
- Tak – wyszczerzyłem się - kiedy
byłem mały zawsze liczyłem, że tata mi taki zbuduje. Niestety mieszkałem w
bloku, a na moim podwórku, nie było drzew, które utrzymałby taki ciężar. To
małe marzenie zostało ze mną do dziś i nie wymieniłbym go na żadne inne.
- To
oczywiste, jest twoje, ale wiesz co? Moim zdaniem to najpiękniejsze marzenie o
jakim słyszałem. Zazwyczaj ludzie słysząc słowo marzenie, widzą siebie,
obrzydliwie bogatych, na wielkiej scenie lub ekranie telewizora. Marzą, żeby
inni o nich mówili. Są chciwi, tymczasem ty pragniesz domku na drzewie. – Uśmiechnął
się. – To jest piękne.
- A jakie
jest twoje małe-duże marzenie?
- Nie mam
tylko jednego, jest ich wiele, ale ostatnio zapragnąłem zatańczyć dla pewnej
osoby w akompaniamencie muzyki i deszczu.
- Nigdy nie
wiedziałem, że tańczysz – szepnąłem. – Czy jest szansa na to, że tą osobą
jestem ja? – Odwróciłem się w jego stronę.
- Nie
powinieneś nawet pytać.
Objął moją
twarz dłońmi i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Nie wiedział, że tym
gestem nieświadomie spełnił jedno z moich małych marzeń.
- Obiecuję,
że kiedyś wybuduję ci domek na drzewie. – zaśmiał się perliście.
*
Pod koniec
lata, Kai zabrał mnie na wycieczkę. Pojechaliśmy do lasu nad jeziorko, które
kojarzyło mu się z beztroskimi chwilami dzieciństwa. Wiązał z tym miejscem
wiele dobrych wspomnień, dlatego chciał je powiązać też ze mną.
Zawsze
wiedział jakich słów użyć, żeby mnie wzruszyć. Takie słowa po prostu były dla
mnie ważne i sprawiały, że moje serce miękło.
Uwielbiał
kiedy śpiewałem. Nawet jeśli teksty były banalne i żałosne, on je lubił.
Czasami śpiewał razem ze mną, nie patrząc na to czy mu wychodzi czy nie.
Echo niosło
się za nami, płosząc leśne zwierzęta. Nielegalnie rozpalone ognisko dawało
ciepło, a zapach jodłowej żywicy unosił się wokół nas, do dziś zapełniając luki
w naszych wspomnieniach.
Położyliśmy
się na masce samochodu obserwując niebo.
- Gwiazdy
są wyjątkowe. Potrafią dać złudzenie, że są, mimo że ich nie ma.
- Ludzie
też to potrafią. Kłamią. Oszukują. Mówią, że kochają, a tak naprawdę sami nie
wiedzą czego chcą. Umawiają się na spotkania, które nigdy nie następują, przez
co przyjaźnie, trwające lata popadają w zapomnienie, ale ludzie dalej mają
nadzieję, że jeszcze kiedyś wróci to, co
było. Dają złudzenie na nierealne. Czy to nie jest podobne? Różnicą jest chyba
tylko to, że w gwiazdach jest to piękna cecha, a u ludzi obskurna i obrzydliwa.
- Ludzie to
dziwne stworzenia.
- Bardzo.
Nastała
kilkuminutowa cisza. Nie ta niekomfortowa, tylko taka, która pozwala przez
chwilę pomyśleć.
Spojrzałem
na nocny krajobraz, który oferował mi las. Księżyc odbijał się w tafli wody.
- Jak
znalazłeś to miejsce?
- Dom dziecka
zabierał nas tutaj na biwak raz w roku. Bawiliśmy się tutaj wszyscy,
zapominając o naszych troskach i smutkach. Liczyło się to, że możemy pooddychać
świeżym powietrzem, porobić szałasy czy wykąpać w jeziorku. Nie wiem czy ci
kiedyś mówiłem, ale w bidulu miałem naprawdę dobrego przyjaciela. Nazywał się
Lee Taemin i to waśnie z nim spędzałem najwięcej czasu, oraz z nim odnalazłem
pasję w tańcu. Kiedy tutaj przyjechaliśmy po raz pierwszy obiecaliśmy sobie, że
kiedyś wrócimy tu z osobami na których nam zależy.
Spojrzał na
mnie dając mi do zrozumienia, że jestem właśnie taką osobą. Zrobiło mi się
cholernie ciepło, kiedy ujrzałem jego uśmiech.
Zaczynało się
robić chłodno, więc wtuliłem się w niego, oplatając nasze ciała kocem.
- Ile
mieliście wtedy lat?
- Nie więcej
niż czternaście.
- Byliście dojrzali
jak na swój wiek.
- Myślę, że
każdy kto jest po jakiś przejściach w życiu dojrzewa. Osoby, które są
beztroskie zazwyczaj nie zaznały za wiele bólu, oczywiście nie mówię, że nie
mogą być dojrzali, ale zachowują w sobie część duszy dzieciaka i jestem pewien,
że nie tylko ja im tego zazdroszczę.
Wiedziałem,
że Kai poniekąd mówił o mnie, ale ani ja ani on nie czuliśmy potrzeby
powiedzenia tego głośno.
- Co się
stało z Taeminem?
- Znalazł
rodzinę, która pewnie go pokochała. Przez parę dni było mi smutno, ale
wiedziałem, że nie powinienem, bo przecież on był szczęśliwy. Mimo wszystko
czułem się trochę, jakby ktoś zabrał mi brata.
- Nie spotkaliście
się więcej?
- Nie. Ale
wierzę, że jeszcze kiedyś go spotkam.
- Kai wiesz
co?
Skinął
głową na znak, że mnie słucha.
- Cieszę
się, że Sehun mnie zostawił. Cieszę się, że przechodziłem obok tego schroniska,
że ty tam byłeś, że cię poznałem. Myślę, że mnie zmieniłeś na lepsze i cholera…
Nie powiedziałem
nic więcej, bo Kai uciszył mnie czułym pocałunkiem.
Na
początku, oboje byliśmy delikatni, jakby trochę nieśmiali, trwaliśmy w tym z
każdą sekundą pragnąc więcej. Łączyliśmy w nim czułość, miłość i wszystkie inne
kotłujące się w nas emocje. Jongin położył swoją dłoń na mojej, po czym ustami
zjechał na moją szyję, sprawiając, że mój oddech robił się coraz bardziej
płytki.
Odchylałem
głowę w tył, mając widok na granatowe, spowite ciemnością niebo. Było jedynym
świadkiem odgrywanej na dole sceny.
Napierał na
mnie swoim ciałem, niszcząc dystans między nami. Moje plecy dotykały chłodnej
maski samochodu, ale nie przeszkadzało mi to. Liczyło się tylko to, co robił ze
mną Kai, a cała reszta traciła znaczenie.
Popatrzyłem
mu głęboko w oczy, kiedy nasze usta ponownie zetknęły się ze sobą. Jego oczy
były zeszklone od napływu podniecenia i przyjemności. Moje ręce błądziły po
jego klatce piersiowej. Czułem pod palcami mocno napięte mięśnie, których nie
jeden facet mógłby mu zazdrościć. Nie zamierzałem się powstrzymywać. Wsunąłem
jedną dłoń za jego bokserki dostając w zamian ciche sapnięcie.
Miałem
wrażenie, że nie interesuje go to czy na masce zostanie jakieś wgniecenie,
kiedy przycisną mnie do niej, siadając na mnie okrakiem. Chyba po prostu nie
lubił być zdominowany.
Oboje
uśmiechaliśmy się zadowoleni z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Kai złapał
mnie mocno za włosy wpijając się w moje usta, sprawiając, że romantyzm tej
chwili ulatniał się razem z każdym cichym sapnięciem i odgłosem mocno bijącego
serca.
Kai zdjął moją
koszulkę rzucając ją gdzieś na ziemię. Przez moment chłonął widok mojej nagiej
klatki piersiowej, by zaraz po tym ściągnąć pasek od spodni, które szybko
podzieliły los koszuli.
Wytoczył
własną drogę pocałunków zbliżając się do kulminacyjnego miejsca, kiedy ja wiłem
się pod nim z rozkoszy. Moje policzki paliły, a skóra była mocno rozgrzana,
miałem wrażenie, że niemal płonęła.
Bezwstydnie
zacząłem jęczeć, kiedy jego język znalazł się na moim penisie. Pragnąłem jego
dotyku, potrzebowałem.
Minęło sporo
czasu, odkąd robiłem coś z kimkolwiek, więc nie dziwiłem się, że wszystko było
dla mnie takie podniecające. Czułem jak
powietrze wokół nas przesiąka erotyzmem.
Zaczął mnie
przygotowywać, wylewając oliwkę na swoją dłoń i moje wejście. Włożył pierwszego
palca, a mi nawet nie przeszło przez myśl, żeby protestować, było mi tak
dobrze, kiedy jego pełne usta obejmowały mojego penisa, odwracając uwagę od
nadchodzącego bólu.
Nie musiałem
długo czekać, na moment, kiedy dołożył kolejne dwa. Rozciągał mnie powoli, a ja
byłem rozdarty pomiędzy przyjemnością, a chwilowym cierpieniem, co chwilę
wbijając paznokcie w jego ramiona.
W momencie
gdy uznał, że wystarczająco się rozluźniłem, podniósł swoje ciało i po raz
kolejny pocałował, w tym samym czasie płynnym ruchem wchodząc we mnie.
Zagryzłem
jego wargę trochę za mocno, ale spostrzegłem to dopiero, kiedy w ustach
poczułem metaliczny smak. Po całym moim ciele rozlało się gorąco, a kropelki
potu nieustannie spływały po moim czole.
Mnie naprawdę
bolało. Przez chwilę myślałem, że umieram, zaciskając pięści na jego
potarganych włosach.
Jego ruchy
na początku powolne przybierały na szybkości i sile idealnie trafiając
najczulszy punkt, zamieniając ból, na przepełniającą całe moje ciało rozkosz. Na
wszystko odpowiadałem mu głośnymi jękami niosącymi echo po całym lesie.
Mamrotał
coś do mnie pod nosem, ale nie byłem w stanie niczego zrozumieć. Byłem bliski
spełnienia, nie kontrolowałem się, kiedy moja sperma oblała jago brzuch. Kai
skończył chwilę po mnie opadając obok mnie na tą nieszczęsną maskę samochodu. Mogłem
być pewien, że nigdy nie spojrzę na to auto, bez jakichś głupich myśli.
Nasze
klatki w dalszym ciągu unosiły się nierównomiernie, po wysiłku jaki
zafundowaliśmy naszym płucom.
- Chcesz
się umyć? – zapytał, kiedy jego oddech się unormował.
- Wiesz,
nie jestem pewien czy moje nogi są w stanie chodzić.
- To żaden
problem. – Zawisnął nade mną i lekko cmoknął moje usta. Byłem wykończony i
nawet nie poczułem, kiedy wziął mnie w ramiona. Po seksie robiłem się senny,
ale woda wyjątkowo mnie rozbudziła. Staliśmy w jeziorku, obmywając spocone
ciała. Normalnie nawet nie zamoczyłbym tu dłoni, ale woda była bardzo czysta,
tak jakby ludzie nie mieli pojęcia o tym miejscu. Za dnia widać było dno, wiec
niczego się nie obawiałem.
Staliśmy zanurzeni
po pas, kiedy Kai podszedł do mnie i przytulił mocno. Miałem wrażenie, że
idealnie dopełniamy krajobraz malujący się przed nami. Dwa księżyce, gdzie
jeden odbijał się w tafli wody, nocne niebo, wysokie drzewa i my.
Byłem już
mocno zmęczony, kiedy Kai powoli
prowadził mnie do auta na tylne siedzenia, które po rozłożeniu przypominały
prowizoryczne łóżko.
Ognisko
zgasło, a ja opatulony w koce i ciało Jongina pokochałem letnie noce.
*
Po prawie
rocznym stażu, zrezygnowaliśmy z bycia wolontariuszami w schronisku. Pani Kim bardzo
żałowała, że odchodziliśmy, ale to nie znaczyło, że nigdy więcej go nie
odwiedziliśmy. Ja kończąc szkołę zatraciłem się w życiu z Jonginem i pasji jaką
był śpiew. Zamieszkałem z Kaiem i w końcu mogłem adoptować jednego z
czworonożnych pupili, którego wspólnie nazwaliśmy Fluffy.
W każdą
środę chodziliśmy na długie spacery, aby piesek mógł się wybiegać. Zapomniany park
w Seulu stał się końcowym celem każdego takiego wypadu.
Trafiliśmy
tam zupełnie przez przypadek, ale stara dwuosobowa, huśtawka, która tam wisiała
zauroczyła mnie. Nie wyglądała na bardzo stabilną, ale po paru próbach okazało
się, że spokojnie unosiła mnie i Kaia, nawet nie trzeszcząc niepokojąco.
Fluffy
biegał pośród drzew, ganiając gołębie, a my delektowaliśmy się urokiem tego
miejsca. Kwitnący bez roznosił słodką woń, która koiła zmysły.
Uwielbiałem
tu przebywać. Odcinając się od spalin i hałasu łatwiej się myślało.
- Wyryjmy
na niej swoje imiona.
Spojrzałem
na Jongina, który uśmiechał się do mnie zadowolony za swojego pomysłu.
- Ostatni
raz robiłem takie rzeczy, kiedy byłem w podstawówce. – zaśmiałem się.
- Ale nie
robiłeś tego ze mną, poza tym każdy, kto tu kiedyś przyjdzie powinien mieć
świadomość, że to już do kogoś należy.
- Masz
scyzoryk?
Podał mi mały
zielony nożyk, którym zacząłem nacinać stare drewno. Po paru minutach, koślawym
pismem na ławce widniały nasze imiona z
cholernie krzywym sercem, na które uparł się Kai. Nie miał talentu do takich
rzeczy, ale to było kochane.
- Baekkie?
- Hmm? – mruknąłem
na znak, ze go słucham.
- Możliwe,
że cię kocham… - nastała chwila ciszy, zanim kontynuował. - Nie cierpię tych
słów jak żadnych innych, ale nie jestem poetą i nie potrafię wymyślać skomplikowanych
metafor, które nie brzmiałyby tak banalnie. – Czułem jak w kącikach moich oczu
czaiły się łzy. – Gdyby ktoś w dniu naszego poznania się, powiedziałby mi, że
będziesz dla mnie taki ważny, nie uwierzyłbym. Myślę, że miałeś rację. Mogę z
całego serca podziękować Sehunowi, że zakochał się w Luhanie. – uśmiechnąłem się
do niego przez łzy. Chyba chciałbym
zostać z tobą na zawsze, nie ważne jak długo by trwało. – Ja też Cię kocham. –
wyszeptałem zapłakany.
Faktycznie, na filmach, wszystko wydawało się
być bardzo żałosne, ale kiedy nie słyszy się takich rzeczy często, nabierają
one na wartości. Myślę, że łzy, które spływały wtedy po moich policzkach były
idealnym dowodem.
Fluffy
podbiegł do nas zadowolony z wywalonym jęzorem, ciągnąc mnie za nogawkę, że
chce wracać.
Złapałem
Jongina za rękę i razem wróciliśmy do domu.
*
Padało.
Duże krople
deszczu spadały na ziemię odbijając się od niej, tworząc magię. Słońce
zachodziło, na dworze zaczynało robić się chłodno, kiedy Kai lawirował pomiędzy
płaczem nieba.
Był niesamowicie
piękny, kiedy zatracał się w tańcu. Jego muzyką był deszcz i cały ten widok
zapierał dech w piersiach.
Ubrany
w jasne ciuchy, wił się w niesamowity sposób, nie potrafiłem nawet na chwilę
oderwać od niego wzroku. Jego włosy
całkowicie przemoknięte i jasna koszula przylegająca do klatki piersiowej.
Uczucie podobne do pierwszego pocałunku. Mój osobisty koncert, na który tylko
ja dostałem bilet i tylko ja miałem możliwość podziwiania cuda.
Było
wiele rzeczy, którym Kai się oddawał, ale taniec był zupełnie na innej półce.
Wokół niego czuło się pasję, wszystko nią przesiąkało.
Miał
zamknięte oczy, lecz jego ekspresja twarzy zmieniała się z sekundy na sekundę,
pokazując tak wiele uczuć w tak krótkim czasie.
Wydawało
się jakby słyszał swoją własną melodię, do której jego ciało wyginało się w
precyzyjnych krokach baletowych, ale nie ograniczał się do jednego stylu,
mieszał wszystko tworząc idealną całość.
Przyszły
ciężkie chmury, zakrywając błękit i kolorową paletę barw zachodzącego słońca.
Pierwszy błysk niebieskiego światła i głośny grzmot, z którym Kai się ukłonił, kończąc
wszystko, spełniając swoje marzenie.
-
I jak ci się podobało? - Rzucił się na mnie miażdżąc moje ramiona w uścisku. Dalej
mocno sapał zmęczony, ale jego twarz promieniała ze szczęścia.
-
Chyba jeszcze w życiu nie wzruszyłem się czymś tak bardzo od samego patrzenia.
Jesteś niesamowity.
-
Dziękuję.
-
To nie ty jesteś tym , który powinien dziękować.
-
Bez ciebie nie spełniłbym tego marzenia.
-
Wracajmy do domu wariacie – wyszczerzyłem się do niego.
-
I to szybko, pewnie zmarzłeś.
-
Zaparzymy herbatę waniliową i obejrzymy jakąś bajkę Disney’a.
-
Chcesz?
-
chcę. – wymieniliśmy uśmiech.
*
Obudziłem
się koło godziny piętnastej, ale nie zamierzałem jeszcze wstawać. Lubiłem od
czasu do czasu powspominać.
-
O czym tak myślisz?
-
O tym, że wielu ludzi mogłoby nam pozazdrościć tego jak się poznaliśmy, co przeżyliśmy
i kim jesteśmy.
-
Chyba się z tobą zgadzam.
Dopiero
po chwili zorientowałem się, że cały pokój wypełniony jest zapachem wanilii. Kai
położył dwa kubki herbaty na szafce nocnej, a sam położył się obok mnie na
łóżku.
Zapowiadał
się miły wieczór w objęciach Jongina i Fluffem między nogami.
END
Na samym początku chciałabym baardzo przeprosić, że tak długo mnie nie było, ale wena zrobiła mnie w ciula i nic nie mogłam napisać. ://// Co zaczynałam jedno pisałam góra cztery pięć stron i zostawiałam, kopa dostałam dopiero, kiedy wzięłam udział w projekcie "Wędrowane Opowiadanie" gdzie więcej możecie poczytać tutaj. Ja zostałam nominowana przez Kawaii Kosuke, której baaardzo za to dziękuję (<3), bo w końcu zostałam zmotywowana do napisania czegokolwiek /bardzo sori, że tak długo, ale dopiero niedawno złapałam taką prawdziwą wenę ;;;;/, a tutaj macie link do jej ficzka z tej akcji. ^^
Co do samego Little-Big Dream, może być parę błędów, czyt. litrówek. A co do fabuły (której raczej nie ma tu za dużo) to już możecie sami ocenić. :))) Będzie mi bardzo miło jak skomentujecie. :<