9 listopada 2014

"Holiday" II

     Kiedy wyszliśmy z auta od razu podbiegł do nas Kai, żeby pomóc nam nieść wszystkie torby, a było ich naprawdę sporo patrząc na to, że wieczorem będzie nas dwunastka. Brunet podszedł do D.O, który od razu spalił buraka i zabrał od niego najcięższe siatki. Jongin odwrócił się tyłem do wielkookiego, maltretując go widokiem umięśnionych pleców, które nawet mnie troszkę kusiły. Widziałem, że między nimi dwoma na pewno jest coś jeszcze oprócz rzekomej przyjaźni, ale nie zamierzałem się w to mieszać.
W domu czekali na nas już Baek i Chan, których wcześniej wpuścił pan-nie-ogrodnik. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się spotkać ich w Chinach, dziwiłem się wręcz, że nic mi nie powiedzieli na ten temat, ale to są oni wiecznie zakręceni, więc pewnie najnormalniej w świecie zapomnieli.
                - Junnie, co ty tu robisz!? – Zaczął piszczeć na cały dom, że cieszy się, że mnie widzi. Dopiero po chwili dotarło do niego, co to znaczy, przez co zaczął panikować. – O Matko! Jakim prawem ona puściła cię samego tak daleko, jak tylko wrócimy do domu zrobię kazanie twojej mamie, na temat tego, „na co nie pozwala się swoim dzieciom” jak ta kobieta mogła do tego dopuścić, myślałem, że ona jest inna… - kolejny, który zachowuje się, jako baba z doczepionymi jajami… czasami zastanawiam się czy Yeol naprawdę jest gejem mając za chłopaka kogoś tak bardzo podobnego do mojej własnej matki.
- Tak tylko mówię, że jestem od ciebie starszy. Nie mówiąc już, że naprawdę potrafię o siebie zadbać.
- No, ale…
- Byunnie, skarbie jak widzisz Suho żyje, jest cały i zdrowy, daj mu już spokój. – Jeżeli coś miało uciszyć tego nadpobudliwego dzieciaka to tylko i wyłącznie słowa wielkoluda.
- Jedzeeeenie! – dodarł do nas ogłuszający krzyk, kogoś, kogo prawdopodobnie jeszcze nie znałem, ale zaraz miałem.
- Człowieku uspokój się, nie jesteś u siebie, trochę kultury – jakiś drugi głos wydał długi, zirytowany jęk – jesteś niemożliwy, wiesz?
No tak, jak mogłem zapomnieć, że znajomi Krisa i Tao nigdy nie są normalni, nawet mi się czasami udzielało, ale co zrobisz?
- O Xing i Xiu przyszli – powiedział Kris, który w skali normalności był chyba najbardziej normalny z nas wszystkich.
- Luhan i Sehun dzwonili, że będą jakoś za dwie godziny, a Chen też jakoś za niedługo przyjdzie. 
Kiedy usłyszałem to imię, przez moje ciało przeszły jakieś ciarki, przez co zwróciłem na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w pokoju.
- Jun, co ci? – zapytał zdziwiony Kyungsoo, który pojawił się znikąd.
- Nic, po prostu mnie przetrzepało. – Uśmiechnąłem się do niego.
Całe nasze towarzystwo, oprócz Soo i Jongina, którzy poszli do kuchni przeniosło się do salonu. Na stół wystawiona została wódka i parę misek chipsów. Tao podszedł do telewizora i włączył jakiś film, komedię, żeby nie było tak cicho. Każdy z nas doskonale wiedział, że i tak nikt filmu oglądać nie będzie. Po jakimś czasie przyszedł HunHan i Chen. Sehun zaczął się z wszystkimi witać i zapoznawać, po czym pociągnął Lu za rękę i znaleźli sobie miejsce gdzieś na ziemi. Jongdae z kolei, bo tak przedstawił się Baekhyunowi, wpieprzył tą swoją pewną siebie dupę między mnie a Lay’a, przez co byłem naprawdę mocno ściśnięty. W pokoju zrobiło się duszno, a na moich policzkach pojawiły się dwa różowe placki i tak, naprawdę chodziło  o temperaturę.
Cały czas czułem na sobie czujne spojrzenie Baek’a, który chyba używając swojego szóstego zmysłu zauważył, że zachowuję się troszkę inaczej niż zawsze. Wziął mnie na osobności na taras, a ja w duchu dziękowałem mu za to, bo bliskość Chana, zdecydowanie źle na mnie wpływała.
- Co jest pomiędzy tobą, a Jongdae?
- Nic.
- Ja mam w to niby uwierzyć?
- Powiedz mi czy to moja wina, że obrał mnie sobie, jako cel znęcania się i niszczenia mojej i tak już wyniszczonej przez was wszystkich psychiki, naprawdę nie musisz się martwić. Przecież nic mi nie zrobi, jest tylko kolejnym pojebańcem w naszej paczce, nic nowego. – Popatrzyłem na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Może faktycznie jestem przewrażliwiony.
- Za dużo czasu z moją mamą, zdecydowanie za dużo… – powiedziałem z uśmiechem.
W momencie, kiedy wróciliśmy wszyscy byli w trakcie oglądania jakiegoś moim skromnym zdaniem nudnego romansidła. Byłem na prawie sto procent pewien, że Tao wybierał film, bo który inny normalny facet (Baek się nie liczy) wybiera do oglądania jakąś dramatyczną komedię, kiedy salon oblegany jest przez dwunastu facetów? No właśnie, żaden. Usiadłem na podłodze opierając się plecami o nogi Lay’a. Nie czułem się śpiący, ale po jakimś czasie, moje powieki stały się niezwykle ciężkie i ostatnim, co zobaczyłem zanim zasnąłem było to, że Kai odpłynął, a ktoś obok niego wysoko podniósł butelkę z wódką.          
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale kiedy się obudziłem byłem jedyną trzeźwą osobą w tym domu. Na podłodze walały się puste puszki po piwie i butelki po drogim alkoholu. W całym pomieszczeniu unosił się dziwny zapach i sumie nie byłem do końca pewny czy chce wiedzieć, skąd on się wziął. Patrzyłem na nich wszystkich i dziwiłem się samemu sobie, że jeszcze się nie spakowałem i nie wyjechałem daleko stąd.
Nie rozmawiałem dużo z Xiu, ale już mogłem stwierdzać, że go lubię, po tym jak totalnie bez powodu wziął kawałek pizzy i najnormalniej w świecie przyłożył nim w twarz Chenowi. Co prawda jego śmiech po tej sytuacji był trochę straszny, co najmniej jakby uciekł z jakiegoś zakładu dla psychopatów. Kto by pomyślał, że rozmazanie jedzenia na cudzej twarzy może tak bardzo uszczęśliwić człowieka. Zacząłem się naprawdę zastanawiać czy aby na pewno częściej nie powinienem odmawiać sobie alkoholu, bo to, co chłopaki sobą reprezentowali było... Nie na to nie ma dobrego komentarza. Tao zalewał się łzami w dalszym ciągu patrząc się na telewizor, biedak chyba nie zauważył, że film dawno się już skończył.  Mamrotał coś pod nosem, że Caroline powinna żyć.
Wspominałem coś o tym, że Kris jest normalny, tak? Cofam to. Może byłbym skłonny dalej tak twierdzić, ale nawet ja po alkoholu nie wchodzę na łóżko i nie drę ryja na cały dom, że jestem pterodaktylem i potrafię latać…
Gdzieś w oddali usłyszałem głośne łkanie i zaciekawiony zacząłem rozglądać się, który to z nich. Za drzwiami, w najciemniejszym miejscu tym pokoju siedział skulony D.O. Pobiegłem do niego zaniepokojony, wyglądał jak kupa nieszczęść, przez co w mojej głowie zaczęły pojawiać się dziwne myśli.
-Kyunggie, co się stało? – zapytałem, ale odpowiedzią chłopaka, był tylko głośniejszy płacz, było mi go naprawdę żal.
- Hej, popatrz na mnie – szepnąłem miękkim głosem jakby to miało w czymś pomóc.
- Właśnie o to chodzi, że nie mogę! – zakrył sobie twarz dłońmi.
- Dlaczego? – zdziwiłem się.
- No, bo one mi wypadną – znowu zaniósł się płaczem. 
Nie do końca rozumiałem, o co mu chodzi, ale nie chciałem żeby był smutny.
- D.O kochanie, ale co wypadnie?
- No oczy! Bo Kai powiedział, że jak dalej będę się tak patrzył na wszystkich, takimi dużymi oczami to one wylecą, a ja nie chcę, żeby wyleciały, zrób coś żeby zostały tam gdzie są. – Szczerze powiedziawszy śmieć mi się chciało jak usłyszałem powód, dla którego Soo płakał, ale było to na swój sposób urocze. W takim razie i Kai chyba nie wypił tej nocy za wiele, skoro było skłonny wmówić takie durnoty biednemu Kyungsoo. 
- A wiesz, że jak będziesz się przez dwadzieścia minut bez przerwy przytulał do Jongina, to na pewno twoje oczka zostaną na miejscu?
- Naprawdę? – Zapytał z nadzieją.
- Tak.
- Yeeeeeeey! – wstał i po chwili usłyszałem głośny huk o podłogę czegoś ciężkiego. Nie powiem, śmieszyło mnie to, jak Kai próbował się wyrwać od głęboko wierzącego w moje słowa D.O.
Siadłem na chwilę do Baek’a i Chanyeola, bo w tym całym rozpierniczu wydawali się być najbardziej ogarnięci.
- Jun, weź mu w końcu wytłumacz, że istnieje ktoś taki, jak bóg światła. – Moja brew powędrowała w górę, kiedy usłyszałem, co powiedział, ale po chwili, w głowie zapaliła się zielona lampka i przypomniała mi o tym, że Baek jest najebany w cztery dupy, więc nie powinienem wymagać od niego żadnych sensownych wypowiedzi.
- No i powiedz mi jeszcze, że ty nim jesteś – wtrącił się Chan.
- Tak, nie wierzysz?
- Na jakiej podstawie maiłbym?
- Chociażby na takiej, że jest noc i jest ciemno, ale w tym pokoju jest jasno, myślisz, że jak to działa?
- Żarówka?
- Chcesz powiedzieć, że nie wierzysz w to, co mówię? Że te wszystkie lata, które poświęciłem tobie były bezcelowe? Czy ty nie rozumiesz, że związek powinien polegać na zaufaniu... – Jakoś nie miałem ochoty tego słuchać i stwierdziłem, że chyba chcę się położyć, bo było już grubo po czwartej rano.
Wchodząc na górę, minąłem rozwalonego na schodach Sehuna, ale już nawet nie chciałem wiedzieć, o co chodzi i co mu się stało.
Obok mojego pokoju stał Luhan, który wpatrywał się w ogromne lustro i z błąkającym się na jego twarzy uśmiechem. Chyba nie muszę mówić, że cholernie się wystraszyłem, prawda? Przez chwilę nawet pomyślałem, że to rozwalone na schodach ciało Sehuna jest martwe, ale szybo wybiłem sobie ten durnowaty pomysł z głowy.
Zasnąłem utulony smutną balladą Yixinga, drącego ryj na dole, o tym jak w poprzednim życiu był jednorożcem, matką dziewictwa i czystości.

Rano, kiedy się obudziłem, czułem, że coś dmucha mi gorącym powietrzem w kark. Ludzie zniosę wszystko, bawienie się włosami, łaskotki, wkurzające tykanie po brzuchu, ale nie jak coś ma bezpośredni kontakt z moim karkiem. Kiedyś nawet wydarłem się na środku lekcji tylko, dlatego, że słuchawki mi po nim zjechały. Oczywiście później cała kasa popatrzyła na mnie jak na idiotę. Wracając do denerwującego wiaterku, chciałem sprawdzić, co jest powodem mojej katorgi, ale kiedy miałem zamiar się odwrócić, poczułem coś ciężkiego na brzuchu. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy odkrywczo stwierdziłem, że to noga. Nie moja noga. Tylko czyjaś. To był właśnie moment, gdy ogarnąłem, że któryś z tych debili wpakował mi się do łóżka. Gwałtownie odwróciłem się i zrzuciłem nieproszonego gościa na podłogę. 
- Miej litości, kimkolwiek jesteś – wyjęczał błagalnie.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że najprawdopodobniej był Chen. Po chwili uświadomiłem sobie, że spędziłem noc z tym aktualnie zwijającym się z bólu człowiekiem, w dodatku, gościu miał na sobie tylko bokserki  i skarpetki.
- Człowieku, nie mogłeś znaleźć sobie innego łóżka, Tao ma chyba dziesięć pokoi jak nie więcej, a ty wybrałeś akurat ten? Nie zauważyłeś, że może jest zajęty?
- Suho, zamknij się, dobra? Czuję się jakby ktoś mi wywiercał mózg wiertarką, więc daj mi żyć.
- O nie, o nie mój drogi, trzeba było tyle chlać? Sam sobie jesteś winny.
Chen podniósł się chwiejnie, a ja patrzyłem na niego przez dłużą chwilę, stwierdzając, że wygląda inaczej. Chłopak wzrokiem próbował mi przekazać nieme „co” i wtedy wybuchłem śmiechem. Niemal zacząłem tarzać na tym łóżku, bo Jongdae wyglądał komicznie. Jego dość długie włosy zostały obcięte na równą grzyweczkę, która była stanowczo za krótka Chen wyglądał jak dziecko specjalnej troski. Szczerze mogłem pogratulować, osobie, która stworzyła to arcydzieło, tym bardziej, że ta grzywka, była naprawdę prosta, a po pijaku to nie lada wyczyn!
- O co ci znowu chodzi? – powiedział naburmuszony. Biedny skacowany człowiek.
- Chen – powstrzymywałem się od śmiechu – czy wiązałeś kiedykolwiek swoją przyszłość z fryzjerstwem? – Chłopak na początku popatrzył na mnie nie wiedząc, o co mi chodzi, ale kiedy jego oczy prawie dorównywały oczom D.O, zrozumiał.
- Nie…
- Tak – powiedziałem uśmiechając się do niego.
- Nie…
- Tak.
- Nie… - Przejechał ręką po swojej głowie i odkrył, że na jego czole jest stanowczo za mało włosów. – No, kurwa nie! – załamany pobiegł do łazienki, a ja w tym czasie zszedłem na dół i byłem zszokowany, że większość bandy już nie śpi, bo było dopiero koło jedenastej rano, a po takiej imprezie czasem szesnasta w magiczny sposób staje się wczesną porą dnia.
Cześć wam – przywitałem się ze wszystkimi. 
Chyba tylko Kai i Yeol okazywali jakieś oznaki życia, bo reszta zgonowała. Leżeli powykładani na stole i tylko biedny Sehun cierpiał, bo jedyny kawałek słońca w pomieszczeniu padał akurat na jego twarz.
- Baek, weź to jakoś wyłącz, czy coś. To coś jest za jasne oślepia mnie.
- A co ja, kurwa bóg światła? – powiedział zirytowany. Yeol od razu zaczął się śmiać, bo jak widać doskonale pamiętał ich wczorajszą rozmowę, ale chyba nie zamierzał tym męczyć zmarnowanego Baekhyna. Każdy wie, że pod wpływem alkoholu dzieją się rzeczy, które dziać się nie powinny. Mimo wszystko to, co wczoraj zobaczyłem zostanie ze mną na długo.
- Za co? Ja się pytam, co ja takiego w życiu zrobiłem, że ktoś zrobił ze mnie to, co zrobił. – Dało się słyszeć całkowicie wyprany z emocji głos Jongdae. Jedenaście par oczu spoczęło na bezbronnym Chenie i nawet ból głowy nie powstrzymał ich przed nie wyśmianiem skrzywdzonego chłopaka. Z tłumu wyłonił się Zitao, który podszedł do Dae i ciągnąc go za rękę, zniknęli za ścianą toalety. Xiumin i Lay powoli zaczynali się zbierać. D.O rzucił na stół jakieś tabletki na ból głowy. Jak widać szkoda mu się zrobiło ich wszystkich. Ten chłopak już chyba zawsze będzie mnie rozczulał, po tym, co wczoraj zobaczyłem.
- D.O masz może jakaś maść na siniaki czy coś? Cholernie bolą mnie kolana.
- Pewnie wczoraj w coś przywaliłeś, albo upadłeś.
- Nie – zaprzeczyłem – Kris ma po prostu bardzo rozwiniętą wyobraźnie – uśmiechnąłem się wrednie.
- O co ci chodzi? – spytał zdezorientowany Wu.
- Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie rzeczy odwalacie, kiedy jesteście pijani.
- Szkoda, że tego nie nagrałem – zasmucił się ogrodnik.
Kiedy większość ulotniła się z naszego domu razem z D.O zabrałem się za sprzątanie całego tego bajzlu. Wszędzie walały się śmieci, jedzenie i wiele innych niezidentyfikowanych rzeczy. Po dwóch godzinach z toalety wyszli Tao i Chen. Kiedy spojrzałem na tego drugiego, nie powiem zamurowało mnie, nie wiem jak Huang to zrobił, ale Kim wyglądał zajebiście. Jego włosy postawione były do góry i zafarbowane na ciemny brąz. Oczywiście nie zamierzałem nikogo informować, że podoba mi się tak bardzo, bo kogo to interesuje.
- Wow, wyglądasz jak człowiek – rzuciłem nie sprawdzając nawet jego reakcji na moje słowa, bo przecież ścieranie blatu było o wiele bardziej fascynującą czynnością.
Nie mam pojęcia, dlaczego przy nim staję się taki wredny, bo na ogół jestem dość potulny. W sumie winę mogę zwalić na niego, bo kto mi broni.
Po chwili jednak nie wytrzymałem i ukradkiem spojrzałem na niego. Wskazał swoimi cholernie długimi palcami na policzki. Nie wiedząc, o co mu chodzi przyłożyłem dłoń do twarzy i poczułem, że jest za gorąca
- Ruszyłbyś dupę i mi pomógł a nie mnie rozpraszasz! – krzyknąłem, na co odpowiedział mi głośnym śmiechem. – Kretyn.

 CDN...



            

3 października 2014

"Holiday" I

  
     Właśnie mijał drugi tydzień wyczekiwanych przeze mnie wakacji, a ja nareszcie ruszyłem się z domu dalej niż granice Korei. Nie wiem jakim cudem mi się to udało, ale ubłagałem moich rodziców żeby puścili mnie do starych znajomych na prawie całe dwa miesiące. Może nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że przeprowadzili się do Chin dwa lata temu, a ja byłem ukochanym i jedynym syneczkiem moich nadopiekuńczych rodziców, którego najchętniej nie wypuszczaliby z domu, ponieważ różni ludzie chodzą po ulicach i różne myśli chodzą im po głowie. Mimo wszystko nie zamierzałem protestować, skoro pozwolili mi lecieć samolotem samemu i jeszcze stwierdzili, że za wszystko zapłacą to, co ja miałem powiedzieć? Że nie chcę? Błagam, nie codziennie moi rodzice zgadzają się na takie rzeczy.
Zadowolony z siebie wsiadałem do samolotu, i nie ukrywam, że trochę się bałem, bo ponoć start i lądowanie było najgorsze i naprawdę skupiałem całą swoją uwagę na odpędzaniu okropnych myśli, jakie pojawiały się w mojej głowie. Kiedy usiadłem na fotelu, miły kobiecy głos poinformował wszystkich pasażerów o tym, aby każdy zapiął pasy.
Nie było tak źle jak się naczytałem w internecie. Nawet nie musiałem zamykać oczu. W momencie, kiedy turbulencje zakończyły się, założyłem słuchawki, odcinając się od wszystkich ludzi. Początkowo wszystko było idealnie i nawet myślałem, że uda mi się zasnąć, ale zaraz za mną siedział jakiś niewychowany bachor, który nie potrafił utrzymać swoich nóg pod kontrolą, przez co cały czas kopał w moje siedzenie. Chciałem delikatnie powiedzieć matce tego dziecka, żeby jakoś je okiełznała, ale zrezygnowałem. Mamą tego chłopca była jakąś wielką amerykanka, która zajmowała dwa miejsca. Nie chciałem mieć do czynienia z tym grubym babskiem, nie wiadomo jak mogłaby się dla mnie skończyć konfrontacja z kimś tak ogromnym. Wywróciłem oczami, a zaraz po tym przeżyłem minimalny zawał serca. Ktoś dość gwałtownie położył głowę na moim ramieniu. Nawet nie zauważyłem, że ktoś siedział obok mnie i był to młody Azjata, który miał wszystkie kolory tańczy na głowie. Był uroczy, ale zdecydowanie nie w moim typie. Spał tak słodko, że nie miałem serca go budzić, chociaż moja zła strona chciała to zrobić. Bo niby, z jakiej racji on mógł się na mnie rozwalić i smacznie spać a ja miałem się męczyć z dzieckiem, które miało owsiki? No właśnie, z żadnej, ale niech mu będzie może, chociaż on będzie miał miłą podróż.
   Grubo ponad godzinę później śpiąca królewna wybudziła się ze swojego snu mocnym zrywem, przez co moje biedne i niczemu winne czoło oberwało z główki. Oboje syknęliśmy z bólu, sympatyczna pobudka nie powiem, może nawet mu trochę współczułem.
- Wygodnie było? – uśmiechnąłem się do niego drwiąco, ale ten się tylko do mnie wyszczerzył. 
    Ludzie powiedzie mi, co ja w życiu zrobiłem, że nawet jak się irytuję ludzie odpowiadają mi uśmiechem.
- Bardzo! – O, no proszę Koreańczyk.
- A główka boli? – zapytałem dalej sarkastycznie, ale ten chłopak żył chyba w jakiejś krainie kucyków pony i nie znał znaczenia słowa ironia.
- Yhm – wyburczał i przyłożył swoją dłoń do czoła. Jak dziecko. - Jestem Sehun, a ty?
- Suho. 
- Gdzie jedziesz? 
     Chciałem sobie strzelić dłonią w czoło, ale pamiętałem, że dalej mnie bolało, dlatego nie zrobiłem tego.  Czy on na serio był taki głupi? Ten samolot lądował tylko w jednym miejscu.
- Pekin?
- O ja też! 
    Za co zostałem skazany na takiego idiotę? Ten chłopak zachowywał się trochę jak słownikowa definicja blondynki. Już chyba wolałem jak spał. Nie byłem nie miły, po prostu, zmęczony. A zmęczony człowiek to zirytowany człowiek.
- Za dziesięć minut lądowanie - rozległ się głos jakiejś stewardesy.
- Nareszcie – szepnąłem do siebie.
   Cudownie. Sehun uczepił się mnie jak jakiś gówno do buta, ale już chyba wolałbym to gówno na bucie, niż jego niekończące się gadanie, od którego głowa mi pulsowała. Miałem wrażenie, że naprawdę zaraz wybuchnie. 
- Słuchaj Sehun, na pewno idziesz dobrze? – Liczyłem, że może pomylił się, albo zaraz skręci w jakąś nieznaną mi uliczkę dając mi wreszcie spokój.
- Tak. Dzielnica XiuXian dwadzieścia pięć.
    Wyciągnąłem z ciekawości karteczkę z adresem gdzie mieszkali Kris i Tao, bo nazwa była dla mnie jakaś znajoma.
Nic dziwnego skoro moi przyjaciele mieszkali w tej samej dzielnicy i to jeszcze dom dalej. Oszaleje.
- Oh… będziemy sąsiadami.
- Naprawdę?
- Tak.
- Jak fajnie! Yeeey! – Głośniej, pewnie, drzyj się na cały Pekin, oczywiście.  – Niemal czułem jak drga mi powieka z frustracji.
- Do kogo ty właściwie tutaj przyjechałeś?
- Do jeszcze mojego przyjaciela.
- Dlaczego jeszcze?
- A dlatego, że w te wakacje, to już nie będzie tylko znajomy.
- To mu współczuje.
- Czemu? – założył ręce na piersi i nadął policzki.
- Ja bym z tobą nie wytrzymał za dużo gadasz.
- Nie zawsze gadam aż tak dużo, tylko po prostu bardzo się cieszę, że w końcu się z nim spotkam, on jest taki fajny i kochany i miły i cudowny i…
- Dobra, tyle mi wystarczy.
- Zawsze jesteś taki nie w humorze?
- Nie. Jestem padnięty i to przez to. Byłeś tu już kiedyś?
- Raz, ale wtedy jeszcze nie znałem Lulu.
- To prowadź, bo mam wrażenie, że zaraz się tutaj zgubię.
- A to już za chwilę. Pod którym mieszkają twoi znajomi?
- Na karteczce mam napisane, że pod dwadzieścia siedem.
- To faktycznie blisko mnie i Luhana. 
Szliśmy może jakieś dziesięć minut i dotarliśmy. Pożegnałem się z Sehunem, który rzucił się na mnie i potem niczym jakaś dziewczynka na łące podskakując doszedł do swojej willi, dalej przeskakując z nogi na nogę. Dom Tao i Wu nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Moja rodzina też miała portfel wypchany pieniędzmi, więc te wszystkie drogo wyglądające rzeczy nie były dla mnie niczym podniecającym. Mimo wszystko i tak ich dom mi się podobał. Skoro wiedzieli, że mniej więcej w tych godzinach do nich przyjadę, nawet nie krępowałem się pukaniem i od razu wszedłem do domu. Doczołgałem swoją ogromną walizkę po schodach i wlazłem do pierwszego lepszego pokoju, jaki znalazłem. Miałem gdzieś co sobie pomyślą i tak znałem ich od dzieciństwa, więc wiedzieli, że wszędzie czuję się jak u ciebie w domu. Zostawiłem mój bagaż na środku podłogi i rzuciłem się na łóżko. Było naprawdę miękkie i wygodne. Ostatnie co pamiętałem to dźwięk wody lejącej się do wanny, a potem opatulony w czerwoną, jedwabną pościel nareszcie usnąłem.
Przez cały czas miałem wrażenie, że telefon mi wibruje, ale właśnie byłem w trakcie jakiegoś snu, i nie zbierało się na to żebym się obudził i sprawdził, kto się do mnie dobija.

***
- Tak chyba zalazłem waszą zgubę.
-….
- Spokojnie nie panikuj, przecież go nie zgwałcę.
-….
- Oh czekaj, chyba się budzi. Zaraz do ciebie oddzwonię.
     Dochodziły do mnie urywki czyjejś rozmowy, ale nie chciało mi się myśleć, kto to i co chciał. Czy ja naprawdę tak dużo wymagałem? Po prostu chciałem się w końcu wyspać.
- Taozi, tęskniłem, ale weź się zamknij. – powiedziałem, chowając twarz w poduszkę i skuliłem się w kokon, po czym przewróciłem na lewy bok. Tak wygodnie. Czułem, że ktoś kucnął przy łóżku, ale olałem to, a po chwili poczułem delikatny wiaterek pachnący miętą na mojej twarzy, przez co automatycznie marszczyłem nos.
- Tao, proszę. – mentalnie wywróciłem oczami.
Nie wiem, co robił, ale irytowało mnie to, dlatego odwróciłem się tyłem do niego, i wtedy usłyszałem jak się cicho śmieje. Zamarłem. To nie był głos Huanga, bez urazy dla niego, ale jego był bardziej pedalski i nie był też to Kris, więc kto? Zesztywniałem na tym łóżku jak zdechły kot, co musiało się prezentować bardzo ciekawie.
- Spokojnie, nie spinaj się tak, przecież nic ci nie zrobię.
    Spojrzałem na niego i to było za dużo. Nie byłem jakiś bardzo wstydliwy, ale jak zaraz po obudzeniu się widzi zajebistego chłopaka, który ma na sobie tylko biały, zdecydowanie za mało zakrywający ciało ręcznik, to nie ma co się dziwić, że moje policzki minimalnie zróżowiały. Nie mówiąc o tym, że chłopak miał idealnie zarysowane mięsnie brzucha, i jego twarz też była perfekcyjna. Kąciki ust zawinięte były do góry, a usta wygięte w pewnym siebie uśmiechu. Musiał widzieć jak się na niego patrzę, ale to jego wina, że stojąc prze de mną prawie tak, jak go bóg stworzył, wyglądał bardzo seksownie.
- Skończyłeś?
- Co skończyłem?
- Prześwietlać mnie wzrokiem.
- Przecież ja nic nie..
- Nie pogrążaj się.
- Ja się pogrążam? To ty chodzisz prawie z gołą dupą, po cudzym domu.
- Nie jest nawet trochę goła. Po za tym osobą, która raczej nie jest u siebie jesteś ty.
- Może Kris i Tao jeszcze ci nie powiedzieli, ale przez całe wakacje mieszkam u nich.
- To wytłumaczysz mi, co ty tu jeszcze robisz? 
   Okej. Kompletnie nie wiedziałem, o co gościowi chodzi. Zacząłem szybko mrugać oczami. Podszedł do mnie i złapał za podbródek. – Za blisko. Zdecydowanie narusza, moją przestrzeń osobistą. – To jest mój dom, aniołku. – powiedział patrząc mi w oczy.
   Teraz to już na pewno krew napłynęła mi do policzków. Przyłożyłem dwa palce do jego czoła i mocno pchnąłem go do tyłu, na co zaczął się śmiać.
- To w takim razie gdzie mieszkają Tao i Jifan?
- Dom dalej. – zrobiłem zdziwioną minę. - Dobra, niech mu będzie. 
     Wstałem, prawie zabiłem się o własną walizkę i wyszedłem z tego pokoju. Wkurzony zmierzałem do wyjścia i przyrzekam, że słyszałem jego śmiech, który tylko potęgował uczucie złości. Najgorsze jest to, że nawet się nie wyspałem. Z głośnym trzaskiem frontowych drzwi wyszedłem.

***

Tym razem zapukałem do drzwi, żeby mieć pewność, że się nie pomyliłem. Od razu usłyszałem, że ktoś biegnie w moją stronę. Po raz kolejny tego dnia zostałem zmiażdżony w morderczym uścisku.
- Tao, spokojnie udusisz go zaraz – powiedział uśmiechając się szeroko Kris.
- Dziękuję, że chociaż ty starasz mi się pomóc – powiedział i poklepał mnie po plecach, co było zdecydowanie mniej niemęskie, niż to, co zaprezentował wcześniej Huang.
- Mogę się zdrzemnąć? Błagam! – wyjęczałem żałośnie, nie mając ochoty na nic więcej.
- Widzę, że ciężka podróż.
- Oh, żebyś wiedział, ale opowiem wam jutro teraz naprawdę chce się położyć.
- Jasne twój pokój to ten trzeci na górze, po prawej.
- Ok, obudźcie mnie rano. Liczę na śniadanie do łóżka – uśmiechnąłem się uroczo.
- Jeszce jakieś wymagania królewno? – Tao pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ależ skąd – prychnąłem zadowolony i ponownie wlekąc swoją walizkę ruszyłem po schodach, zmierzając do pokoju, w którym aktualnie znajdował się mój raj. Oczywiście mówiąc raj miałem na myśli łóżko, gdyby ktoś nie zrozumiał.
    
*

Rano obudził mnie zapach naleśników. Powoli uchylając jedno oko zarejestrowałem talerz placków leżących na srebrnej tacy ułożonej na szafce nocnej. Obok stał jakby czymś wystraszony chłopak w przeuroczym fartuszku w różowe serduszka. Przez chwilę myślałem, że to mój jakiś głupi sen, ale stwierdziłem, że gdyby faktycznie nim był to ten chłopak obok mnie zamiast fartuszka miał strój pokojówki z mnóstwem koronek i innego badziewia. Tak mój mózg w ciągu całego życia zdążył pochłonąć zdecydowanie za dużo pornosów, ale kto by tam się tym przejmował moimi małymi fetyszami, które raczej nigdy nie wyjdą na jaw publicznie, no chyba, że będę piany. Wracając do rzeczywistości, chłopak chyba dalej zastanawiał się czy śpię.
- I co, wstał już? 
   Usłyszałem kolejną osobę w pokoju i zamruczałem coś pod nosem, nie chciałem jeszcze wstawać.
- Nie, nie miałem serca go budzić.
- Oj Kyunggie, w tym świecie nie ma miejsca na litość.
Po tych słowach poczułem, że to, co dawało mi takie przyjemne ciepło właśnie zostało mi zabrane. Miałem ochotę rzucić w Huang’a tymi naleśnikami, ale po prostu było mi ich żal. Zdążyłem się już odzwyczaić od takich bezwzględnych pobudek. Kiedyś jak byliśmy młodsi mama często wpuszczała Tao do mnie, który z zimnym sercem pozbawiał mnie snu. Nie wiem, jakim cudem wstawał tak szybko, ale w mojej naturze takie coś nie leżało, na pewno.
- Wstawaj kicia, nie mamy całego dnia.
- No już. – Mozolnie podniosłem się, rozglądając się z ciekawością po pokoju. W kącie stała ogromna biała szafa i inne białe mebelki. Cały pokój był bardzo jasny i wszystko było by pięknie gdyby nie fakt, że wyglądał jak pokój dla lalki barbie, lub ewentualnie mojej siostry. Ucieszyłaby się z takiego, chociaż dla niej trochę za mało różu. Pokiwałem niedowierzająco głową, ale nie miałem zamiaru komentować. Jakoś miałem gdzieś cały ten wystrój, ważne, że łóżko było wygodne i w pokoju była łazienka.
   Dalej zaspany posmarowałem pierwszego naleśnika sosem wiśniowym i byłem pod wrażeniem, były zdecydowanie lepsze niż mojej kucharki.
- Pyszne! – wytrzeszczyłem oczy – serio sami to zrobiliście?
- Oh Myeonnie, nie przeceniaj nas – zakasłał Kris. – Zapoznaj się z D.O jest naszym kucharzem, ale i przyjacielem.
     W sumie to zapomniałem o obecności tego cichego chłopaka.
- Racja! Jestem Suho. – uśmiechnąłem się do niego życzliwie. – Gotujesz na serio nieźle!
- Poczekaj aż spróbujesz jego obiadów, pozazdrościsz nam takiego kucharza. – D.O nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął.
- To co dzisiaj robimy?
- Najpierw to idź się umyj, a potem pojedziemy na zakupy uzupełnić zapasy i robimy domówkę – wyszczerzył się do mnie Tao.
- A kogo zapraszacie? – powiedziałem trochę nie wyraźnie dalej przeżuwając placka.
- Baek, Yeol…
- Jakim cudem? Przecież oni są w Korei.
- Nie, przyjechali tutaj do Minseok’a i Lay’a w pierwszy tydzień wakacji, nie mówili ci?
- Nie?
- No to ja ci mówię. Będzie też sam Xiu i Xing, Luhan jakiś jego przyjaciel.
- O nie. – Zaskomlałem załamany.
- Co znowu?
- Sehun jest straszny.
- Z tego, co Lu mi mówił jest uroczy.
- Mówię ci to tylko powłoka.
- Dobra, nie ważne, będzie jeszcze D.O i Kai.
- Kai też? – tym razem wtrącił się wielkooki. – To może ja sobie jednak odpuszczę?
- Nikt sobie niczego nie odpuszcza. I tak każdy wie, że bardzo chcesz żeby z nami był.
- Kto to Kai? – Zapytałem.
- Nasz przyjaciel, ogrodnik.
- Jest architektem krajobrazu, a nie ogrodnikiem.
- Spokojnie Kyunggie, nie chciało mi się tłumaczyć. – Wywrócił oczami, a ja już zaczynałem sobie sklejać wszystko w głowie do kupy i wiedziałem, że ten mały słodki, brunecik najwyraźniej zauroczony był w kimś, kogo imię brzmiało Kai.
- No i będzie jeszcze Chen.
- Kto to? – Zapytałem od niechcenia.
- A myślałem, że już go znasz, po tym jak wylądowałeś jego łóżku –Kris uśmiechnął się do mnie bezczelnie.
     Zamrugałem szybko czując jak stado krwinek kumuluje się w moich policzkach, na wspomnienie niejakiego Chena. Trzeba będzie później jakoś popracować nad tym cholerstwem.
- Mówiłeś, że nic mu nie zrobił! – panikował Tao, prawie rzucając się z pazurami na niewinnego Krisa.
- Bo nie zrobił, Suho po prostu się tam zdrzemnął. – panda wypuścił powietrze z płuc.
- Błagam nie strasz mnie więcej.
- A tobie co instynkt macierzyński się włączył, Kris to już ten czas? – zwróciłem się do wyższego i zrobiłem wielkie oczy, jakby to miało zwiększyć powagę sytuacji, na co Tao oczywiście zmroził mnie wzrokiem, a Fan się zaśmiał. Soo stał i wpatrywał się rozmarzonym wzrokiem w okno. – On tak zawsze? – spojrzałem ukradkiem na D.O.
- Nie, pewnie Jongin ściągnął koszulę – machnął ręką na Tao – nie przejmuj się nim, on teraz przeniósł się do swojego własnego świata, którego panem i władcą jest, Kim Jongin aka Kai.

*

Razem z Soo i TaoRisem poszliśmy do sklepu na umówione zakupy. Kyung miał swój własny koszyk, do którego wkładał składniki potrzebne na następne dania, a nasza reszta zajęła się przekąskami i alkoholem na wieczór. Jak dobrze, że Kris był od nas dwa lata starszy, więc nie musieliśmy się martwić, że na nie sprzedadzą tego, czego najbardziej potrzebowaliśmy. Po drodze mignęły mi kolorowe włosy, a po tym, co zobaczyłem chwilę później stwierdziłem, że Sehun cofnął się w rozwoju o jakieś dziesięć lat. Powiedzcie mi, który normalny (i trzeźwy) siedemnastolatek siedzi w wózku na zakupy zadowolony jakby było to, co najmniej odpicowane Ferrari, które z resztą i tak pewnie posiada jego ojciec. Ale co tam przecież koszyk to zdecydowanie atrakcja, nie wierzę.
- O hej Luhan! Krzyknął Tao. Omo! Faktycznie słodziutki ten twój PRZYJACIEL – podkreślił ostatnie słowo Huang, na co kolorowy oczywiście się uśmiechnął. Co, jak co, ale komplementy to on chłonął jak moja babcia nowe odcinki mody na sukces z koreańskim dubbingiem. Spojrzałem do góry, żeby zobaczyć jak wygląda ten piękny i cudowny, Luhan. Zamarłem. Schowałem się za Krisem przestraszony, co musiało wyglądać co najmniej dziwnie.
- Hej, Jun co się dzieje? – spytał zaniepokojony Kris.
- Ten blondyn jest straszny. Wygląda jak porcelanowa laleczka. chińskie laleczki są straszne, one się patrzą i chcą mnie zabić mówię ci, on chce pożreć moją duszę. One tylko udają, że są martwe, a tak naprawdę czyhają na życie takich niewinnych ludzi jak ja. – Byłem naprawdę przerażony. Niczego nie bałem się tak bardzo jak tych trupich laleczek. To była jakaś taka moja chora fobia z dzieciństwa.
- Fannie, co się stało z Junem. – spytał zaniepokojony Tao, kiedy mnie zobaczył.
- Boi się Luhana. – powiedział powstrzymując śmiech. Był głupi, bo to wcale nie było śmieszne.
- Dlaczego się mnie boi? – Zapytał zdziwiony chłopak. Mogę przysiąc, że widziałem cień radości na jego twarzy, po tym, co powiedział Kris.
- Nie fascynuj się Lulu, on nie boi się ciebie, dlatego, że wyglądasz przerażająco, czy jakoś nazbyt męsko tylko myśli, że jesteś lalką i że chcesz pożreć jego duszę. Tak zrozumiałem z jego bełkotu... – Ten mały blondyn zaczął się głośno śmiać, po czym otarł niewidzialną łezkę z oka.
- Spokojnie, nie zamierzam cię skrzywdzić. – Podszedł do mnie i położył dłoń na moim prawym ramieniu. Z bliska jego oczy były jeszcze większe, i bardziej lalkowate. Czułem jak zaczynam się trząść. W momencie, kiedy się do mnie uśmiechnął miałem ochotę wybiec z tego supermarketu z krzykiem i błagać niebiosa o litość nad niewinną dziewicą, jaką niestety jeszcze byłem. Moment chwila, co ja gadam? Strzeliłem sobie mentalnego policzka, po czym się uspokoiłem. Luhan jest człowiekiem, a ja po prostu obejrzałem w życiu stanowczo za dużo horrorów.
- Okej. Już się ogarnąłem. To była po prostu moja chwila słabości.
- Czemu pomyślałeś, że jestem lalką?
- Bo tak wyglądasz. Dobra skończy już ten temat. – Uśmiechnąłem się prosząco, bo to, co wcześniej odwaliłem było, co najmniej nie na miejscu. W sumie było mi trochę głupio. 

Kasjerka na początku nie chciała uwierzyć Krisowi, że jest już pełnoletni, przez co musiał się fatygować wyciąganiem dowodu osobistego.
Zapakowaliśmy wszystkie zakupy do auta i razem pojechaliśmy do domu.



 CDN...




Teraz każdy kto czyta tego bloga może zabić mnie za tak długą nieobecność. Śmiało, pozwalam T^T 
Na prawdę przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale zauważyłam, że ciężko mi jest się trzymać ciągle jednego projektu i zawsze jak siadam pisać coś, to piszę nie to co chcę ^^" Ogólnie zrobię zakładkę z opisami shotów/opowiadań, które zamierzam w przyszłości wstawić.
Co do Holiday... miałam to wstawić w wakacje, ale jakoś tak wyszło, że wstawiam teraz :D Mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania :)) 
 Przepraszam za błędy, jeśli jakieś są...


15 marca 2014

"List"

                       Kochany Sehunnie!
Wiesz, chciałem Ci coś powiedzieć. I z góry przepraszam, że to wszystko jest w formie listu, ale inaczej nigdy nie zdobyłbym się na to, aby Ci to wyznać. Kiedyś było inaczej. Już nawet nie mówię o tym jak byliśmy dziećmi, bo te wspomnienia są dla mnie jak bajka. Nawet nie wiesz jak byłem Ci wdzięczny, kiedy do mnie podszedłeś i zacząłeś rozmawiać. Zawsze wstydziłem się poznawać nowych ludzi, a dodając do tego moją sytuację, przeprowadzkę z Chin do Korei, byłem mocno zagubiony w tym wszystkim. Gdyby nie Ty, pewnie nie poznałbym tylu wspaniałych przyjaciół, jakimi są Baekhyun, Kai, Suho i reszta naszej paczki. Skumplowaliśmy się chyba z nimi w gimnazjum, prawda? Praktycznie wszyscy byliśmy w innych klaskach, ale jakoś się posklejało wszystko do kupy i zaczęliśmy się trzymać razem.
Wycieczki szkolne, na które, udało nam się pojechać razem, były świetne, nawet, jeśli te tępe dziewczyny kazały grać nam w głupie gry, jak butelka, prawda czy wyzwanie, to i tak mi się podobało, czasami fartem trafiałem na Ciebie. Pewnie Ty czułeś się strasznie, kiedy musiałeś pocałować chłopaka, ale ja się gdzieś tam w środku bardzo cieszyłem, kiedy osobą, na którą wypadło byłeś Ty. Wiesz, czas, który ze mną spędzałeś z mojej perspektywy wyglądał trochę inaczej. Kiedy nocowaliśmy u siebie zazwyczaj oglądaliśmy horrory, możesz mi wierzyć lub nie, ale to głośno bijące serce, które na pewno słyszałeś, nie było spowodowane tym, że bałem się tych durnych filmów z masą wręcz śmiesznych kreatur, tylko twoją bliskością. Nawet sobie nie wyobrażasz ile razy prawie padłem na zawał, kiedy seans Cię nudził i zasypiałeś na moim ramieniu, owiewając mi szyję swoim gorącym oddechem. Moje hormony szalały, ciężko było mi udawać przez te wszystkie lata, że nic do Ciebie nie czuję. Tak, nie pomyliłeś się, dobrze przeczytałeś, z Twoim wzrokiem wszystko w porządku. Darzę Cię o wiele silniejszym uczuciem niż przyjaźń.. Cały czas twierdziłem, że wystarczy mi sama twoja obecność, ale z drugiej strony, wiedziałem, że gdzieś zamknięty głęboko we mnie Luhan chciał usłyszeć parę zdań, które pewnie zmieniłoby moje życie w niebo.  Nie wiem, kiedy, zacząłem się robić o Ciebie piekielnie zazdrosny, nie to, że uważałem, że należysz do mnie, nigdy tak nie pomyślałem, nie potrafiłem, ale chciałem, żebyś był przy mnie. Kiedyś mnie pocałowałeś, i nie piszę tutaj o jakiś głupich grach. Nie wiedziałem, co się dzieje, byłeś piany wzięło Cię na czułości, przepraszam, ja nie umiałem i nawet nie miałem ochoty protestować. Byłeś blisko, za blisko, zaczęło mi się kręcić w głowie, przejechałeś dłonią po moim policzku, przeszedł mnie dreszcz, zmniejszyłeś odległość między nami do zera. Całowałeś namiętnie doprowadzając mnie do szału i pewnie dawno leżałbym na ziemi, gdyby nie twoje ręce trzymające mnie mocno w talii i ściana za mną. Kiedy przerwałeś, zrozumiałem, jaki głupi i okropny byłem, mimo że się do mnie uśmiechałeś, to wiedziałem, że byłeś niczego nieświadomy a ja cię wykorzystałem, byłem wściekły na siebie. Odprowadziłem Cię do domu i tam z tobą zostałem do czasu, aż nie zasnąłeś. Czułem się podle. Poszedłem, zamykając twój dom na klucz, bo przecież mi jeden dorobiłeś, zresztą Ty do mojego mieszkania też masz. Tej nocy nie spałem, nawet nie próbowałem i tak nie dałbym rady. Następnego dnia się z Tobą spotkałem, byłeś taki jak zawsze, uznałem, że niczego nie pamiętasz. Myślałem, że taki obieg wydarzeń będzie mi pasował, bo nie musiałem słuchać tłumaczeń i tego jak żałujesz i przepraszasz za to, co zrobiłeś, mimo że to było coś, za co nigdy nie chciałbym usłyszeć przeprosin, ale nie. Wracając do domu popłakałem się. Było mi smutno, że mój pierwszy i najcudowniejszy prawdziwy pocałunek z Tobą, dla Ciebie nie istniał. Przepraszam, że Ci to mówię pewnie wolałbyś jednak nie wiedzieć. Później nasze stosunki uległy zmianie, odsunęliśmy się od siebie, pewnie, dlatego, że po tym wszystkim zachowywałem się inaczej, szkoda, że to prze ze mnie. Po paru miesiącach, już prawie nie spędzaliśmy ze sobą czasu, to bolało, świadomość, że nie jesteśmy już tak blisko jak dawniej, ale nie śmiałem Cię winić. Kiedy myślałem, że gorzej być nie może, przyjechał Tao. Mój brat, który nienawidzi mnie od zawsze. To on miał tu przyjechać dziesięć lat temu. Tylko, że dwa dni przed jego wyjazdem rodzice zmienili zdanie i to mnie tu wysłali, ale Ty o tym wiesz. Przed Tobą, Chenem, Byun’em i innym udawał wspaniałego brata, szkoda, że przez całą moją obecność w Korei nie odezwał się ani razu. Tak nagle za mną zatęsknił. Musiał zauważyć, że jesteś dla mnie kimś ważnym, bo zaczął się do Ciebie podwalać, i pożerać wzrokiem przy każdej okazji. Wczoraj nie wyrzuciłbym go z domu gdyby nie powiedział tych wszystkich słów, które mnie tak cholernie zabolały. Teraz nie są już one istotne, stało się, znienawidziłeś mnie, ponieważ zraniłem, bliską Ci osobę, jednego z twoich przyjaciół, którym ja już pewnie nie jestem.
Dziękuję.
Kocham, Luhan.

Płakałem. Ja naprawdę płakałem. Napisałem ten durny list, ale i tak nie miałem go jak wręczyć Sehunowi, bo nie chciał ze mną w ogóle rozmawiać.

Siedziałem skulony na łóżku, trzymając w ręku prostokątny, biały papier, który był widoczny nawet mimo ciemności. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do mieszkania. Pomyślałem, że to Zitao i po raz kolejny chciałam go stąd wywalić. Poprzednią noc spędził pewnie u Sehuna. Na samą myśl chciało mi się jeszcze bardziej płakać.
Mój brat nie był sam, wszędzie poznałbym niski, nieco ochrypły głos Hunnie'go. Ktoś wszedł do mnie do pokoju i zapalił światło. Tym kimś był Sehun.
- Zgaś to - powiedziałem ledwie dosłyszalnie, po czym nakryłem się kołdrą, aby nie zobaczył, w jakim stanie jestem. Posłuchał.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytał mnie, a ja nie miałam zamiaru się tłumaczyć.
- Dlaczego to zrobiłeś?! Przeciecz to twój pieprzony brat! Luhan do cholery, kiedyś nie potrafiłbyś czegoś takiego zrobić. – Powiedział z pewnym obrzydzeniem w głosie, jakby nie chciało mu to przejść przez gardło.
- Mógłbyś, chociaż nie udawać, że mnie nie widzisz. Kiedyś... - podszedł do mnie i pozbył się kołdry, w której okrywałem swoją zapłakaną twarz.
- Kiedyś było inne - wyszeptałem w niewyraźnie w małego jaśka, ale i on został mi brutalnie wyrwany z rąk.
Jego oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, więc bez problemu zauważył moją zapuchniętą twarz. Zrobił bardzo zdziwioną minę, kiedy zobaczył moje łzy, w końcu to nie było coś, co widział często. Rzadko mi się to zdarzało przy kimś. Pod wpływem impulsu przytuliłem się mocno do niego, mocząc mu koszulkę, ale miałem to gdzieś, bo ta głupia woda po prostu wyciekała mi z oczu, nic nie mogłem na to poradzić. Korzystając z okazji, wsadziłem list do jego tylnej kieszeni i przez chwilę czułem się na swoim miejscu, w ramionach Sehuna.
- Co ty wyprawiasz?! - zapytał zdenerwowany.
- Przepraszam - popatrzyłem mu jeszcze w oczy i postarałem się uśmiechnąć - ty też kiedyś pozwalałeś mi się do siebie przytulać. Nie tylko ja się zmieniłem.- Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy. Spuściłem głowę w dół, wyminąłem go i wyszedłem na klatkę schodową, odprowadzony triumfalnym wzrokiem mojego kochanego braciszka.
Trochę to dziwne, że doszło do momentu, kiedy czułem się niekomfortowo we własnym domu. Sehun pewnie zaraz po tym jak zniknąłem zaczął się dobrze bawić w towarzystwie Tao. Nie miałem mu tego za złe, przecież nie miałem prawa mu rozkazywać.
Poszedłem do Baekhyuna. Był trochę wściekły, że wpakowałem się mu do domu o pierwszej w nocy, ale kiedy spojrzał na mnie, jego nastawienie zmieniło się. Zrobił mi herbatę, przytulił mnie, a ja opowiedziałem mu o wszystkim, co się wcześniej wydarzyło, nie pomijając szczegółów. Powiedziałem też, że wyjeżdżam, decyzję pojąłem, kiedy przekroczyłem próg mojego apartamentu. Pieniądze miałem cały czas, więc mogłem stwierdzić, że firma rodziców raz się na coś się przydała.
- Lu, jesteś pewny. Może z nim pogadaj.
- Nie chcę, on jest zaślepiony Tao, wierzy we wszystko, co ten idiota powie. Zresztą jak miałbym z nim żyć, skoro on już się nawet przy mnie nie uśmiecha. Skoro nie jestem osobą, przy której on może robić to, co ja kocham w nim najbardziej, to nie jestem jego wart, ani jego ani jego uśmiechu. - Po tym, co powiedziałem głos mi się załamał. Byun to zauważył.
- Już, spokojnie Lu, jestem przy tobie. - Uspokajał mnie długo, ale pomogło, ponieważ w końcu zasnąłem.

Następnego dnia czułem się już lepiej. Baek miał pracę na dziesiątą, dlatego zawiózł mnie na lotnisko żebym mógł kupić bilety na lot do Chin. Potrzebny był mi tylko jeszcze jakiś koc i poduszka, bez których de facto nigdzie się nie wybierałem. Wszedłem do pierwszego lepszego sklepu i znalazłem brązowy, bardzo milusi w dotyku kocyk i jaśka, zapłaciłem za nie i udałem się do Baekhyuna. To wcale nie było tak, że czekałem na jakąkolwiek reakcję od Sehuna na mój list. Najwyraźniej miał głęboko gdzieś moje uczucia.  Nie miałem ochoty na nic do jedzenia, położyłem bilet na stole, ułożyłem się wygodnie w łóżku Byun’a i zasnąłem.

- Hej i jak się czujesz? - usłyszałem zatroskany głos przyjaciela, zaraz po przebudzeniu. Nie byłem pewien ile tak leżałem, ale za oknem było już ciemno.
- W porządku, wiesz bywało ze mną lepiej, ale poradzę sobie - starałem się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło.
- Na kiedy masz bilety?
- Na jutro wieczór.
- Jesteś pewien, że tego chcesz?
- Kurwa, Baekhyun oczywiście, że nie chcę. Najchętniej grzałbym dupę w ramionach Sehuna albo, chociaż gdzieś przy nim, ale niestety to miejsce ostatnio zajmuje mój „opiekuńczy” braciszek, który miał sprawdzić, co u mnie a w gruncie rzeczy za dwa dni będę z powrotem w Chinach, ponieważ zabrał mi kogoś, na kim zależy mi najbardziej na świecie.
- Od początku mi ten cały Tao nie pasował.
- Chociaż ty nie zostałeś oślepiony.


 ~ Baekhyun


- Odbierz, no odbierz to, debilu – pomyślałem wkurzony do granic możliwości.
- Baekkie! No hej, co tam? – usłyszałem jego wesoły głos po drugiej stronie słuchawki.
- Co tam? Ty się pytasz co tam? U mnie zajebiście, ale u ciebie z tego, co wiem to nie jest tak pięknie. Za dwadzieścia minut widzę cię w mojej kawiarni...
- Ale ja jestem...
- Gówno mnie obchodzi, z kim jesteś i gdzie jesteś,  teraz radziłbym ci już zebrać tą zgrabną dupę i zapierdalać do wyznaczonego miejsca.
- Ale...
- Żadnych, kurwa, ale, idź już. – Rozłączyłem się. Tak jak się spodziewałem, ten durny dzieciak przyszedł prawie na czas. Każdy wiedział, że mi w takim stanie się niczego nie odmawia, bo zazwyczaj źle się na tym kończy.
- A więc? O czym chciałeś rozmawiać?
- Jesteś debilem.
- Fascynujące, to jest aż tak ważne, żebym musiał zostawiać Tao samego? Nie wiem czy wiesz, ale…
- Tao. Tao. Czy ty siebie do cholery słyszysz? Luhan wyjeżdża dzisiaj wieczorem do Chin i raczej zamierza tam zostać, a ty się martwisz kolesiem, którego znasz dwa miesiące? Myślałem, że twoja więź Luhanem jest trochę bardziej szczera i trwała, ale jednak się chyba myliłem, bo masz gdzieś to, że możesz już nigdy go nie zobaczyć.
- Jak to wyjeżdża do Chin, dlaczego?
- Nie no, ludzie trzymajcie mnie, bo ja ci chyba zaraz coś zrobię. Powiedz, że przeczytałeś ten pieprzony list, który włożył ci wczoraj do kieszeni.
- Żadnego listu na oczy nie widziałem. – Załamałem się i pięknie mu to pokazując, przyjebałem głową w stół.
- To teraz idź do swojego mieszkania i poszukaj tego skrawka papieru i módl się o to, żeby nie był w śmieciach. Luhan wylatuje o dziewiętnastej, wiesz on myśli, że go nienawidzisz. Masz dwie i pół godziny na przemyślenie wszystkiego, a teraz zejdź mi z oczu, bo już nie mam do ciebie siły – wyszeptałem.

    ~Sehun

Nawet nie słyszałem ostatniego zdania przyjaciela, bo wyleciałem jak z procy z tej kawiarenki i pobiegłem jak najszybciej do domu. Dziękowałem światu, że Lu mieszkał stosunkowo blisko. Zdyszany wszedłem do mieszkania.
- Tao, widziałeś jakąś białą kopertę w domu? - Zapytałem widząc Huanga siedzącego w pokoju jego brata.
- Chodzi ci o to?
- Całkiem możliwe - podszedłem do niego i wyrwałem mu kartkę z rąk.
Zbiegałem po schodach jak wariat, ale nie mogłem marnować czasu. Minęło już pół godziny, a dojazd na lotnisko zajmował kolejne półtora. Wsiadłem do auta i otworzyłem niezaklejoną kopertę. Kończąc czytać z szoku upuściłem list na kolana. Wypuściłem długo wstrzymywane powietrze z płuc i ruszyłem w stronę Luhana. Im byłem bliżej tym bardziej się stresowałem. Kiedy dojechał na miejsce zobaczyłem, że ludzie wsiadają, już do odlotu. Pobiegłem w jego stronę, ale nigdzie w pobliżu nie widziałem blond czuprynki. Chciałem wbiec do samolotu, ale jakaś wychudzona stewardessa mnie zatrzymała.
- Przepraszam, poproszę bilet – powiedziała irytująco słodkim głosem.
- Nie mam, mój kolega go ma, a idiota wsiadł już do samolotu.
- Przykro mi, nie może pan wejść.
-Rozumiem - Nie myśląc o konsekwencjach delikatnie przesunąłem, dziewczynę i zacząłem biegać po całym samolocie szukając Luhana. Kiedy go znalazłem, złapałem go za rękę, zacząłem ciągnąć przez środek, aż do wyjścia.
- Co ty tutaj robisz, pojebało cię? - Luhan był wściekły, nie wiedział, co się dzieje.
- No chyba ciebie pojebało, że cię gdzieś puszczę, po tym jak przeczytałem ten list.

~Luhan

                Szczerze mówiąc byłem w szoku, ostatnią osobą, jaką spodziewałem się zobaczyć  był Hunnie. Przez chwilę myślałem, że leci do Chin, nie pozwoliłbym mu, ale nie. On miał w planach wpakować mnie do swojego auta i wywieźć w kompletnie nieznane mi miejsce. Całą drogę do samochodu trzymał mnie za rękę, słyszałem, że przepraszał jakąś kobietę za to, że ją popchał po czym oznajmił, że nigdzie nie jadę.
Siedziałem obok niego na miejscu pasażera. Sehun był obok mnie? Nie wierzyłem. Nie po tamtej nocy. Dojechaliśmy nad jakąś rzekę. Muszę przyznać, że było tam ślicznie. Usiedliśmy na ciemnozielonej trawie, obok szumiącej wody.
- Dlaczego po mnie przyjechałeś? Przecież mnie nienawidzisz, mówiłeś, że kiedyś byłem inny - wiedziałem, że mówiąc to wszystko tylko sobie szkodziłem, ale nie chciałem robić sobie nadziei.
- Ja pamiętam wszystko, o czym pisałeś do mnie w tym liście – kiedy wspomniał o tej kartce papieru poczułem rumieńce, bo przecież tam wyznałem mu swoje wieloletnie uczucia, jakimi go darzę.
- Ale...
- Daj mi skończyć - powiedział spokojnie.
Nie zamierzałem przerywać i tak nie wiedziałbym, co mam powiedzieć. Byłem tym wszystkim tak zawstydzony. Pisząc ten list myślałem, że już go nigdy nie zobaczę.
- Wcale nie żałuje, że do ciebie zagadałem jak miałeś te durne dziesięć lat, to było najlepsze, co w życiu zrobiłem, bo dzięki tej krótkiej rozmowie cię poznałem i teraz tu jesteś. Te gry, które dziewczyny wymyślały wcale nie były głupie, w gimnazjum w życiu inaczej nie miałbym możliwości bycia z tobą tak blisko. Serio myślisz, że na tych horrorach zasypiałem od razu po tym jak kładłem głowę na twoim ramieniu?
- Tak, a nie? – Zdziwiłem się.
- Nie, fakt zasypiałem, ale nie od razu. Gdybym wiedział, że serce wali ci przeze mnie to nie skończyłoby się tylko na spaniu na twoim ramieniu, oj uwierz, że nie. W trzeciej klasie gimnazjum byłem już trochę bardziej śmiały, niż ci się wydaje, ale musiałem być też głupi skoro nie skojarzyłem pewnych faktów. - Chciałem coś powiedzieć, ale miałem nie przerywać.
- I teraz słuchaj bardzo uważnie. Wcale nie zapomniałem o tym jak cię pocałowałem. – Wytrzeszczyłem na niego oczy i miałem wrażenie, że chyba dość szeroko otworzyłem usta. Nie moja wina, że nad tym nie panowałem. - Nie wiem jak mogłeś pomyśleć, że mi się nie podobało, bo to był najpiękniejszy moment mojego życia, tak się cieszyłem, że w końcu mi się udało zmniejszyć między nami dystans do zera... Kiedy przerwałem pocałunek byłeś taki skołowany. Myślałem, że było to dla ciebie obrzydliwe czy coś.
- To nie był smutek, to była złość, pomieszana z rozpaczą, ponieważ myślałem, że jesteś niczego nieświadomy i byłem wściekły na siebie, że cię wykorzystałem…
- Ciiii. Wiem to, ale dopiero od niedawana. Wtedy nie chciałem być taki w twoich oczach, dlatego następnego dnia udawałem, że niczego nie pamiętam, i przez to wszystko ty płakałeś. To mnie zabolało, kiedy, czytałem twój list o tym, po raz kolejny wylewałeś przeze mnie łzy, przepraszam.
- To na prawdę nie zdarzało się aż tak często.
- Masz rację, wtedy oddaliliśmy się od siebie. Tak bardzo chciałem to przerwać, ale oboje brnęliśmy w to dalej. Jak tak teraz myślę wystarczyłaby jedna szczera rozmowa tamtego poranka i wszystko było by o wiele prostsze. Kiedy przyjechał Tao, praktycznie się do siebie nie odzywaliśmy, chciałem to jakoś naprawić. Myślałem, że jak się zaprzyjaźnię z twoim „ukochanym” braciszkiem to przy okazji i nasza relacja się wzmocni, myliłem się, po raz któryś kolei się myliłem, czemu zawsze musiałem podejmować tą złą decyzję? Kiedy Cię wczoraj zobaczyłem zamiast cię mocno przytulić, nakrzyczałem na ciebie, bo jednak polubiłem Tao i nie rozumiałem, dlaczego go wyrzuciłeś, dalej nie wiem. Luhan, co on wtedy powiedział, że tak ostro zareagowałeś?
- Mało istotne, to zwykły dupek, powiedział coś okropnego o tobie, w co od razu mówię, że nie uwierzyłem, ale zdenerwowało mnie to i zabolało, proszę nawet nie każ mi tego powtarzać.
- Przepraszam.
- Nie będę więcej płakał. Nie musisz się martwić.
- Bo ja ci na to nie pozwolę - Sehun przybliżył się do mnie, znowu czułem, że mój świat wiruje, tylko teraz wrażenie, że mogę upaść nie pojawiło się, ale to pewnie z powodu Hunnie'go, który przygniatał mnie do trawy. Mało mnie obchodziło to, że będę cały brudny. Całował mnie tak czule i delikatnie, jak by myślał, że zaraz się rozsypie. Było mi tak przyjemnie, oddając pocałunki w ramionach ukochanego. Jeszcze parę godzin temu myślałem, że on mnie nienawidzi. Teraz byłbym w drodze do Chin, bez przyszłości u boku Sehuna. Nawet nie wiem, kiedy zaczęło padać, byliśmy cali przemoczeni. Sehun podniósł mnie i przytulił do siebie, chyba dalej nie zauważył, że zaczęło już dosyć mocno padać. Ale było lato, więc to nie znaczyło, że było jakoś bardzo zimno. Poczułem dłoń na swojej.
- No chodź, odwiozę cię do domu.
- Ale ja nie chcę tam jechać.
- Dlaczego?
- Nie chcę widzieć Tao, poza tym wolałbym pojechać do ciebie - powiedziałem, odwracając wzrok.
- W takim razie jedziemy do mnie.
Wsieliśmy do auta, droga minęła mi szybko. Naprawdę tęskniłem za tak beztroskimi rozmowami z Sehunem. Kiedy weszliśmy do mieszkania Sehun wyciągnął ręcznik i położył go na mojej głowie żebym sobie wytarł włosy.
- Tutaj masz moje ciuchy i się przebierz, weź sobie gorący prysznic a ja za ten czas zaparzę herbatę i zrobię coś do jedzenia.
- Jasne - uśmiechnąłem się do niego, wziąłem ubrania i poszedłem do łazienki. Tam z trudem zdjąłem przylegający do mnie materiał i wszedłem do kabiny. Oblałem się gorącą wodą i nałożyłem szampon do włosów. Tam wszystko nim pachniało, do nieba brakowało mi tylko jego samego pod tym prysznicem. Umyty wyszedłem i ubrałem szarą bluzę Sehuna, która była na mnie dużo za duża. Mimo że chłopak był młodszy to i tak był od mnie wyższy prawie o głowę. Spodnie też były trochę za luźnie i dobra bokserki też.
Poczłapałem do Sehuna, który stał w kuchni i coś smażył. Kiedy usłyszał, że już jestem odwrócił się w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. Położył talerze z jajecznicą na stole i stanął do mnie tyłem. Skorzystałem z okazji i mocno się do niego przytuliłem. To wszystko było dla mnie takie nierealne, odległe. Ta chwila była cudowna, ale nie. Nie mogło być idealnie, akurat w takim momencie musiało się wydobyć z mojego brzucha takie coś.
- Oj, Luluś jesteś naprawdę kochany, ale może chcesz coś zjeść? - No nie mogłem, czułem się zażenowany tym wszystkim, co to miało niby znaczyć, głupi brzuch.
- Dobra. - Chyba wyczuł w moim głosie ten delikty grymas, bo zachichotał cichutko i zaczęliśmy jeść. Po kolacji, byliśmy już bardzo zmęczeni po dniu pełnym wrażeń, położyliśmy się w jego łóżku. Po raz kolejny poczułem na sobie jego mocne ramiona i przysięgam, że żadne głupie „kocham cię” nie wyraziłoby moich uczuć do niego. Na reszcie czułem się na swoim miejscu.
- Cieszę się, że w końcu wszystko się ułożyło.
- Tak, ja też - wyszeptałem a po chwili zasnęliśmy, razem wtuleni w siebie. To najcudowniejszy koniec dnia w moim życiu.



          W sumie nie wiem, co się stało z Tao. Kiedy następnego dnia wróciłem do domu, nie zobaczyłem go, aż do dzisiaj. Minęły dwa lata odkąd jestem z Sehunem. Jest idealnie. Mieszkamy w małym domku jednorodzinnym, na obrzeżach Seulu. Często spotykamy się na piwie z Baekhyunem i Yeolem jego chłopakiem, Jonginem i resztą naszej licealnej paczki. Na prawdę nie wyobrażam sobie lepszego życia. Teraz mogę śmiało stwierdzić, że watro było przeżyć to wszystko, żeby mieć to, co mam teraz, dom, przyjaciół i kochającego chłopaka.


                                                        END


Hejka, na wstępie chciałabym powiedzieć, że oneshot’a dedykuję Yuki, która męczyła mnie żebym założyła bloga. Z góry przepraszam za błędy, bo wiem, że są, ponieważ pierwszy raz piszę jakiegoś fanficka. Jak na razie na bloga będę chyba wstawiać oneshoty, a później opublikuję paro rozdziałowe opowiadanie, które już zaczęłam pisać. Chciałabym poznać waszą opinię na temat tego jak shota, dlatego jak możecie to komentujcie i mówcie mi, co robię źle, ponieważ jestem w tym wszystkim nowa. ^^"