31 lipca 2015

Little - Big Dream



Tytuł: Little - Big Dreams
Typ: Oneshot
Pairing: KaiBaek
Rodzaj: Fluff
Ostrzeżenia: Seksy, Polecam słuchać tego (link w nutce) przez całe opowiadanie, bo bez tego nawet nie brałam się do pisania i wszystko trochę traci na klimacie
Opis:"Żałuję, że nigdy nie pisałem pamiętnika. Kronika moich wspomnień byłaby moim osobistym bestsellerem."
Inspiracje: 1 2 3 4



               Letnie noce były wyjątkowe. Miały w sobie ten magiczny klimat, który nie każdy człowiek potrafił dostrzec. Ktoś, kto nie marzy i nie zatraca się, potrafi tylko żyć, nie jest świadomy jak wiele go omija. Z kolei ktoś taki jak ja, potrafi z tego życia wyciągać wszystko, co najlepsze.

   Zapach dymu nikotynowego mieszający się z zapachem świeżo zaparzonej herbaty waniliowej był jednym z moich najpiękniejszych wspomnień.
   Koło godziny czwartej nad ranem w naszym mieście słońce wstawało, rzucając pierwsze promienie światła na zmęczone nocną szarością budynki.
   Chłopak siedzący obok był bajecznie przystojny. Sprawiał, że kobiety nieśmiało oglądały się za nim, nawet jeśli nie zawsze odpowiadało to ich partnerom. Jego karmelowa skóra przyciągała wzrok obcych ludzi. Migdałowe oczy kryły w sobie głębię. Były zwierciadłem jego duszy. Ukazywały każdą emocję i jako jedyne nigdy nie kłamały, a ja byłem kurewsko szczęśliwy, że to wszystko należało do mnie.
   Wyglądał perfekcyjnie z papierosem między pełnymi ustami, które często łączyły się z moimi w namiętnych pocałunkach.
   Czy byliśmy normalni siedząc o czwartej nad ranem, na balonie opatuleni w ciepły koc?
   Moim zadaniem tak.
   Nie było dla mnie nic bardziej romantycznego, niż czas spędzony w ten sposób. Herbata, paczka fajek i on.
   Był wszystkim czego potrzebowałem. Bez niego gwiazda, która właśnie ukazywała się na horyzoncie nigdy nie świeciłaby tak jasno.
   W takich chwilach jak te, ludzi często bierze na zwierzanie się, ale Jongin łamiąc rutynę opowiadał.
   Opowiadał mi o sobie, o swojej przeszłości, o swoich przemyśleniach, o swojej miłości do mnie, o wszystkim, co mnie dotyczyło i co dopiero miało dotyczyć.
   Puste puszki po piwie obijały się o siebie, kontrolowane przez delikatny wiatr.
   Powoli czułem jak powieki zaczynają mi ciążyć. Dopiłem resztki swojej herbaty, po czym zasnąłem wtulony w jego silne ramiona.

***

   Kai, nie obudził mnie. Pewnie było mu niewygodnie siedzieć w jednej pozycji przez tyle godzin, ale to był on i był w stanie zrobić wiele by na mojej twarzy zagościł uśmiech.
   Dźwignął swoje zesztywniałe ciało i nie wypuszczając mnie z objęć, zaniósł do naszego łóżka.
Dla nas nie było dnia i nocy. Był tylko czas, sami decydowaliśmy, o której godzinie wszystko się zaczynało, a o której kończyło. Nie mieliśmy obowiązku pracy. Po śmierci rodziców, Kai dostał na tyle dużo pieniędzy, że żyjąc życiem jakim żyliśmy, nie musieliśmy się  martwić o przyszłość.
Zawsze mówił, że ich nie pamięta. Że wychował się sam w bidulu, pośród innych opuszczonych dzieciaków, a pieniądze dostał, dopiero wtedy, kiedy ukończył swoją pełnoletność.
W takim razie jak poznał mnie?

*

Zanim poznałem Jongina byłem w związku z Sehunem. Byłem nim szaleńczo zauroczony. Pociągał mnie swoim wyglądem i z reguły zimnym  charakterem. Byłem wtedy bardzo niewinny i naiwny, bo przez dwa lata nie zauważyłem, że byłem tylko dodatkiem dla jego serca, które od dawna było zajęte przez chłopaka o imieniu Lu Han.
Bolało, przez bardzo długi czas czułem żal do chłopaka, ale z perspektywy czasu mogłem mu tylko podziękować, bo gdyby nie to, co wtedy, nie było by tego, co jest teraz.
Jongina pierwszy raz spotkałem w przytulisku dla zwierząt. Załamany końcem związku, nie mogłem zwierzyć się swoim przyjaciołom, bo byli on też przyjaciółmi Sehuna.
Akurat przechodziłem obok schroniska i pokuszony dziwnym natchnieniem, otworzyłem wysoką furtkę z pytaniem czy mógłbym jakoś zająć się pupilami.
Starsza pani uśmiechnęła się tylko, patrząc w moje zeszklone oczy. Musiałem wyglądać strasznie, zapłakany z zaróżowionymi i spuchniętymi  policzkami, ale nic nie mogłem poradzić, że łzy same wyciekały z moich oczu.
- Rąk do pracy nigdy nie jest za dużo – powiedziała, dając mi znak żebym szedł za nią.
Mijałem zadbane klatki, z różnymi rasami psów. W oczach, każdego z nich widziałem nadzieję, na to że jestem osobą, która zamierza jednego z nich przygarnąć. Niestety byłem pewien, że moi rodzice, nigdy by się na zwierzaka nie zgodzili, tłumacząc to jakimiś bzdurnymi argumentami.
- Kai – zawołała otwierając drzwi od jednej z klatek gdzie kucał jakiś chłopak, myjąc łaciatego kundelka. Mały piesek wyczuwając we mnie zagrożenie spłoszył się, kuląc ogon pod siebie. – wytłumacz chłopakowi, co ma robić. – Odeszła zostawiając nas w ciszy.
Nawet nie chciałem sobie wyobrażać jak żałośnie musiała wyglądać ta sytuacja z boku.
Przez chwilę myślałem, że nie będzie zwracał na mnie uwagi, ale od wstał i podszedł do mnie, zaskakując mnie tym przy okazji. Uniósł dłoń na wysokość mojej twarzy i wytarł resztki łez spływających po moich policzkach.
- Nie chciałbym być niegrzeczny, ale może chciałbyś mi opowiedzieć, co się stało. Będzie ci lżej.
Na początku nie byłem pewien czy chcę zwierzać się obcej osobie, ale kiedy zacząłem, czułem jak z każdym słowem, moje serce pozbywa cię ciężaru, stając się przyjemnie lekkim.
- Nie spodziewałem się, że to wszystko skończy się w taki sposób, myślałem, że to już, na zawsze, ale nie potrafię go za to nienawidzić. Skrzywdził mnie, ale wiem, że tego nie chciał. Był dobrym człowiekiem i rozumiem, że mógł zakochać się w Luhanie. – Bełkotałem, tak naprawdę sam nie wiedząc, co mam na myśli.
- Rozumiem. Chcesz powiedzieć, że nie możesz go winić za to, że kocha, ale przykro ci, że to nie ty jesteś tą osobą.
- Jak to zrobiłeś, że mój półgodzinny monolog ująłeś w jednym zdaniu?
Jego odpowiedzią był szeroki uśmiech.
I tym jednym uśmiechem sprawił, że moje kąciki ust uniosły się w górę, chociaż trochę poprawiając mi nastrój.

*

To nie był ostatni raz, kiedy odwiedziłem schronisko. Zostałem wolontariuszem z czego byłem dumny. Chwile, które spędzałem na zabawie z psami dawały mi wiele radości i przy okazji poznałem wspaniałych ludzi o ogromnych sercach. Ktoś kiedyś mi powiedział, że ci, którzy dobrze traktują zwierzęta, nie mogą być złymi ludźmi. I ta teoria sprawdzała się w każdym możliwym znaczeniu.
Dni przemijały, a ja zaczynałem czuć, że pomiędzy mną a Jonginem coś zaczynało kiełkować. Niewinne uczucie, które z czasem nabierało na sile, aby stać się najpiękniejszym rodzajem miłości.
- Baekhyun, masz czas wieczorem?
Na te słowa zrobiło mi się ciepło. Nie wyobrażałem sobie za wiele, ale był to pierwszy raz, kiedy miałem być z Jonginem poza przytuliskiem i byłem wniebowzięty. 
Zaraz za nim stał Xiumin i Chen, którzy uśmiechali się do mnie znacząco.
- Myślę, że jestem wolny.
- W takim razie zamierzam ci coś pokazać.
Nie mogłem się doczekać, kiedy nasz dyżur się skończy. Całe moje ciało drżało z ekscytacji na samą myśl, że spędzę wspólnie czas z Kaiem, sam na sam.
Nie byłem pewien czy to była randka, czy od tak przyjacielski wypad, ale na jedno jak i drugie cieszyłem się równie mocno.
Czekałem przed furką, kiedy on kończył rozmawiać z panią Kim. Podszedł do mnie i założył kask na moją głowę. Nie wiedziałem, że tego dnia przyjechał na swoim motorze. To był pierwszy raz, kiedy miałem na czymś takim jeździć. Może troszeczkę się obawiałem, ale ufałem Jonginowi.
- Mam nadzieję, że się nie boisz – wyszczerzył się do mnie, sprawiając, że moje nogi stały się miękkie. Gdyby ktoś teraz spytał mnie, co kocham w nim najbardziej, bez zastanowienia opowiedziałbym, że uśmiech. To on sprawił, że Kai stał się miłością mojego życia.
- Nie. – odpowiedziałem, tylko troszeczkę naginając prawdę.
Słysząc dźwięk odpalanego silnika, odruchowo złapałem się Jongina, z całą pewnością zgniatając mu jelita. Nie wiedziałem, że to cholerstwo jeździ tak szybko, ale kiedy pierwszy szok minął, zrozumiałem dlaczego to uwielbiał.
Człowiek jadąc z taką prędkością miał złudzenie bycia wolnym.
Przytulony do jego szerokich pleców obserwowałem światła pozostawionego za nami Seulu.
Gonił na przedmieścia, w tylko jemu znane miejsce, a ja chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Zaparkowaliśmy i on trzymając mnie za rękę prowadził w stronę migoczących światełek widocznych z daleka.
Park do którego mnie zaprowadził był piękny. Aleje oświetlone rzędami lamp i światełek pozawieszanych na gałęziach drzew. Całość prezentowała się przepięknie. Czułem się jakby ktoś wsadził mnie do jakiejś baśni.
Przechadzając się wąskimi uliczkami, zatrzymaliśmy się przy małej budce, gdzie bardzo miły, straszy mężczyzna sprzedawał lody, ciepłe gofry i watę cukrową.
Uwielbiałem łakocie i chwilę później oboje szliśmy trzymając w ręku słodką pajęczynę.
Zmęczeni dość długim spacerkiem usiedliśmy na jednej z ławek z widokiem na małe jeziorko.
- Mam rozumieć, że to randka? – spytałem z uśmiechem błąkającym się na ustach.
- A chciałbyś żeby tak było? – odpowiedział pytaniem na pytanie delikatnie mnie pesząc.
- Chciałbym. – spojrzałem na niego. Blask jego oczu był moim własnym synonimem szczęścia.
- W takim razie tak. Jesteśmy na naszej wspólnej, pierwszej randce.
*

Żałuję, że nigdy nie pisałem pamiętnika. Kronika moich wspomnień byłaby moim osobistym bestsellerem.

*
Siedzieliśmy na plaży, delektując się smakiem chłodnej bryzy morskiej. Fale delikatnie obijały się o brzeg, robiąc charakterystyczny szum.
- Jakie jest twoje małe-duże marzenie? – spytał zaciągając się papierosem. To właśnie przez niego pokochałem duszący zapach smoły i tytoniu. Przez niego wpadłem w nałóg, który nigdy wcześniej mnie nie dotyczył. Przez niego fajki stały się dla mnie codziennością.
- Domek na drzewie. 
- Naprawdę?
- Tak – wyszczerzyłem się - kiedy byłem mały zawsze liczyłem, że tata mi taki zbuduje. Niestety mieszkałem w bloku, a na moim podwórku, nie było drzew, które utrzymałby taki ciężar. To małe marzenie zostało ze mną do dziś i nie wymieniłbym go na żadne inne.
- To oczywiste, jest twoje, ale wiesz co? Moim zdaniem to najpiękniejsze marzenie o jakim słyszałem. Zazwyczaj ludzie słysząc słowo marzenie, widzą siebie, obrzydliwie bogatych, na wielkiej scenie lub ekranie telewizora. Marzą, żeby inni o nich mówili. Są chciwi, tymczasem ty pragniesz domku na drzewie. – Uśmiechnął się. – To jest piękne.
- A jakie jest twoje małe-duże marzenie?
- Nie mam tylko jednego, jest ich wiele, ale ostatnio zapragnąłem zatańczyć dla pewnej osoby w akompaniamencie muzyki i deszczu.
- Nigdy nie wiedziałem, że tańczysz – szepnąłem. – Czy jest szansa na to, że tą osobą jestem ja? – Odwróciłem się w jego stronę.
- Nie powinieneś nawet pytać.
Objął moją twarz dłońmi i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Nie wiedział, że tym gestem nieświadomie spełnił jedno z moich małych marzeń.
- Obiecuję, że kiedyś wybuduję ci domek na drzewie. – zaśmiał się perliście.

*

Pod koniec lata, Kai zabrał mnie na wycieczkę. Pojechaliśmy do lasu nad jeziorko, które kojarzyło mu się z beztroskimi chwilami dzieciństwa. Wiązał z tym miejscem wiele dobrych wspomnień, dlatego chciał je powiązać też ze mną.
Zawsze wiedział jakich słów użyć, żeby mnie wzruszyć. Takie słowa po prostu były dla mnie ważne i sprawiały, że moje serce miękło.
Uwielbiał kiedy śpiewałem. Nawet jeśli teksty były banalne i żałosne, on je lubił. Czasami śpiewał razem ze mną, nie patrząc na to czy mu wychodzi czy nie.
Echo niosło się za nami, płosząc leśne zwierzęta. Nielegalnie rozpalone ognisko dawało ciepło, a zapach jodłowej żywicy unosił się wokół nas, do dziś zapełniając luki w naszych wspomnieniach.
Położyliśmy się na masce samochodu obserwując niebo.
- Gwiazdy są wyjątkowe. Potrafią dać złudzenie, że są, mimo że ich nie ma.
- Ludzie też to potrafią. Kłamią. Oszukują. Mówią, że kochają, a tak naprawdę sami nie wiedzą czego chcą. Umawiają się na spotkania, które nigdy nie następują, przez co przyjaźnie, trwające lata popadają w zapomnienie, ale ludzie dalej mają nadzieję, że jeszcze kiedyś wróci  to, co było. Dają złudzenie na nierealne. Czy to nie jest podobne? Różnicą jest chyba tylko to, że w gwiazdach jest to piękna cecha, a u ludzi obskurna i obrzydliwa.
- Ludzie to dziwne stworzenia.
- Bardzo.
Nastała kilkuminutowa cisza. Nie ta niekomfortowa, tylko taka, która pozwala przez chwilę pomyśleć.
Spojrzałem na nocny krajobraz, który oferował mi las. Księżyc odbijał się w tafli wody.
- Jak znalazłeś to miejsce?
- Dom dziecka zabierał nas tutaj na biwak raz w roku. Bawiliśmy się tutaj wszyscy, zapominając o naszych troskach i smutkach. Liczyło się to, że możemy pooddychać świeżym powietrzem, porobić szałasy czy wykąpać w jeziorku. Nie wiem czy ci kiedyś mówiłem, ale w bidulu miałem naprawdę dobrego przyjaciela. Nazywał się Lee Taemin i to waśnie z nim spędzałem najwięcej czasu, oraz z nim odnalazłem pasję w tańcu. Kiedy tutaj przyjechaliśmy po raz pierwszy obiecaliśmy sobie, że kiedyś wrócimy tu z osobami na których nam zależy.
Spojrzał na mnie dając mi do zrozumienia, że jestem właśnie taką osobą. Zrobiło mi się cholernie ciepło, kiedy ujrzałem jego uśmiech.
Zaczynało się robić chłodno, więc wtuliłem się w niego, oplatając nasze ciała kocem.
- Ile mieliście wtedy lat?
- Nie więcej niż czternaście.
- Byliście dojrzali jak na swój wiek.
- Myślę, że każdy kto jest po jakiś przejściach w życiu dojrzewa. Osoby, które są beztroskie zazwyczaj nie zaznały za wiele bólu, oczywiście nie mówię, że nie mogą być dojrzali, ale zachowują w sobie część duszy dzieciaka i jestem pewien, że nie tylko ja im tego zazdroszczę.
Wiedziałem, że Kai poniekąd mówił o mnie, ale ani ja ani on nie czuliśmy potrzeby powiedzenia tego głośno.
- Co się stało z Taeminem?
- Znalazł rodzinę, która pewnie go pokochała. Przez parę dni było mi smutno, ale wiedziałem, że nie powinienem, bo przecież on był szczęśliwy. Mimo wszystko czułem się trochę, jakby ktoś zabrał mi brata.
- Nie spotkaliście się więcej?
- Nie. Ale wierzę, że jeszcze kiedyś go spotkam.
- Kai wiesz co?
Skinął głową na znak, że mnie słucha.
- Cieszę się, że Sehun mnie zostawił. Cieszę się, że przechodziłem obok tego schroniska, że ty tam byłeś, że cię poznałem. Myślę, że mnie zmieniłeś na lepsze i cholera…
Nie powiedziałem nic więcej, bo Kai uciszył mnie czułym pocałunkiem.
Na początku, oboje byliśmy delikatni, jakby trochę nieśmiali, trwaliśmy w tym z każdą sekundą pragnąc więcej. Łączyliśmy w nim czułość, miłość i wszystkie inne kotłujące się w nas emocje. Jongin położył swoją dłoń na mojej, po czym ustami zjechał na moją szyję, sprawiając, że mój oddech robił się coraz bardziej płytki.
Odchylałem głowę w tył, mając widok na granatowe, spowite ciemnością niebo. Było jedynym świadkiem odgrywanej na dole sceny.
Napierał na mnie swoim ciałem, niszcząc dystans między nami. Moje plecy dotykały chłodnej maski samochodu, ale nie przeszkadzało mi to. Liczyło się tylko to, co robił ze mną Kai, a cała reszta traciła znaczenie.
Popatrzyłem mu głęboko w oczy, kiedy nasze usta ponownie zetknęły się ze sobą. Jego oczy były zeszklone od napływu podniecenia i przyjemności. Moje ręce błądziły po jego klatce piersiowej. Czułem pod palcami mocno napięte mięśnie, których nie jeden facet mógłby mu zazdrościć. Nie zamierzałem się powstrzymywać. Wsunąłem jedną dłoń za jego bokserki dostając w zamian ciche sapnięcie.
Miałem wrażenie, że nie interesuje go to czy na masce zostanie jakieś wgniecenie, kiedy przycisną mnie do niej, siadając na mnie okrakiem. Chyba po prostu nie lubił być zdominowany.
Oboje uśmiechaliśmy się zadowoleni z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Kai złapał mnie mocno za włosy wpijając się w moje usta, sprawiając, że romantyzm tej chwili ulatniał się razem z każdym cichym sapnięciem i odgłosem mocno bijącego serca.
Kai zdjął moją koszulkę rzucając ją gdzieś na ziemię. Przez moment chłonął widok mojej nagiej klatki piersiowej, by zaraz po tym ściągnąć pasek od spodni, które szybko podzieliły los koszuli.
Wytoczył własną drogę pocałunków zbliżając się do kulminacyjnego miejsca, kiedy ja wiłem się pod nim z rozkoszy. Moje policzki paliły, a skóra była mocno rozgrzana, miałem wrażenie, że niemal płonęła.
Bezwstydnie zacząłem jęczeć, kiedy jego język znalazł się na moim penisie. Pragnąłem jego dotyku, potrzebowałem.
Minęło sporo czasu, odkąd robiłem coś z kimkolwiek, więc nie dziwiłem się, że wszystko było dla mnie takie  podniecające. Czułem jak powietrze wokół nas przesiąka erotyzmem.
Zaczął mnie przygotowywać, wylewając oliwkę na swoją dłoń i moje wejście. Włożył pierwszego palca, a mi nawet nie przeszło przez myśl, żeby protestować, było mi tak dobrze, kiedy jego pełne usta obejmowały mojego penisa, odwracając uwagę od nadchodzącego bólu.
Nie musiałem długo czekać, na moment, kiedy dołożył kolejne dwa. Rozciągał mnie powoli, a ja byłem rozdarty pomiędzy przyjemnością, a chwilowym cierpieniem, co chwilę wbijając paznokcie w jego ramiona.
W momencie gdy uznał, że wystarczająco się rozluźniłem, podniósł swoje ciało i po raz kolejny pocałował, w tym samym czasie płynnym ruchem wchodząc we mnie.  
Zagryzłem jego wargę trochę za mocno, ale spostrzegłem to dopiero, kiedy w ustach poczułem metaliczny smak. Po całym moim ciele rozlało się gorąco, a kropelki potu nieustannie spływały po moim czole.
Mnie naprawdę bolało. Przez chwilę myślałem, że umieram, zaciskając pięści na jego potarganych włosach.
Jego ruchy na początku powolne przybierały na szybkości i sile idealnie trafiając najczulszy punkt, zamieniając ból, na przepełniającą całe moje ciało rozkosz. Na wszystko odpowiadałem mu głośnymi jękami niosącymi echo po całym lesie.
Mamrotał coś do mnie pod nosem, ale nie byłem w stanie niczego zrozumieć. Byłem bliski spełnienia, nie kontrolowałem się, kiedy moja sperma oblała jago brzuch. Kai skończył chwilę po mnie opadając obok mnie na tą nieszczęsną maskę samochodu. Mogłem być pewien, że nigdy nie spojrzę na to auto, bez jakichś głupich myśli.
Nasze klatki w dalszym ciągu unosiły się nierównomiernie, po wysiłku jaki zafundowaliśmy naszym płucom.
- Chcesz się umyć? – zapytał, kiedy jego oddech się unormował.
- Wiesz, nie jestem pewien czy moje nogi są w stanie chodzić.
- To żaden problem. – Zawisnął nade mną i lekko cmoknął moje usta. Byłem wykończony i nawet nie poczułem, kiedy wziął mnie w ramiona. Po seksie robiłem się senny, ale woda wyjątkowo mnie rozbudziła. Staliśmy w jeziorku, obmywając spocone ciała. Normalnie nawet nie zamoczyłbym tu dłoni, ale woda była bardzo czysta, tak jakby ludzie nie mieli pojęcia o tym miejscu. Za dnia widać było dno, wiec niczego się nie obawiałem.
Staliśmy zanurzeni po pas, kiedy Kai podszedł do mnie i przytulił mocno. Miałem wrażenie, że idealnie dopełniamy krajobraz malujący się przed nami. Dwa księżyce, gdzie jeden odbijał się w tafli wody, nocne niebo, wysokie drzewa i my.
Byłem już mocno  zmęczony, kiedy Kai powoli prowadził mnie do auta na tylne siedzenia, które po rozłożeniu przypominały prowizoryczne łóżko.
Ognisko zgasło, a ja opatulony w koce i ciało Jongina pokochałem letnie noce.

*
Po prawie rocznym stażu, zrezygnowaliśmy z bycia wolontariuszami w schronisku. Pani Kim bardzo żałowała, że odchodziliśmy, ale to nie znaczyło, że nigdy więcej go nie odwiedziliśmy. Ja kończąc szkołę zatraciłem się w życiu z Jonginem i pasji jaką był śpiew. Zamieszkałem z Kaiem i w końcu mogłem adoptować jednego z czworonożnych pupili, którego wspólnie nazwaliśmy Fluffy.
W każdą środę chodziliśmy na długie spacery, aby piesek mógł się wybiegać. Zapomniany park w Seulu stał się końcowym celem każdego takiego wypadu.
Trafiliśmy tam zupełnie przez przypadek, ale stara dwuosobowa, huśtawka, która tam wisiała zauroczyła mnie. Nie wyglądała na bardzo stabilną, ale po paru próbach okazało się, że spokojnie unosiła mnie i Kaia, nawet nie trzeszcząc niepokojąco.
Fluffy biegał pośród drzew, ganiając gołębie, a my delektowaliśmy się urokiem tego miejsca. Kwitnący bez roznosił słodką woń, która koiła zmysły.
Uwielbiałem tu przebywać. Odcinając się od spalin i hałasu łatwiej się myślało.
- Wyryjmy na niej swoje imiona.
Spojrzałem na Jongina, który uśmiechał się do mnie zadowolony za swojego pomysłu.
- Ostatni raz robiłem takie rzeczy, kiedy byłem w podstawówce. – zaśmiałem się.
- Ale nie robiłeś tego ze mną, poza tym każdy, kto tu kiedyś przyjdzie powinien mieć świadomość, że to już do kogoś należy.
- Masz scyzoryk?
Podał mi mały zielony nożyk, którym zacząłem nacinać stare drewno. Po paru minutach, koślawym pismem  na ławce widniały nasze imiona z cholernie krzywym sercem, na które uparł się Kai. Nie miał talentu do takich rzeczy, ale to było kochane.
- Baekkie?
- Hmm? – mruknąłem na znak, ze go słucham.
- Możliwe, że cię kocham… - nastała chwila ciszy, zanim kontynuował. - Nie cierpię tych słów jak żadnych innych, ale nie jestem poetą i nie potrafię wymyślać skomplikowanych metafor, które nie brzmiałyby tak banalnie. – Czułem jak w kącikach moich oczu czaiły się łzy. – Gdyby ktoś w dniu naszego poznania się, powiedziałby mi, że będziesz dla mnie taki ważny, nie uwierzyłbym. Myślę, że miałeś rację. Mogę z całego serca podziękować Sehunowi, że zakochał się w Luhanie. – uśmiechnąłem się do  niego przez łzy. Chyba chciałbym zostać z tobą na zawsze, nie ważne jak długo by trwało. – Ja też Cię kocham. – wyszeptałem zapłakany.
 Faktycznie, na filmach, wszystko wydawało się być bardzo żałosne, ale kiedy nie słyszy się takich rzeczy często, nabierają one na wartości. Myślę, że łzy, które spływały wtedy po moich policzkach były idealnym dowodem.
Fluffy podbiegł do nas zadowolony z wywalonym jęzorem, ciągnąc mnie za nogawkę, że chce wracać.
Złapałem Jongina za rękę i razem wróciliśmy do domu.

*

Padało.
Duże krople deszczu spadały na ziemię odbijając się od niej, tworząc magię. Słońce zachodziło, na dworze zaczynało robić się chłodno, kiedy Kai lawirował pomiędzy płaczem nieba.
Był niesamowicie piękny, kiedy zatracał się w tańcu. Jego muzyką był deszcz i cały ten widok zapierał dech w piersiach.
Ubrany w jasne ciuchy, wił się w niesamowity sposób, nie potrafiłem nawet na chwilę oderwać od niego wzroku.  Jego włosy całkowicie przemoknięte i jasna koszula przylegająca do klatki piersiowej. Uczucie podobne do pierwszego pocałunku. Mój osobisty koncert, na który tylko ja dostałem bilet i tylko ja miałem możliwość podziwiania cuda.
Było wiele rzeczy, którym Kai się oddawał, ale taniec był zupełnie na innej półce. Wokół niego czuło się pasję, wszystko nią przesiąkało.
Miał zamknięte oczy, lecz jego ekspresja twarzy zmieniała się z sekundy na sekundę, pokazując tak wiele uczuć w tak krótkim czasie.
Wydawało się jakby słyszał swoją własną melodię, do której jego ciało wyginało się w precyzyjnych krokach baletowych, ale nie ograniczał się do jednego stylu, mieszał wszystko tworząc idealną całość.
Przyszły ciężkie chmury, zakrywając błękit i kolorową paletę barw zachodzącego słońca. Pierwszy błysk niebieskiego światła i głośny grzmot, z którym Kai się ukłonił, kończąc wszystko, spełniając swoje marzenie.
- I jak ci się podobało? - Rzucił się na mnie miażdżąc moje ramiona w uścisku. Dalej mocno sapał zmęczony, ale jego twarz promieniała ze szczęścia.
- Chyba jeszcze w życiu nie wzruszyłem się czymś tak bardzo od samego patrzenia. Jesteś niesamowity.
- Dziękuję.
- To nie ty jesteś tym , który powinien dziękować.
- Bez ciebie nie spełniłbym tego marzenia.
- Wracajmy do domu wariacie – wyszczerzyłem się do niego.
- I to szybko, pewnie zmarzłeś.
- Zaparzymy herbatę waniliową i obejrzymy jakąś bajkę Disney’a.
- Chcesz?
- chcę. – wymieniliśmy uśmiech.

*

     Obudziłem się koło godziny piętnastej, ale nie zamierzałem jeszcze wstawać. Lubiłem od czasu do czasu powspominać.
     - O czym tak myślisz?
     - O tym, że wielu ludzi mogłoby nam pozazdrościć tego jak się poznaliśmy, co przeżyliśmy i kim jesteśmy.
     - Chyba się z tobą zgadzam.
     Dopiero po chwili zorientowałem się, że cały pokój wypełniony jest zapachem wanilii. Kai położył dwa kubki herbaty na szafce nocnej, a sam położył się obok mnie na łóżku.
     Zapowiadał się miły wieczór w objęciach Jongina i Fluffem między nogami.

 END


 Na samym początku chciałabym baardzo przeprosić, że tak długo mnie nie było, ale wena zrobiła mnie w ciula i nic nie mogłam napisać. ://// Co zaczynałam jedno pisałam góra cztery pięć stron i zostawiałam, kopa dostałam dopiero, kiedy wzięłam udział w projekcie "Wędrowane Opowiadanie" gdzie więcej możecie poczytać tutaj. Ja zostałam nominowana przez Kawaii Kosuke, której baaardzo za to dziękuję (<3), bo w końcu zostałam zmotywowana do napisania czegokolwiek /bardzo sori, że tak długo, ale dopiero niedawno złapałam taką prawdziwą wenę ;;;;/, a tutaj macie link do jej ficzka z tej akcji. ^^
Co do samego Little-Big Dream, może być parę błędów, czyt. litrówek. A co do fabuły (której raczej nie ma tu za dużo) to już możecie sami ocenić. :))) Będzie mi bardzo miło jak skomentujecie. :<